Projekt ustawy o Centralnej Ewidencji Kierowców i Centralnej Ewidencji Pojazdów zakładał, że podczas kontroli drogowej będzie można okazać tylko dowód osobisty. Pozostałe informacje - zarówno o kierowcy jak i pojeździe - funkcjonariusz miał znaleźć w służbowym komputerze. Propozycja MSWiA nie znalazła jednak poparcia w innych resortach i publicznych instytucjach. Według szefa służb specjalnych gen. Krzystofa Bondaryka proponowane rozwiązania są kryminogenne. Podobnie jak minister infrastruktury ostrzega on, że rozszczelnienie centralnego systemu wydawania dokumentów może przywrócić falę przestępczości samochodowej, jaka nękała Polskę do 2004 r. Nieprędko doczekamy się więc takiego rozwiązania jak w USA, gdzie - jeśli akurat zapomnieliśmy prawa jazdy - policjant błyskawicznie zweryfikuje naszą tożsamość zadając kilka pytań i porównując odpowiedzi z tym co ma zapisane w komputerze. A w Anglii w ogóle nie musimy mieć przy sobie dokumentów: po tablicy rejestracyjnej policjant jest w stanie w ciągu paru sekund określić kto jest właścicielem auta, czy ma ono ważne ubezpieczenie oraz jakie wykroczenia z przeszłości ma na sumieniu jego właściciel. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych ma przeciwko sobie również ministra finansów Jacka Rostowskiego. Ten wytyka resortowi błędy w szacowaniu kosztów wprowadzenia nowych przepisów. Oficjalnie oceniając projekt, zauważył, że w samym uzasadnieniu do projektu ustawy pada kilka różnych sum dotyczących kosztów jego wdrożenia: na str. 46 to 50 milionów złotych, stronę dalej to już 62 miliony, a na kolejnej – 75 milionów złotych. – Praktycznie nie ma szans, aby Sejm uchwalił ustawę jeszcze w tej kadencji. Musiałby stać się cud, a nie wierzę, aby minister Jerzy Miller miał tak mocną pozycję w rządzie – komentuje poseł, członek sejmowej komisji spraw wewnętrznych i administracji.