(Fot.: PD@N 351-14)
15 miesięcy więzienia w zawieszeniu i 11 tys. zł do zapłaty - takim wyrokiem ukarał sąd Dorotę G., która wjechała na letnich oponach na oblodzony wiadukt w Kończewicach pod Toruniem, powodując potężny karambol. Kobieta wpadła tam w grudniu ub.r. w poślizg i zjechała na przeciwległy pas, po którym ciężarowym volvo, załadowanym 23 tonami pepsi, sunął 46-letni Michał W. Jak wyliczyli eksperci, kiedy ford escort z Dorotą G. i czterema pasażerami stanął mu w poprzek drogi, mężczyzna miał 1,45 sekundy na podjęcie jakiegokolwiek manewru. Zdążył tylko wdepnąć hamulec, lecz ciężarówka i tak uderzyła w tylną część lewego boku forda. Ale i to jej nie zatrzymało - tir przebił jeszcze bariery energochłonne, po czym runął z wysokiego na kilka metrów wiaduktu na biegnące pod nim torowisko. Dorota G. nie przyznała się do winy. Biegli w zakresie ruchu drogowego jednak nie pozostawili złudzeń, że to ona ponosi winę za wypadek, a Michał W. nie miał szansy na uniknięcie zderzenia. Złożyły się na to trzy przyczyny. - Opony, prędkość i pośpiech - wyliczył sędzia Krzysztof Katafias. Kobieta jechała samochodem, który na przedniej osi miał gumy wielosezonowe, a na tylnej - letnie. - W takim przypadku wystarczy niewielka zmiana oporu toczenia na którymś z przednich kół, by tył pojazdu wpadł w poślizg - objaśniał sądowi biegły specyfikę jazdy takim autem w zimowych warunkach. Tymczasem, choć na szosie leżało błoto pośniegowe, 37-latka miała na liczniku co najmniej 90 km na godz., bo spieszyła się do pracy w jednym z toruńskich szpitali, a chciała jeszcze podwieźć dzieci do szkoły. - Wpadła w poślizg, bo wjeżdżając na wiadukt, nie dostosowała prędkości do warunków drogowych. Każdy kierowca wie, że tam zimą zawsze może być lód i trzeba zwolnić. Jeśli do tego dodać opony, na których jechała, widać jak na dłoni, że oskarżonej zabrakło roztropności - podsumował sędzia. Biegli wyliczyli, że powinna jechać z prędkością najwyżej 30-40 km na godz. Dorota G., która wyszła z karambolu bez szwanku, będzie musiała zapłacić 1 tys. zł grzywny oraz po 5 tys. zł nawiązki najciężej rannym w wypadku, tj. kierowcy tira oraz jednej ze swoich pasażerek. To prawdopodobnie jednak nie koniec czekających ją wydatków. Zanosi się, że proces cywilny o odszkodowanie wytoczy jej Michał W. Lekarze stwierdzili u niego trwałe kalectwo po poważnym urazie biodra. 45-latek, który kierowcą był ponad 20 lat, stracił przez to pracę, a ma na utrzymaniu rodzinę i czeka go kosztowne leczenie. Jego pełnomocnik domagała się już wczoraj 50 tys. zł nawiązki od Doroty G. Wyrok jest nieprawomocny.