"Gazeta Stołeczna" pisze o Berlinie codziennie - byliśmy tam w ramach projektu "Mój kawałek Europy" - czytamy. I opisują: koło słynnego Dworca Zoo natknęliśmy się na taką scenkę. Z pociągu wysiedli dwaj panowie w garniturach. Podeszli do stojaka z nowoczesnymi rowerami, zatelefonowali, dostali numer kodu, odbezpieczyli blokadę, zamocowali teczki na bagażnikach i w drogę. Rower mogli potem zostawić w podobnym punkcie np. na każdym większym skrzyżowaniu ulic. To system "Call a Bike" z logo kolei niemieckich Deutsche Bahn. Kto jest ich pasażerem i ma bilet okresowy, może pożyczyć rower ze zniżką (sześć centów za minutę) i podjechać z dworca do pracy. Kwadrans jazdy kosztuje niespełna 1 euro. Cała operacja pożyczania i zwrotu rowerów odbywa się przez telefon. Ten sposób podróżowania reklamowany jest w Berlinie jako wygodny, zdrowy i przyjazny dla środowiska. Rowerowa działalność Deutsche Bahn to jeszcze nie wszystko. Niemieckie koleje zarabiają też na przewożeniu pasażerów autobusami, towarów ciężarówkami, dzierżawie powierzchni handlowych na dworcach, a także budowie biurowców.