(Fot.: PD@N 542-11-12)
Jak informowaliśmy w pierwszych dniach grudnia ubiegłego roku w Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad przygotowania do rewolucji na drogach. Rozpoczęto audyt oznakowania dróg. Po pierwsze ma zostać zlikwidowana lub zredukowana nieścisłości części z nich. Pomysł popiera policja, ostatecznie wypowie się resort transportu, on też przeprowadzi proces legislacyjny. Poniżej dwie interesujące wypowiedzi naszych Czytelników. Ciekawi jesteśmy dalszych, może właśnie jakieś interesujące przykłady (skorzystajcie Państwo z opcji “DODAJ KOMENTARZ” lub piszcie na adres: tygodnik@prawodrogowe.pl)
WOO-CASH:"Miałem sen..." ;) Kiedyś miałem nadzieję, że w Polsce do tego dojdzie, ale od planów do realizacji jeszcze droga daleka. Pamiętam jak kilka lat temu wracałem z Chorwacji przez Węgry. Pierwsze, co mnie zaskoczyło, to niemal kompletny brak znaków drogowych na Węgrzech. Dajmy na to, jedziemy poza terenem zabudowanym. Dopuszczalna prędkość 90 km/h. Jeśli jest zakręt, który można pokonać z tą prędkością, to kierowca nie będzie o nim poinformowany. Ani znaku ostrzegawczego, ani ograniczenia prędkości. Jest to o tyle komfortowe, że można się skupić na drodze, a znaki drogowe, zgodnie ze swoją nazwą, coś znaczą. Jak stoi znak, to zasługuje on na uwagę i uszanowanie. Jeśli jest ograniczenie prędkości, to na pewno czemuś służy. Nie wisi tu tylko dlatego, że ktoś zapomniał je zdjąć. Ciekawe jest także rozwiązanie czeskie (może warto je rozważyć także w Polsce), polegające na umieszczaniu pod znakami ostrzegawczymi znaków informacyjnych o prędkości zalecanej. Ostrzeżenie o zakręcie, a pod nim prostokątny, niebieski znaczek z napisem "40". Prędkość sugerowana wpływa na bezpieczeństwo, ale nie wpływa na dochody budżetowe. Za jej przekroczenie nie ma rygoru karnego (chyba że wskutek niezastosowania się do prędkości sugerowanej doszło do wypadku).
SCEPTYK: ...przy okazji: pewnie ci co stawiali (za pieniądze) teraz będą likwidować (za pieniądze).