(Fot.: PD@N 370-49)
Policja zażąda drastycznego ograniczenia prędkości na autostradzie A4 w miejscu, gdzie doszło już do trzech karamboli. W ostatnim zderzyło się czterdzieści samochodów i zginęły dwie osoby. Nadkomisarz Włodzimierz Mogiła z wydziału ruchu drogowego śląskiej policji nie ma wątpliwości, że feralne miejsce trzeba lepiej oznakować, a kierowcy muszą wiedzieć, że grozi im tu poważne niebezpieczeństwo. Póki co można tu pędzić 140 kilometrów na godzinę. Problem jednak w tym, że ten przebiegający pod Gliwicami odcinek autostrady, położony pomiędzy węzłami Ostropa i Bojków, jest w lesie i na obniżonym terenie. Z tego powodu często tworzą się w tym miejscu mgły. Tak było też we wtorek. Przy słabej widoczności doszło tu do karambolu. W sumie zderzyło się czterdzieści samochodów, dwie osoby zginęły. Trasa była całkowicie zablokowana. Dwa tygodnie temu w tym samym miejscu zderzyło się 36 samochodów, a miesiąc wcześniej 12. Dorota Marzyńska, rzeczniczka katowickiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad mówiła, że droga spełnia wszelkie warunki bezpieczeństwa i nie ma potrzeby umieszczać w tym miejscu dodatkowych znaków. Innego zdania są śląscy policjanci, którzy zażądają ich ustawienia. - Chcemy, by pojawił się tu znak ostrzegający o niebezpieczeństwie wraz z tabliczką informującą o mgłach. Ta sama informacja powinna być na umieszczonych nad jezdnią tablicach świetlnych - mówi Mogiła. To jednak nie koniec. Jego zdaniem, musi pojawić się tu ograniczenie prędkości w czasie mgły. Do ilu? - Nawet do 70 kilometrów na godzinę - mówi Mogiła. Nadkomisarz zachęca też kierowców, by przy słabej widoczności używali tu świateł przeciwmgielnych. - Czasem lepiej kogoś nimi oślepić, niż dać się zabić - podkreśla. Jak powiedziała nam dziś Marzyńska, GDDKiA podporządkuje się zaleceniom policji. - Pojawią się tu odpowiednie znaki. Bezpieczeństwo kierowców jest dla nas najważniejsze - mówi. Po południu Michał Szułczyński, rzecznik gliwickiej prokuratury poinformował, że kierowca węgierskiej ciężarówki, który brał udział we wtorkowym karambolu, został oskarżony o nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Szułczyński wyjaśnił, że Węgier nie spowodował karambolu, ale uderzył w ostatni uczestniczący w nim samochód. - To seat. W samochodzie była kobieta, która zginęła na miejscu. Naszym zdaniem, kierowca tira nie dostosował prędkości do warunków jazdy i dlatego wjechał w seata - wyjaśnia. Za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym mężczyźnie grozi do ośmiu lat więzienia.