Drogowcy chcą ograniczać liczbę przejść dla pieszych w Olsztynie. - To poprawi bezpieczeństwa przechodniów i zapewni płynności jazdy w mieście - tłumaczą. Piesi uważają jednak, że przejść jest za mało. Komisja bezpieczeństwa ruchu drogowego pozytywnie zaopiniowała już pierwszy wniosek miejskiego zarządu dróg o zlikwidowanie przejścia dla pieszych. - Wkrótce w mieście ma zniknąć więcej "zebr". Dyrektor zdaje sobie sprawę, że likwidowanie przejść nie spodoba się pieszym. - Mieliśmy bardzo dużo skarg po zamknięciu przejścia przez ul. 1 Maja przy skrzyżowaniu z ul. Mrongowiusza - mówi szef drogowców. - Jednak dochodziło tam do wielu potrąceń pieszych, a kierowcy narzekali na trudność z przejazdem przez 1 Maja. W takich sytuacjach musimy ograniczać liczbę przejść, bo tylko wtedy będziemy mogli w miarę płynnie jeździć po mieście. Działania te służą także poprawie bezpieczeństwa pieszych. Co o ograniczaniu liczby przejść sądzi policja? - To bardzo dobre rozwiązanie, zwłaszcza jeżeli chodzi o przejścia bez sygnalizacji - mówi Mieczysław Wójcik, zastępca komendanta miejskiej policji w Olsztynie. - Tym bardziej że wielu ludzi nie potrafi niestety bezpiecznie z nich korzystać. W Olsztynie każdego tygodnia mamy kilka potrąceń pieszych, często nie z winy kierowców. Przechodzący nie rozglądają się po ulicy i wchodzą na pasy nie mając pewności, że samochód zdąży zatrzymać się przed nimi. Na wniosek policjantów zamknięte ma być także przejście przez ul. Wilczyńskiego przy skrzyżowaniu z ul. Burskiego. Sławomir Kałwianiec, olsztyński taksówkarz, zgadza się, że w Olsztynie jest zbyt dużo przejść. Bierze jednak w obronę pieszych. - Problem w tym, że brakuje takich przejść, które są bezpieczne. Miasto powinno budować kładki, a także tunele wyposażone w monitoring, by ludzie nie bali się nimi przechodzić - mówi. - Stawianie sygnalizacji nie rozwiązuje problemu i na dodatek tamuje ruch. Na przykład przez al. Warszawską przechodzą teraz tłumy studentów, a samochody zatrzymują się niemal na wszystkich światłach. Ludzie mają opór przed przechodzeniem na światłach. Jeszcze gorsza jest sytuacja rowerzystów. - Boję się, że po zlikwidowaniu przejść zacznie się samowolka i kierowca nie będzie w ogóle wiedział gdzie spodziewać się pieszych - dodaje pan Krzysztof, kolejny olsztyński kierowca. A jak Olsztyn wygląda w oczach chodzących na piechotę? - Denerwuje mnie, że na większości przejść nie ma "zielonej fali" dla pieszych. Na przykład przy ratuszu trzeba przechodzić na trzy etapy - mówi Adrian Zacharewicz, szef pisma "Kulturka", określający siebie jako "zatwardziałego piechura". - Życie pieszego nie jest łatwe. Nieoficjalnie fachowcy od ruchu drogowego przyznają, że bezpieczniej jest nawet, gdy przejścia nie ma i ludzie łamią przepisy, niż mają wchodzić "na pewniaka". - Kiedy przechodzą w niedozwolonym miejscu to przynajmniej są ostrożni - wyjaśnia nam jeden z drogowców. Andrzej Szóstek, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego: - Musimy mieć świadomość, że najwięcej ludzi ginie właśnie na przejściach dla pieszych. Dlatego należy zmniejszać ich liczbę. Ale najpierw trzeba zrobić analizę, które przejścia są niepotrzebne.