(Fot.: PD@N 350-28)
Ciężko ranna młoda kobieta, która w wypadku w Pogorzelicach straciła męża i maleńkie dziecko, przebywa w Pomorskim Centrum Traumatologii w Gdańsku. Zdaniem lekarzy, to cud, że przeżyła, bo zanim trafiła na szpitalny oddział ratunkowy, zmarnowano mnóstwo czasu. Nie dość, że śmigłowiec leciał do Gdańska okrężną drogą (ominął szpitale w Słupsku, Wejherowie, Miejski w Gdyni, Zaspę, a nawet UCK, które się przecież mieni Centrum Urazowym dla Pomorza, i wybrał szpital na drugim końcu miasta), to nikt nie zawiadomił szpitalnego oddziału ratunkowego, że wiezie ofiarę wypadku w tak ciężkim stanie. Dyrekcja szpitala i lekarze twierdzą, że to skandal! - informuje “Dziennik Bałtycki”. I dalej ocenia: system ratownictwa na Pomorzu nie zadziałał sprawnie, popełniono rażące błędy, zawiodła łączność między pogotowiem a szpitalem. Do biura wojewody już wpłynęła złożona przez dyrekcję skarga. Pomorskie Centrum Traumatologii żąda wyjaśnienia, skąd wziął się ten bałagan. Jak się okazuje do Centrum Zarządzania Kryzysowego, które jest "sercem" systemu ratunkowego na Pomorzu, nie dotarł w czwartek żaden meldunek o tragedii w Pogorzelicach. Ryszard Sulęta, dyrektor Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego twierdzi: system ratownictwa nie zawiódł, działa sprawnie. - Rozmawiałem z lekarzem ze śmigłowca, to on podjął decyzję, by ranną kobietą zajęli się specjaliści ze Szpitala Wojewódzkiego i ma do tego prawo. Lekarz chciał oddać ranną kobietę w ręce najlepszych specjalistów, a za takich uznał właśnie lekarzy ze Szpitala Wojewódzkiego - podkreśla dyrektor Sulęta. Sprawę wyjaśniać będzie teraz specjalna komisja powołana przez służby wojewody.