Przegląd prasy

Ofiary wypadków drogowych - procedury

31 marca 2008

Policyjno-prokuratorskie procedury spowodowały, iż zwłoki śmiertelnej ofiary wypadku drogowego w centrum Lublina pozostawały na drodze trzy godziny. Służby prasowe komendy miejskiej policji podają następujący scenariusz: kierujący skuterem 58-letni Zbigniew P. uderzył w volkswagena polo. Była 12.26. Już trzy minuty później na miejscu pojawiła się policja, przed nią dotarły dwie karetki pogotowia. W tym momencie motorowerzysta jeszcze żył. Reanimowano go przez kilkanaście minut. Jednak akcja ratunkowa nie powiodła się. Lekarz, którzy stwierdził zgon, przykrył zwłoki folią. O 13 o sprawie dowiedziała się dyżurująca prokurator, która około wpół do drugiej była na miejscu wypadku. Zwłoki motorowerzysty od ponad godziny leżały już na asfalcie w kałuży krwi. Powoli w Lublinie rozpoczynał się popołudniowy szczyt. Wielopasmowe al. Racławickie są jedną z głównych arterii miasta. Ruch odbywał się nimi wolniej niż zazwyczaj i tylko dwoma pasami jezdni, dzięki czemu kierowcy i pasażerowie przejeżdżających obok aut mogli dokładnie przyjrzeć się leżącym na ziemi zwłokom. O tym, że widok ciała budzi oburzenie, poinformowali "Gazetę" czytelnicy, dzwoniąc do nas bezpośrednio z miejsca wypadku z telefonów komórkowych. Spod foliowej płachty, która przykrywała ciało ofiary zderzenia, przez ponad dwie godziny wystawała ręka i noga martwego mężczyzny, skąpane w rozlewającej się wokół kałuży krwi. Oprócz zmotoryzowanych makabreskę obserwował tłum gapiów. - Policjanci zrobili, co do nich należy. Zabezpieczyli miejsce wypadku do czasu przyjazdu prokuratora, a potem czekali na jego decyzję odnośnie zabrania zwłok - zapewnia Witold Laskowski z biura prasowego KMP. - Nie potrafię ocenić, dlaczego spod folii wystawały ludzkie kończyny, ale rozumiem, że był to drastyczny widok. Policjanci, jak i pozostali członkowie ekipy dochodzeniowej, mogli przykryć ciało, ale tego nie zrobili. Konsekwencje służbowe im nie grożą, bo takich sytuacji nie precyzuje policyjny regulamin. - Można to oceniać wyłącznie w kategoriach moralnych - uważa Laskowski. - Miejsce było oddzielone. Prokurator nie ma wpływu na tych, którzy chcą obserwować jego pracę. Muszą się liczyć z tym, że zobaczą coś drastycznego. Policja w takich wypadkach prosi o odsunięcie się gapiów. Nie zawsze to skutkuje - informuje Beata Syk-Jankowska, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Prokurator wraz z ekipą śledczych przez dwie godziny dokonywała oględzin, potem z pomocą wyspecjalizowanej firmy przekazała ciało do zakładu medycyny sądowej. - To standardowy czas, aby zebrać ważne dowody pozwalające ustalić sprawcę wypadku, a w przypadku procesu przydatne do jego skazania - mówi prokurator Syk-Jankowska. O 15.30 zwłoki Zbigniewa P. zniknęły z asfaltu. Straż pożarna zmyła krew z jezdni.