Przegląd prasy

Nauka jazdy do sprzedania

24 stycznia 2008

Szkoły jazdy sprzedają zajechane auta. Oszukują w papierach, aby zarobić - czytamy w "Gazecie Wrocławskiej". - Uczyłem różnych kursantów - opowiada nam instruktor nauki jazdy. - Po roku auto było zarżnięte. Gdybym dał sobie wbić w dowodzie rejestracyjnym pieczątkę, że służyło do nauki kierowców, miałbym straszne problemy ze sprzedażą. Wolałem więc zaryzykować, ominąć przepisy i sprzedać je jako normalny samochód - dodaje instruktor, który jest jednocześnie właścicielem auta do nauki jazdy. Takich ryzykantów jest więcej. Ale policjanci z legnickiej drogówki zaczęli się bacznie przyglądać samochodom z literą "L" na dachu. Co się okazało? W minioną środę zatrzymali cztery dowody rejestracyjne, w których nie było adnotacji, że auta służą do nauki jazdy. Kilka dni później skontrolowali dwa wozy. Sytuacja się powtórzyła. - Po legnickich ulicach jeździ wiele samochodów nauki jazdy - mówi podkomisarz Jacek Nitka, szef tutejszej drogówki. - Ich stan techniczny jest raczej dobry. Nieprawidłowości dotyczą dokumentacji. Robiąc przegląd techniczny w autoryzowanym zakładzie, właściciel takiego auta dostaje zaświadczenie, że samochód jest sprawny. Powinien z nim pójść do wydziału komunikacji urzędu miasta lub starostwa, by w dowodzie rejestracyjnym wbito literkę "L".  Ale gdyby chciał sprzedać wóz, klient będzie od razu wiedział, do jakich celów służyło auto.  I to właśnie dlatego wielu instruktorów świadomie tego nie robi. - Próbują obejść przepisy - tłumaczy Jerzy Filip, dyrektor wydziału komunikacji legnickiego starostwa. - Wiedzą, że auto do nauki jazdy jest dużo mniej warte, niż zwykły samochód. Jeżeli policja zatrzyma im dowód rejestracyjny, jedyną restrykcją będzie wyrobienie nowego dokumentu, już opatrzonego adnotacją, że to wóz do nauki jazdy. Sprytni instruktorzy i z tym sobie radzą. Wystarczy "zgubić" taki dowód rejestracyjny, a potem wyrobić  nowy, już bez literki "L". - Po roku jazdy z kursantami w takim samochodzie wybite są stabilizatory, mocno zniszczone sprzęgło - wyjaśnia mechanik Jacek Nalewski. - Silnik może nadawać się do remontu. Kupienie takiego auta to duże ryzyko. Szybko się rozsypie. Właściciele szkół nie chcą tracić pieniędzy. Wolą wyeksploatowanego grata z powrotem przerobić na normalne auto. Dokumenty mogłyby ich zdradzić. Więc złapani przez policję tłumaczą, że zwyczajnie zapomnieli wbić do dowodu rejestracyjnego feralną literkę "L". - A usunięcie dodatkowych pedałów nie wymaga wiele pracy - twierdzi pan Jacek. Paweł Petrykowski z biura prasowego dolnośląskiej policji zapowiada, że zapoczątkowana przez legnicką drogówkę akcja będzie kontynuowana w innych powiatach.