Legislacja

Za złe parkowanie sprawa w sądzie

22 marca 2008

Zignorowanie kilka razy wezwania straży miejskiej do stawiennictwa za złe parkowanie może się skończyć sprawą w sądzie grodzkim – ostrzega “Rzeczpospolita”. Przed jego oblicze trafią na pewno wykroczeniowi recydywiści. Każdego miesiąca kierowcy w całym kraju dostają kilkadziesiąt tysięcy mandatów za złe parkowanie aut lub nieopłacenie postoju. Najczęściej ukarany zostaje o tym powiadomiony biletem włożonym za wycieraczkę. Czy takie wezwanie jest skutecznie doręczone? Płacić czy nie płacić – zastanawiają się kierowcy i piszą do nas. Media donoszą o rozbieżności w sądowych wyrokach i w opiniach prawników. Jedni uważają, że takie doręczenie jest niezgodne z prawem, inni, że wszystko jest w porządku. Większość jest jednak zgodna: prawo powinno być bardziej precyzyjne. – To, co my wkładamy za wycieraczkę, to wezwanie do stawiennictwa w konkretnej siedzibie straży, a nie mandat karny – tłumaczy “Rzeczpospolitej” Agnieszka Dębińska-Kubicka, rzeczniczka warszawskiej Straży Miejskiej. – Na druku widnieje rzeczywiście jedynie numer rejestracyjny auta, ale wezwanie dotyczy jego właściciela – wyjaśnia. I dodaje, że trudno na miejscu wykroczenia poszukiwać danych właściciela auta. Jak może się skończyć wizyta w siedzibie straży miejskiej? Najczęściej mandatem karnym, np. za złamanie zakazu parkowania – 100 zł, ale często zdarzają się tylko pouczenia. Od czego zależy decyzja strażnika? Od sytuacji materialnej i zdrowotnej kierowcy oraz okoliczności popełnienia wykroczenia (krótko mówiąc, np. jaki był powód niewłaściwego zaparkowania). – Bywa, że właściciel kwestionuje fakt jeżdżenia autem danego dnia. Na to nie ma rady. Musi wskazać osobę, która faktycznie nim tego dnia jeździła – mówi rzeczniczka. Dodaje, że trudniej jest jedynie w wypadku aut, których właścicielami są firmy. Mandat wystawiany jest na firmę, a ta najczęściej ściąga pieniądze od niezdyscyplinowanego pracownika. Mandat karny to jednak wcale nie największa dolegliwość. Jeśli właściciel auta okaże się niegrzeczny w rozmowie ze strażnikiem lub jest wykroczeniowym recydywistą (rekordzista w Warszawie w ciągu roku otrzymał 248 takich wezwań), sprawa wraz z wnioskiem o ukaranie może trafić do sądu grodzkiego. Takie konsekwencje czekają także tych, którzy mimo wielokrotnych wezwań nie zgłoszą się pod wskazanym w wezwaniu adresem. A sąd może ukarać ich grzywną nawet do 5 tysięcy złotych. Jedno jest pewne: nawet mimo wielokrotnych wezwań raczej nie grozi nam blokada na kole. Te straż miejska rezerwuje dla kierowców, którzy np. parkują na pasie zieleni. Strażnicy nie odholują nam też auta. Z tym się muszą liczyć kierowcy, którzy zaparkowali samochód w miejscu stwarzającym zagrożenie dla innych uczestników ruchu drogowego. Sama forma doręczenia wezwania do stawiennictwa w siedzibie straży miejskiej – jak uważają niektórzy prawnicy – nie jest skuteczna, ale dopuszczalna. Wątpliwości nie ma sama straż miejska, która na potwierdzenie popełnionego wykroczenia fotografuje samochód i miejsce parkowania. Profesor Zbigniew Hołda (Uniwersytet Jagielloński) wątpi w skuteczność doręczeń wezwań wkładanych za wycieraczki. – O skutecznych doręczeniach mówią przepisy, a takiej możliwości nie przewidują – mówi. – Jeżeli urzędnicy, funkcjonariusze mają numer rejestracyjny auta, to mogą się pofatygować, by sprawdzić dane jego właściciela i wysłać mu mandat na adres zameldowania. Takie wkładanie za wycieraczkę jest bardzo wątpliwym sposobem doręczenia.