W miastach, ale też na drogach krajowych przybywa skrzynek czy też masztów, w których znajdują się fotoradary. Mogą one zrobić dziennie nawet kilka tys. zdjęć – informuje “Gazeta Lubuska”. Na zmotoryzowanych, którzy lubią szybką jazdę czeka wiele pułapek. Nie tylko policjanci z tzw. suszarkami, ale także patrole w autach wyposażonych w wideorejestratory oraz przydrożne radary, które schowane są w gustownych skrzynkach. Kilka takich skrzynek przybyło ostatnio chociażby w Zielonej Górze. Jak wynika z danych Komendy Głównej Policji najwięcej takich punktów czeka na kierowców na Mazurach, w okolicach Gdańska i na drodze nr 4 - z Krakowa do granicy z Ukrainą. Fotoradary mogą dziennie wykonać nawet kilka tysięcy zdjęć aut, których kierowcy jechali z nadmierną prędkością. Problem jednak w tym, że później takie zdjęcie trzeba ,,obrobić”. Policjanci muszą znaleźć adres zmotoryzowanego, wezwać go do komendy i wystawić mandat. Nie jest to tak proste. Często okazuje się, że właściciel auta mieszka pod innym adresem, samochodem kierował jego znajomy lub auto było służbowe i dostęp do niego miało kilku kierowców. To wszystko wydłuża całą procedurę, a na wystawienie mandatu policjanci mają tylko 30 dni. Jeśli nie udaje im się utrzymać tego terminu, sprawa trafia do sadu grodzkiego. Wtedy tracą na tym także zmotoryzowani. Zdarza się, że Lubuszanin musi stawić się w sądzie np. w Krakowie, bo w tamtym rejonie złamał przepisy.