Miało być nawet 2,5 mld zł, a jest tylko 80 mln zł. Tylko tyle domagają się podatnicy, którzy zapłacili akcyzę od aut z importu. Gdy 18 stycznia 2007 r. Europejski Trybunał Sprawiedliwości (ETS) orzekł, że polskie stawki akcyzy od sprowadzanych z Unii Europejskiej używanych aut są zbyt wysokie, importerzy i kierowcy triumfowali. Tuż po wyroku ETS urzędy celne zalała fala wniosków o zwrot nadpłaty motoakcyzy (odnotowano także żądania zwrotu całej zapłaconej akcyzy). Ministerstwo Finansów (MF) szacowało ostrożnie, że na tej fali roszczeń budżet państwa może stracić 580 mln zł. Niektóre szacunki wskazywały nawet o 2,5 mld zł. Resort finansów zagroził, że podejrzane przypadki będą weryfikowane, a osoby, które zaniżyły akcyzę, będą musiały dopłacać. To był kubeł zimnej wody. Z informacji, jakie “PB” uzyskał ze wszystkich izb celnych, podatnicy domagają się łącznie tylko 80 mln zł, czyli ponad 7 razy mniej, niż się spodziewał fiskus. Mało tego - urzędy celne nie oddają pieniędzy, bo od pięciu miesięcy MF nie może skończyć prac nad ustawą, która miała określić zasady zwrotu motoakcyzy. Wyrok ETS nie pomógł więc polskim podatnikom.