Legislacja

Sądy 24-godzinne do kasacji

2 grudnia 2007

Rezygnacja z przymusowego zatrzymania sprawcy na 48 godzin, z dowożenia go przez policję do izby wytrzeźwień, do prokuratury i sądu. Te zmiany chce wprowadzić nowy szef resortu sprawiedliwości. I dalej czytamy w “Życiu Warszawy” - Sądy 24-godzinne nie sprawdziły się. Stają przed nimi w przeważającej większości pijani kierowcy. Sama obrona z urzędu, jak wynika z danych za sześć miesięcy kosztowała 10 mln zł – mówi “Życiu Warszawy” minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski. Co proponuje w zamian? Postępowanie przyspieszone, które kosztuje mniej, a wyrok na drobnego przestępcę również zapada w krótkim czasie: od dwóch tygodni do trzech miesięcy. Szybkie sądy miały być batem na chuliganów i stadionowych zadymiarzy złapanych na gorącym uczynku. Kiedy w marcu wchodziły w życie, plany były ambitne. Ale bilans jest skromny. - Z danych za osiem miesięcy wynika, że w sądach 24-godzinnych w całym kraju rozpoznano ok. 27 tys. spraw i skazano 25 tys posób. Według szacunków, rocznie miało ich być ponad sto tysięcy – mówi minister Ćwiąkalski. Do października do sądów okręgu warszawskiego wpłynęły 993 wnioski wobec 1032 oskarżonych. Jak w całym kraju, głównymi “klientami” byli nietrzeźwi kierujący. To ich dotyczy 86 proc. spraw. - Zaledwie 0,84 setne procenta to przypadki czynów chuligańskich, czyli tych przestępstw, które miały być podstawą działania sądów 24-godzinnych – podaje minister. To kolejny argument na niekorzyść szybkich sądów. Obecnie pijany kierowca jest obowiązkowo zatrzymywany na 48 godzin. Policja funduje mu dowóz do aresztu, lub częściej do izby wytrzeźwień, do prokuratury i sądu. Pilnuje go aż do chwili gdy sąd wyda wyrok. Każdemu złapanemu państwo funduje też adwokata płacąc 360 zł. netto za sprawę. Łączne koszty to 10 mln zł. Wyrok zapada szybko, ale koszty całej operacji są wysokie. M.in. dlatego sędziowie krytykowali 24-godzinne sądy, twierdząc, że to niewypał. - Do pijanego rowerzysty angażowany jest sztab ludzi, a efekt jest niewspółmierny do wagi przestępstwa – mówili. Podobnie uważa obecny szef resortu sprawiedliwości.

Prof. Zbigniew Hołdą z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Minister sprawiedliwości uważa, że sądy 24-godzinne nie zdały egzaminu. Rozpoznały mało spraw, a w dodatku niemal samych pijanych kierowców. Zgadzam się z tym , że sądy 24-godzinne nie sprawdziły się. Zresztą od samego początku wskazywałem, że tak właśnie będzie. Rzeczywiście zajmowały się one głównie pijanymi kierowcami i pijanymi rowerzystami, których policja musiała wozić do izby wytrzeźwień i konwojować do prokuratury czy sądu. Do osądzenia nietrzeźwych kierujących zaangażowano środki absolutnie niewspółmierne do wagi przestępstw.

Policjanci, prokuratorzy i sędziowie od dawna mówili, że szybki tryb jest zbyt drogi, a policjanci są zbyt obciążeni, by całą energię koncentrować na stawianiu pijanych kierowców przed 24-godzinnymi sądami. Udowodnił to przypadek Tomasza Hojarskiego, syna b. posłanki Samoobrony. Złapano go w lipcu, gdy po pijanemu jechał na rowerze. Policjanci nie zdecydowali się na skierowanie sprawy do sądu w trybie przyspieszonym, bo jak tłumaczył ŻW Marek Osik, komendant powiatowy policji w Nowym Dworze Gdańskim, sądy 24-godzinne są dla chuliganów, a nie dla pijanych kierowców.  – Policjanci są bardziej potrzebni na ulicach niż do konwojowania pijanych kierowców – mówił naszym reporterom Osik.