Legislacja

Uwagi do pytania o rezygnację z obowiązku szkolenia na prawo jazdy

23 marca 2014

Za “Dziennikiem Gazetą Prawną” postawiliśmy pytanie, czy nie nadszedł już czas na rezygnację z obowiązku szkolenia. Przywoływaliśmy statystyki, iż w krajach, gdzie szkolenia kandydatów na kierowców nie jest obligatoryjne, paradoksalnie na drogach bezpieczniej. Czy u nas czas na tę rewolucję? Poniżej kilka Państwa opinii, jak zawsze różnorodnych, zachęcamy do lektury, znajdziecie Państwo kilka konkretów:

Kanalia: Wiele kursów to fikcja - byle papiery się zgadzały. Wziąłem i zapisałem się na kurs na C i na pierwszej lekcji instruktor zapytał. czy jeździmy wszystkie godziny. Na teorii nie było ani słowa o hamulcach pneumatycznych - dlaczego? Obowiązek chodzenia na kurs to wyciąganie kasy od ludzi.

Zbychu: Tak wszystko zależy jak kto podchodzi do sprawy szkolenia. Przedmówca mówi, że instruktor się pyta czy jeździmy wszystkie godz. A nie przypadkiem to kursant się pyta czy musi chodzić na wszystkie zajęcia i wręcz tego wymaga. Dla szkoły, która jest tylko dla zysku to frajda mniejszy koszt większy zysk. Jak widzę reklamy tanio, taniej, najtaniej i ukryte podnoszenie kosztu kursu by złapać kursanta, jestem przerażony nad zeszmaceniem zawodu. Kolo się zamyka jak chodzi o pieniądze. Kurs powinien mieć swoja cenę to przyszli kursanci muszą mieć świadomość.

Dariusz Mazur (ekspert):Tak jak kolega wspomniał jak cena będzie odpowiednia to jakość szkolenia również. Co do zniesienia obowiązku szkolenia to nie wiem jak tacy kandydaci zdadzą egzamin skoro po szkoleniu mają problemy.

Zdzisław: Właściwym byłoby powrócenie do dawnej formuły egzaminu, egzaminator z tylu w pojeździe ośrodka. Jak mówi autor artykułu wzorem państw zachodnich, Niemcy, Szwecja - egzaminator owszem z tylu w pojeździe przebywa.

Darek:A może lepiej zrezygnować z egzaminu? Tajemnicą Poliszynela jest fakt, że egzamin najczęściej nie odzwierciedla umiejętności. Gdyby zrezygnować z egzaminu mamy konkretne korzyści:

1. Instruktor dopuszczający daną osobę do ruchu ponosiłby pełną odpowiedzialność za nią, zwłaszcza że on lepiej ją zna niż egzaminator.

2. Skończyłoby się łapownictwo w WORD-ach

3. Nie trzeba by było utrzymywać WORD-ów, które tak na prawdę są przechowywalniami politycznymi.

Kuba: Ja bym zaczął przede wszystkim wymagać od siebie, czyli od instruktorów bo to od nich zależy jakość szkolenia i to oni decydują o dopuszczeniu kursanta do egzaminu, a nie OSK. Chodzi o rozliczanie instruktorów ze zdawalności. Wprowadzenie progu zdawalności danego instruktora, poniżej którego instruktor byłby kierowany na powtórny egzamin sprawdzający jego umiejętności, z pewnością skończyłoby się podpisywanie lekką ręką egzaminów wewnętrznych, a co za tym idzie na egzamin państwowy kierowane byłby tylko osoby posiadające odpowiednie umiejętności.

Kolejna rzecz, to likwidacja zadania jazdy pasem ruchu do przodu i tyłu (które wiele nie wnosi do oceny umiejętności osoby egzaminowanej, a jedynie marnuje czas szkolenia i generuje wyniki negatywne na egzaminie) Jest to bardzo sztuczne zadanie nie mające wiele wspólnego z realną jazdą samochodem. To samo zadanie można by wykona w ruchu drogowym polecając osobie egzaminowanej wyjazd tyłem np. z dojazdu do posesji i przejechanie swoim pasem ruchu tyłem kilkudziesięciu metrów, skończyłoby się uczenie na obroty kierownicą.

Krzysztof Gietek: Czyżbym znów miał rację mówiłem o tym 20 lat wcześniej. Zlikwidować zaświadczenia. Wprowadzić ścieżkę awansu zawodowego od instruktora do egzaminatora. Numer egzaminatora wbity na stałe w prawo jazdy kierowcy. Czas skończyć z fikcją szkolenia i egzaminowania. Wprowadzić certyfikowane podręczniki do nauki przepisów ruchu drogowego.