(Fot.: PD@N-477-15sg)
W numerze 0472 tego tygodnika zwracałem uwagę na niedomogi zgłoszonej w Sejmie propozycji wprowadzenia przepisu, obligującego kierujących pojazdami samochodowymi do zatrzymania się przed przejściem dla pieszych już wtedy, gdy pieszy zbliża się do przejścia. A wadą takiego przepisu jest nazbyt ogólnikowe określenie “zbliża się”, dające pole do znacznie nawet różniących się interpretacji i stąd karania kierowców mandatami, wysoce w ich ocenie niezasłużonymi i co często mogłoby być słuszne. Z kolei w numerze 0474 podano prawdopodobne brzmienie projektu nowego art. 26.1, jak następuje:
“Art.26. 1. Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejścia dla pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność, zatrzymać się w celu ustąpienia pierwszeństwa pieszemu znajdującemu się
1) na przejściu dla pieszych
2) stojącemu na chodniku przy krawędzi jezdni przed przejściem dla pieszych
3) zbliżającemu się do przejścia dla pieszych.“
Jeżeli tekst ten został przytoczony w wyżej podanym numerze tygodnika zgodnie z pierwowzorem, to - pomijając błędy językowe (znajdującemu się, zbliżającemu się, stojącemu) oraz brak znaków przestankowych - jest w nim właśnie to ogólne określenie “zbliżającemu się”. Jest oczywiste dla każdego, że zbliżanie oznacza ruch w kierunku czegoś, czy ku czemuś z jakiejś odległości, ale odległość ta może być bardzo różna. W przypadku przepisu prawa, nakładającego na kierujących obowiązek zatrzymania się pod rygorem kary, nie może być dowolności w ocenieniu czy dwa metry to już jest zbliżenie się do, czy też pięć metrów, lub tylko metr jeden. Taki przepis nie powinien być nawet pomyślany, a co dopiero napisany. Uważam - i tu powtarzam moje poprzednie stanowisko w tej sprawie - że obecne przepisy, odnoszące się do postępowania pieszych i kierujących pojazdami, przy przechodzeniu pieszych po wyznaczonych przejściach w miejscach bez sygnalizacj świetlnej, są zupełnie wystarczające, pod warunkiem ich przestrzegania zarówno przez pieszych jak i przez kierujących pojazdami. A jeśli idzie o sprawienie, by pieszy na przejściu był w większym niż obecnie stopniu zabezpieczony przed najechaniem, to trafia mi do przekonania zgłoszona przez którąś z osób komentujących omawiany przepis propozycja, by sygnałem do obowiązkowego zatrzymania pojazdu przed przejściem dla pieszych było stanięcie pieszego przy krawędzi jezdni przed wejściem na przejście. Sytuacja byłaby wtedy jasna i dla każdego zrozumiała: pieszy stoi przy krawędzi przy przejściu i tym sygnalizuje zamiar przejścia przez jezdnię, co dla kierujących oznaczałoby obowiązek zatrzymania się przed przejściem, a gdy pojazdy już zostały zatrzymane wtedy dopiero pieszy bezpiecznie przechodzi po przejściu. Byłoby to analogiczne postępowanie obu “stron” do postępowania przy przejściach, usytuowanych w miej scach z sygnalizacją świetlną, gdzie pieszy czeka na zielony sygnał dla siebie (może przechodzić), który następuje po czerwonym sygnale dla kierujących (pojazdy zostały już zatrzymane). Oczywiście to wymagałoby stosownych zmian w przepisach i dla pieszych i dla kierujących pojazdami oraz - prawdopodobnie - ujemnie wpłynęłoby na płynność ruchu pojazdów, ale coś za coś. Warto też pamiętać, że w przyczynach wypadków z pieszymi na wyznaczonych przejściach, swój udział mają też nieprzestrzegający obowiązujących ich przepisów piesi - przytoczę tu stosowne stwierdzenie z opracowywanego w Biurze Ruchu Drogowego KG Policji corocznego biuletynu ”Wypadki drogowe w Polsce”: “Jednakże w wielu przypadkach sami piesi wchodzą na przejście bezpośrednio przed pojazdem”.
Z zainteresowaniem czytałem opublikowane komentarze czytelników tygodnika na temat przepisu, o którym mowa oraz osób przedstawionych jako eksperci. Jeśli idzie o p. Pasiecznego (ładnych parę lat go znam i cenię), to z jego wypowiedzi odniosłem wrażenie, że podobnie jak ja, uważa istniejące w omawianym względzie przepisy za wystarczające, natomiast z wypowiedzi p. Hołowczyca wynika, że jest za nowym przepisem, ale trochę i przeciw niemu, bo ma wątpliwości “czy szybko uda nam się zmienić obyczaje kierowców” - tak jakby obecnym obyczajem kierowców było powszechne niezatrzymywanie się przed przejściem, gdy są na nim lub wchodzą na nie piesi. Oczywiście są i takie przypadki, może nawet nazbyt liczne, ale przecież nie są one powszechne i przez to nie są obyczajem ogółu polskich kierowców. I wreszcie - z innego zakresu spraw - do tzw. niechronionych uczestników ruchu drogowego poza pieszymi zaliczani są również rowerzyści i motocykliści, których - jak pieszych - też nie chroni “kawałek blachy”.
Dr inż. Sławomir Gołębiowski,
związany z ITS-em w latach 1961-2005, wieloletni biegły sądowy w zakresie techniki samochodowej wypadków drogowych; rzeczoznawca Stowarzyszenia Rzeczoznawców Techniki Samochodowej i Ruchu Drogowego. Kilka kadencji przewodniczył Głównej Komisji Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego PZM-otu; w latach 1949-1983 nauczyciel akademicki w Politechnice Warszawskiej (kierunek samochodowy) (Fot.: PD@N 477-16sg)