Złapany przez fotoradar na zbyt szybkiej jeździe nie dostał mandatu w ciągu miesiąca. Dlatego potrzebny był proces, za który musi teraz zapłacić – informuje “Rzeczpospolita”. Rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski uważa, że kierowca płacić nie powinien, bo nie był winien opóźnienia. Dlatego wystąpił z kasacją w sprawie Jacka J. Mężczyzna, który przekroczył prędkość - co wyłapał fotoradar - wciągu miesiąca nie otrzymał mandatu. Sprawa trafiła więc do sądu, a ten skazał go na 100 zł grzywny i kazał pokryć koszty postępowania - 80zł. Mężczyzna odwołał się od decyzji o kosztach, bo uważał, że do procesu doszło nie z jego winy. Jego zdaniem opieszała była policja. Jak wynika z akt sprawy, komenda w Łomży, gdzie złapano J. nazbyt szybkiej jeździe, wystąpiła do stołecznej policji o ustalenie właściciela lub użytkownika pojazdu widniejącego na zdjęciu z fotoradaru i przesłuchanie go. Informacje były jej potrzebne do sporządzenia wniosku o ukaranie. Odpowiedź z Warszawy wraz z materiałami wróciła do Łomży już po upływie 30 dni (decydowała data zdjęcia z fotoradaru). Po tym terminie mężczyzna został przesłuchany jako podejrzany o popełnienie wykroczenia, przyznał się do winy, złożył wniosek o skazanie go bez przeprowadzania rozprawy, przyjął grzywnę (100 zł) i poprosił o zwolnienie z kosztów. Jako powód zwolnienia podał fakt, że został poinformowany o popełnionym wykroczeniu po upływie ustawowego terminu, w którym mógłby zostać ukarany mandatem. "Obywatel nie może ponosić konsekwencji, również majątkowych, nienależytej organizacji pracy policji. Obowiązki takie i konsekwencje ponosi państwo i nie mogą być one przerzucone na obwinionego" - twierdzi Janusz Kochanowski w kasacji do Sądu Najwyższego. W uzasadnieniu przypomina, że jest możliwość zwolnienia od zapłaty kosztów również wtedy, "gdy przemawiają za tym względy słuszności". A takie nie muszą mieć związku z sytuacją materialną strony, lecz np. z niezawinioną przez nią koniecznością prowadzenia postępowania odwoławczego. I takie okoliczności dostrzega w tej sprawie rzecznik.