(Fot.: PD@N 376-8)
^Tyle zostało po samochodzie, który w minionym tygodniu uderzył w barierę i spłonął na Trasie AK w Warszawie (foto Komendy Stołecznej Policji – 13.2.2011)
Policja ostrzega: początek roku na ulicach jest wyjątkowo tragiczny.Siedem osób zginęło w Warszawie w styczniu, kolejne siedem w pierwszej dekadzie lutego. W pierwszych dwóch miesiącach 2010 r., który okazał się rekordowo bezpieczny, jeśli chodzi o liczbę ofiar, śmierć poniosły tylko trzy osoby. Skąd więc ten nagły wzrost liczby zabitych? - Nie ma zimy - odpowiada mł. insp. Wojciech Pasieczny z wydziału ruchu drogowego stołecznej policji. - W zeszłym roku zima była bardzo surowa, na ulicach panowały trudne warunki, więc kierowcy albo jeździli wolniej, albo zostawiali samochody w domu. Tymczasem od początku roku jest w miarę sucho, co sprawia, że kierowcy chętniej dociskają pedał gazu. W dodatku przyczyną wypadków bywa alkohol. To przejaw kompletnego braku wyobraźni u kierowców, którym wydaje się, że są nieśmiertelni - dodaje Pasieczny. Otwarta niedawno trasa ekspresowa S8 przez Bemowo coraz częściej porównywana jest do toru wyścigowego. Drogówka na stałe oddelegowała tu do służby jeden z nieoznakowanych radiowozów z wideoradarem. Kilka dni temu mundurowi sfilmowali wyczyny kierowcy, który pędził tam aż 216 km na godz.! - Po zatrzymaniu przekonywał, że ma dobry samochód wyposażony w systemy bezpieczeństwa - opowiada policjant. Tylko że przy uderzeniu w przeszkodę przy takiej prędkości nie pomogą żadne systemy, bo z auta niewiele zostaje. W ostatni wtorek właściciel Renault Megane zabił się na przedłużeniu trasy S8, czyli w al. Armii Krajowej. Na wysokości ul. Słowackiego na Żoliborzu z ogromną siłą uderzył w betonową barierę na kończącym się pasie ruchu. Auto dachowało, a potem stanęło w płomieniach. Było tak zniszczone, że policjanci mieli problem z rozpoznaniem jego marki. - Nie wiem, czy kiedykolwiek uda nam się ustalić, z jaką jechał prędkością - przyznaje jeden z funkcjonariuszy, ale podejrzewa, że mogło to być nawet 200 km na godz. Następnego dnia policja stanęła w tym miejscu z radarem. Zatrzymano kilkanaście osób, które jechały 130-140 km na godz. - A przecież dzień wcześniej zginął tam człowiek! - nie może się nadziwić mł. insp. Pasieczny. Poprzedni wtorek był zresztą najtragiczniejszym dniem na stołecznych ulicach od pięciu lat, kiedy to w styczniu 2006 r. na Trasie Toruńskiej kierowca forda zabił pięć osób czekających na przystanku autobusowym.