Przegląd prasy

Dlaczego wzrost liczby wypadków?

14 stycznia 2012

961dd1f26537283aabdc1c897a7580767aea2b77

(Fot.: PD@N 413-16jm)

Stan oświetlenia pojazdów budzi wiele zastrzeżeń. W nocy dochodzi do kilkakrotnie większej liczby wypadków w przeliczeniu na jeden pojazd w ruchu niż za dnia, a wypadki te są znacznie poważniejsze w skutkach.

Według wstępnych informacji prasowych w okresie świąt Bożego Narodzenia 2011 roku w wypadkach drogowych zginęły 44 osoby, 408 zostało rannych i zatrzymano 990 nietrzeźwych kierujących. Większość ofiar stanowili piesi. Rok wcześniej odnotowano 10 zabitych, 176 osób rannych i zatrzymano 600

nietrzeźwych kierujących. W Sylwestra/Nowy Rok 2011/2012 w 178 wypadkach drogowych zginęły 23 osoby, 207 zostało rannych, a policjanci zatrzymali 500 nietrzeźwych kierowców. Rok wcześniej wydarzyło się 106 wypadków, w których zginęło 13 osób, a 128 zostało rannych. Zatrzymano wtedy 681 pijanych kierowców. Natomiast podczas długiego weekendu towarzyszącego Świętu Trzech Króli w 2012 r. na polskich drogach doszło do 307 wypadków, w których zginęło 30 osób, a 394 zostało rannych, zatrzymano także 1083 pijanych kierowców. W 2011 r. w analogiczny weekend związany ze świętem Trzech Króli odnotowano 224 wypadki, w których zginęło 18 osób, a 281 zostało rannych.

Dane, które można otrzymać od policji są dość zbliżone, choć nie są jeszcze kompletne, ponieważ za zabitych uznaje się także ofiary wypadków, które zmarły wskutek obrażeń do 30 dni po wypadku. Różny był też czas trwania przedłużonych weekendów – ostatnie były krótsze. Jednak mimo pewnych niedokładności tych statystyk uderza ogromna dysproporcja na niekorzyść bieżącego roku. Skłania do zastanowienia się nad przyczynami takiego stanu rzeczy. I jak widać nie jest nią raczej liczba nietrzeźwych kierowców.

Można postawić interesującą i wiarygodną hipotezę, że przyczyną takiego efektu, obok nadmiernej prędkości, jest stan reflektorów samochodowych oraz brak świadomości kierowców dotyczącej tego problemu. Dlaczego? Otóż na przełomie 2010/2011 roku od około miesiąca panowała typowa zima. Był śnieg i zasadniczo ujemne temperatury. Rok później temperatura jest nieznacznie powyżej zera, jest wilgotno, mgliście i występują niewielkie opady mżawki. O tej porze roku, ze względu na bardzo krótki dzień, większość podróży odbywa się po zapadnięciu zmierzchu. Wieloletnie statystyki pokazują, że w nocy dochodzi do kilkakrotnie większej liczby wypadków w przeliczeniu na określoną liczbę pojazdów

znajdujących się w ruchu, niż za dnia, a wypadki te są znacznie bardziej poważne w skutkach. Wydaje się oczywiste, że dysproporcja będzie większa, gdy kierowcy będą mieć skłonność do lekceważenia “gorszych” warunków drogowych i nie dostosują prędkości do tych warunków. A właśnie takie panowały w ostatnim czasie. Kierowcy, którzy widzą czarną nawierzchnię, próbują jeździć jak za dnia podczas suchej pogody, kiedy przyczepność opon jest dobra. W “późnojesiennych” warunkach droga hamowania jest zdecydowanie wydłużona nawet, jeśli mamy założone zimowe opony. W okresach długich weekendów na drogach jest też znacznie więcej niedoświadczonych kierowców. Co więcej śpiesząc się do celu, aby jak najbardziej wykorzystać wolny od pracy czas, przy dużym natężeniu ruchu często kierowcy wpadają w silne emocje i jeżdżą bardziej ryzykownie. Czy to tylko wpływ pogody? Być może.

Rok temu, gdy śnieg był widoczny na drodze i poboczu, a temperatura była ujemna, kierowcy jeździli ostrożniej, prawdopodobnie wolniej, gdyż obawiali się poślizgu. Dodatkowo śnieg w pasie drogi odbijał światło reflektorów i można było ze znacznie większej odległości zobaczyć pieszego czy inny niebezpieczny obiekt, jako cień na tle jasnego śniegu. Na przełomie 2011/2012 r. ze względu na szaro-czarne, mgliste tło ta widoczność była znacznie gorsza.

Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że nawet przy prawidłowo ustawionych światłach i przy sprawnych, właściwe używanych korektorach pochylenia snopa światła, zasięg widoczności w światłach mijania jest mocno ograniczony. Może sięgać jedyne 20m przy prawidłowo działających światłach! Bezpieczna prędkość, przy której jesteśmy w stanie zatrzymać pojazd przed niespodziewaną przeszkodą może wówczas wynosić zaledwie 30-40km/h. Kto jeździ w nocy z taką prędkością? Jak to się ma do prędkości określonej znakami i przepisami, którą kontrolują służby mundurowe i fotoradary? Tu można próbować szukać wyjaśnienia przyczyn tegorocznego paradoksu.

Oczywiście zasięg widoczności przy użyciu świateł mijania może być większy, rzędu 50-100m, ale nie jest on w żaden sposób gwarantowany. Dlatego nawet wówczas prędkość rzędu 90 km/h i więcej rzadko będzie bezpieczna w nocy i to tylko pod warunkiem całkowicie suchej nawierzchni i wyższych temperatur. Gdy tło jest jasne i odbija światło, np. w postaci śniegu albo wyraźnych odblaskowych linii na drodze, widoczność jest lepsza. W tym sezonie nawierzchnia była brudna i zawilgocona. W takich warunkach, gdy jedziemy w nocy z maksymalną dopuszczalną przepisami prędkością, używając świateł mijania, możemy nie zdążyć zatrzymać pojazdu, gdy pieszego zauważamy w ostatniej chwili, a wilgotna nawierzchnia jest śliska i wydłuża drogę hamowania. Zwłaszcza, że używanie odblasków nie jest na razie w modzie, szczególnie przez dorosłych i starszych pieszych. Przepisy mówią, że zawsze należy dostosować prędkość do widoczności. Gdy je lekceważymy w nocy i używając jedynie świateł mijania, podejmujemy niebezpieczne manewry, np. wyprzedzanie, bardzo ryzykujemy.

Na całą sytuację nakłada się realny stan oświetlenia samochodów. Reflektory są często brudne. Ponadto - wg badań ITS - tylko kilkanaście procent pojazdów ma prawidłowo ustawione światła. Dlatego połowa pozostałych ma znacznie gorzej oświetloną drogę, a druga połowa oślepia innych kierowców. Wielu kierowców instaluje nielegalne zamienniki żarówek, które oślepiają bardzo mocno, co przy generalnie złych warunkach dodatkowo pogarsza sytuację.

Przedstawione hipotezy na wytłumaczenie wzrostu liczby wypadków w stosunku do ubiegłego roku wydają się być proste i logiczne. Oczywiście w policyjnych opisach wypadków jakość oświetlenia lub oślepienie nie jest podnoszone jako przyczyna, ponieważ brakuje narzędzi aby je obiektywnie ocenić. Kierowca, który oślepił kierowcę tuż przed zdarzeniem będzie na tyle daleko, że nawet nie będzie wiedział, że miało to miejsce. Zrobienie odpowiednich badań określających zasięg widoczności w różnych okolicznościach jest możliwe, choć skomplikowane i kosztowne. Dlatego nie ma wielu tego typu analiz.

Czy jednak mamy się z taką sytuacją pogodzić? Zapytajmy rodziny i bliskich osób, które niepotrzebnie ucierpiały w minione święta. Czy mamy jeszcze szanse uniknąć kolejnego rekordu związanego z wyjazdami na ferie szkolne...? Może warto czasem zdjąć nogę z gazu?

dr inż. Tomasz Targosiński, Instytut Transportu Samochodowego