Augustyn M. (20 l.), który po pijanemu spowodował śmiertelny wypadek, zdał na prawo jazdy i przez kilka ostatnich miesięcy jeździł samochodem. Jak relacjonują media - Rafał Ś. - ofiara wypadku - miał 19 lat, kończył technikum i przygotowywał się do matury. Zastanawiał się, jakie wybrać studia. Trzy lata temu wybrał się ze znajomymi na dyskotekę. Pił soki i colę, bo wiedział, że ma wracać samochodem i musi być trzeźwy. Zabrał znajomych do auta, aby ich bezpiecznie odwieźć do domów. Kilka kilometrów dalej w ich pojazd uderzył rozpędzony daewoo lanos. Za kierownicą siedział Augustyn M. Młodzieniec nie miał prawa jazdy. Zabrał samochód rodziców. Świadkowie widzieli, że gdy wsiadał za kierownicę, był pijany. Na miejsce wypadku zanim przyjechała karetka, drogowy pirat zdążył uciec. Na miejscu zjawił się za to jego ojciec, który podrzucił do wraku lanosa swoje dokumenty. Próbował zmylić policjantów i wziąć winę na siebie. Jednak pojawili się świadkowie, którzy wiedzieli, kto rzeczywiście spowodował wypadek. Lekarze przez kilka dni walczyli o życie Rafała Ś., ale bezskutecznie. Sprawca wypadku próbował uniknąć odpowiedzialności, uciekając za granicę. Ścigany listem gończym został sprowadzony do kraju. Ku zdziwieniu rodziny zabitego młodzieniec nie trafił za kraty. Prawdziwym ciosem dla bliskich ofiary był jednak widok 20-latka za kierownicą. Okazało się, że mężczyzna w zeszłym roku zdał egzamin na prawo jazdy. - Sprawcy wypadków obligatoryjnie tracą uprawnienia do kierowania pojazdami. Jednak w tej sytuacji oskarżony nie miał dokumentu, więc wcześniej nie można było wydać mu takiego zakazu. Mógł zatem zdać egzamin i uzyskać prawo jazdy - tłumaczy Lucyna Oleszek z Sądu Okręgowego w Przemyślu. Proces Augustyna M. właśnie się rozpoczął. Jeszcze nie wiadomo, kiedy zapadnie wyrok.