Dwa wagony sczepione tyłem jeżdżą w tę i z powrotem, ale wsiadać można tylko do jednego z nich. To pomysł śląskiego konstruktora na przetrwanie wyjątkowo licznych w tym roku remontów w stolicy. Tramwaje Warszawskie zastanawiały się, jak nie sparaliżować miasta do końca. Zarząd spółki zdecydował: szukamy składów dwukierunkowych. To takie, w których drzwi i kabiny znajdują się po obu stronach. Nie potrzeba pętli, wystarczy zawrotka przed remontowanym odcinkiem torów. Tam motorniczy przechodzi z jednego końca tramwaju na drugi i zmienia kierunek jazdy. Tak było wiele lat temu, kiedy po Warszawie kursowały wagony na korbę. Teraz nasi tramwajarze chcieli wypożyczyć dwukierunkowe. Okazało się jednak, że są o dwa centymetry za szerokie i trzeba by przebudowywać wszystkie przystanki. Wtedy własny pomysł zgłosił Adrian Pander, konstruktor, motorniczy i wiceprezes Klubu Miłośników Transportu Szynowego w Chorzowie. Od kilku lat pracuje w warszawskim Zakładzie Napraw Tramwajów przy Obozowej. Zaproponował przeróbkę wagonów z lat 70. I tak przechodzą właśnie ostatnie kapitalne remonty przed wycofaniem z ruchu za kilka lat. Adrian Pander sczepił dwa wagony tyłami, zmienił tzw. nawrotniki kierunku (odpowiednik samochodowej skrzyni biegów) i dodał odpowiednie reflektory. Do tego kosztowna czarna skrzynka w doczepce, radio i lusterka. Wszystko kosztowało ok. 30 tys. zł. Konstruktor osobiście kierował dwoma takimi składami podczas próby generalnej między zajezdnią na Woli a bazą przy Obozowej.