Przegląd prasy

Piętrowym autokarem jechał po raz pierwszy?

11 lipca 2008

Wypadek autokaru z 66 polskimi turystami wracającymi z pobytu w Bułgarii doszło ok. godziny 6.30 rano w okolicach miejscowości Indija, 20 km od Belgradu. Zginęło sześć osób, w tym dwoje dzieci. Zdaniem przewoźnika, odpowiedzialność za wypadek może ponosić kierowca. Serbskie organy ścigania przedstawiły mu zarzut ciężkiego przestępstwa przeciw bezpieczeństwu ruchu drogowego.

Andrzej K., kierowca polskiego autokaru rozbitego w Serbii, jest zdruzgotany. Policja twierdzi, że popełnił błąd, który kosztował życie sześciu osób. Mężczyzna płakał na miejscu wypadku. Teraz jest w serbskim areszcie – donosi “Dziennik”. Być może była to tylko chwila nieuwagi. Pasażerowie autokaru opowiadają, że Andrzej K. chciał wyłączyć oświetlenie wewnątrz autobusu. Czy właśnie wtedy stracił panowanie nad kierownicą? On sam, nie jest na razie w stanie dokładnie odtworzyć ostatnich chwil przed wypadkiem. Pamiętam, że nagle znaleźliśmy się niebezpiecznie blisko prawej krawędzi jezdni. Próbowałem kontrować w lewo. Ale zablokowały mi się koła po prawej stronie" - zeznawał przed serbskimi policjantami. Andrzej K. siedzi w więzieniu w miejscowości Sremska Mitrovica. Pozostanie tam przez 30 dni. Postawiono mu zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Grozi za to nawet osiem lat więzienia.

Na pytanie o przyczyny wypadku i strony za niego odpowiedzialne prokuratorzy odpowiadają, że śledztwo nie będzie łatwe. Całe śledztwo, które zostało już wszczęte, nadzorować będzie prokuratura z Bielska-Białej. Prokuratorzy podkreślają, że śledztwo prowadzone jest "w sprawie", a nie - przeciwko komukolwiek. Rozważany jest artykuł o nieumyślnym spowodowaniu katastrofy. W takiej sytuacji odpowiedzialność ponosiłby przypuszczalnie kierowca. W ramach tego postępowania toczy się jeszcze jedno - o nieumyślne narażenie na niebezpieczeństwo. W tej sprawie ewentualnie mógłby odpowiadać przewoźnik lub organizator. Jeśli okaże się, że pojazd nie przeszedł niezbędnych badań technicznych, to i tak trzeba będzie wykazać, że był bezpośredni związek między wypadkiem a właśnie brakiem wspomnianych badań. Jeśli tego związku nie było, trudno będzie mówić o odpowiedzialności karnej. Jeśli zaś organizator miał świadomość, że nawiązuje współpracę z firmą przewozową, która nie ma odpowiedniego autokaru, to też może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Do tego wszystkiego dochodzi postępowanie prokuratorskie i policyjne wobec polskiego kierowcy w Serbii. Polska prokuratura będzie mogła się zając tą sprawą, jeśli zostanie ona przekazana do naszego kraju przez stronę serbską. Policja twierdzi, że za wypadek winę może ponosić kierowca. Pasażerowie twierdzili, że to właśnie on stracił panowanie nad pojazdem, gdy chciał wyłączyć w autokarze światło. Organizatorka wyjazdu twierdziła, że autokar, który miał wypadek w Serbii, był w pełni sprawny i dopuszczony do ruchu. Według niej był to dwuletni piętrowy autobus firmy Neoplan. Zastrzeżenia co do stanu technicznego pojazdu zgłaszali przed wyjazdem rodzice dzieci, które miały nim jechać. Twierdzą, że już na pierwszy rzut oka widać było, że autobus ma kilkanaście lat. Onet.pl podaje informację, iż kierowca, który prowadził polski autokar w chwili wypadku pod Belgradem, nie miał doświadczenia w prowadzeniu piętrowego autobusu. Jak dowiedziało się Polskie Radio Katowice, 44-letni kierowca dopiero uczył się jeździć takim autokarem.

 

“Rzeczpospolita”: W chwili wypadku pan spał, prowadził kolega. Co wydarzyło się tuż przed wypadkiem?

Zdzisław Kucharczyk, drugi kierowca autokaru, który rozbił się w Serbii: Prowadziłem pierwszy. Od godziny 22 do piątej rano. Zamieniliśmy się rolami, trochę spałem, ale raczej drzemałem. W pewnej chwili obudziłem się i poprosiłem, by wyłączył światła w autobusie, bo zaczynało świtać. Przyciski są przy kierownicy, nie trzeba odrywać od niej ręki. Zamknąłem oczy. Potem już po tragedii ludzie mówili, może pilot, że kierowca odwrócił głowę do tyłu, by zobaczyć, czy się nie świeci. To był ten moment. Otworzyłem oczy, dopiero gdy poczułem, że – jak mówi się w naszym slangu – prawe koła chwyciły pobocze. Piętrusy są trzyosiowe, zupełnie inaczej się je prowadzi od zwykłych. Trzeba się trzymać środka drogi, nigdy prawej strony. Kolega nie miał doświadczenia. Do Bułgarii tym piętrowym autokarem jechał pierwszy raz. Uczył się nim jeździć.

“Rzeczpospolita”: Co powinien zrobić, kiedy wjechał na pobocze?

Zdzisław Kucharczyk, drugi kierowca autokaru, który rozbił się w Serbii: Powinien jechać rowem prosto przed siebie, nie skręcać. Ja bym wiedział, jak wyprowadzić autobus, by zminimalizować straty. A on skręcił. Chciał wyprowadzić autobus na drogę i go położył. Ja mu się nie dziwię, ratował się. Stało się nieszczęście, popełnił błąd.

“Rzeczpospolita”: Dlaczego kierowca bez doświadczenia w prowadzeniu takich autokarów wiózł ludzi?

Zdzisław Kucharczyk, drugi kierowca autokaru, który rozbił się w Serbii: On się dopiero uczył, ale przecież kiedyś musi być ten pierwszy raz. Mój był do Hiszpanii, też obok mnie siedział doświadczony kolega. Tak się uczy każdy. Jechaliśmy w tamtą stronę do Bułgarii, instruowałem go. Cały czas mu mówiłem, żeby się trzymał środka drogi, a jego ciągnęło na prawo. Mówiłem mu, że wystarczy gałąź na poboczu i może być tragedia. Powtarzałem, żeby uciekał do środka. Jechaliśmy górami, tłumaczyłem, żeby go nie rozpędzał, bo nie wyhamuje. Słuchał mnie, nie szarżował. Rutyna go zgubiła. Bardzo mi go żal. Dobry, kulturalny kolega. Ma 44 lata. Doświadczenie na przegubowcach, ciężarowych.