Przegląd prasy

O jakości szkolenia i „oszczędnościach”

18 czerwca 2007

W “Dzienniku Wschodnim” czytamy: Tylko 25 kilometrów w ciągu dwóch godzin mogą przejechać kursanci z lubelskiego ośrodka szkolenia kierowców Siddha. Joanna Rajchel, właścicielka ośrodka stwierdziła, że w poprzednich miesiącach niektóre samochody przejechały zbyt dużo kilometrów. I narzuciła sztywne limity: 25 km na 2 godziny jazdy i spalenie nie więcej, niż 3 litry gazu. - Musieliśmy pokwitować odbiór tego polecenia - mówi pan Aleksander*, instruktor Siddha. - Żeby zmieścić się w limicie, staję na parkingu i np. tłumaczę przez 40 minut gdzie jest chłodnica. “Jeśli tak spędzony czas wlicza się do godzin jazdy, to nie jest to prawidłowe. Tego typu szkolenie powinno odbyć się przed jazdami” - mówi Ryszard Pasikowski, szef Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Lublinie. - Ośrodki ostro ze sobą walczą, mocno obniżyły ceny i muszą ciąć koszty. Ale taka szkoła powinna zbankrutować z braku klientów. - Chodzi nie tylko o oszczędności - twierdzi Zbigniew Rajchel, kierownik ośrodka Siddha i mąż właścicielki. - Chcę, by instruktorzy uczyli lepiej. A to nie polega tylko na jeździe po dwupasmówkach i przez skrzyżowania na wprost. 25 km do tego wystarczy. - Nie wydaje mi się to prawdopodobne - mówi Maciej Kulka, właściciel ośrodka Kulka. - U nas nie ma takich limitów i dlatego mamy droższe kursy. Tu cudu ekonomicznego się nie zrobi. Ze wszystkich wyliczeń wychodzi, że w ciągu godziny kursant przejeżdża około 20 km. - Przyjrzymy się temu. Nie ma przepisów pozwalających na wprowadzanie takich ograniczeń - zapewnia Tadeusz Franaszczuk, odpowiedzialny w Urzędzie Miasta za nadzorowanie szkół jazdy. Z ośrodkiem Siddha miał już do czynienia. - Szkoła pobierała pieniądze, poświadczając klientom odbycie kursów, których faktycznie nie było. Mamy oświadczenia takich kursantów. Wszczęliśmy nawet procedurę cofnięcia zezwolenia właścicielowi Siddha. Ale zdążył przepisać pozwolenie na żonę. Miał do tego prawo - mówi Franaszczuk. - Jeśli kursant wyjeździł mniej godzin niż powinien, może wystąpić o zwrot części pieniędzy - mówi Ewa Wiszniowska z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. I zapowiada, że zajmie się każdą skargą od osób, które miały podobne problemy. Klienci Siddhy - o tym, co im się należy - dowiadują się tylko ustnie. Udając zainteresowanych poprosiliśmy o wzór umowy. - Nie mamy czegoś takiego - usłyszeliśmy w biurze. Instruktorzy mają zakaz informowania kursantów o limitach. (*imię instruktora zostało zmienione)