Przegląd prasy

Tragiczny paradoks: najmniej bezpiecznym miejscem na jezdni jest wyznaczone przejście

11 lutego 2014

59641f3845ba7bf30759874561251bbec8c7691b

(Fot.: PD@N 485-21)

Na drogach dochodzi do tragicznego paradoksu: najmniej bezpiecznym miejscem na jezdni jest właśnie wyznaczone przejście -- zwraca uwagę dziennik “Gazeta pl Radom”. Powód? Według Tomasza Dymalskiego (rzecznika MZDiK) problem niebezpiecznych przejść wynika z mentalności kierowców. O tym jak ją kształtować mówiMirosław Szadkowski (fot.) (dyrektor WORD w Radomiu): To pytanie jest proste tylko pozornie. Są dwie drogi. Pierwsza to edukacja. Trzeba zacząć już od wychowania komunikacyjnego w szkołach, na kursach dla kierowców kończąc. Trudno nie zauważyć, że są aktywni dziś kierowcy, którzy powinni przejść szkolenie jeszcze raz. Edukacja to działanie długotrwałe, ale jest najlepszą inwestycją, choć to hasło może wydawać się sloganem. Jak już mówiłem, na to potrzeba czasu. Dlatego, żeby problem rozwiązywać szybko, musimy przejść do drugiego rozwiązania, czyli skuteczniejszego nadzoru. Dziś mamy podejście takie: ci, którzy zarządzają drogami mówią: droga jest utrzymana należycie, reszta jest w rękach kierowców. Niekoniecznie. Takich chuliganów, zabijaków na drogach trzeba temperować. Samymi znakami czy informacją o tym, że za kilkaset metrów może stać fotoradar tej sytuacji nie zmienimy. Fotoradar tam jest albo go nie ma, to są takie strachy na lachy. Nadzór nad bezpieczeństwem na przejściach jest niedostateczny. To tragiczny paradoks: najmniej bezpiecznym miejscem na jezdni jest właśnie wyznaczone przejście.

I dalej dyrektor mówi o karaniu kierowców - Karanie kierowców powinno być dużo bardziej dotkliwe, żadnego pobłażania. Proszę zobaczyć, jaki zbieg wykroczeń popełniają niektórzy w okolicy przejść: wyprzedzanie przed przejściem, omijanie samochodu stojącego przed nim, wjazd na pasy, kiedy są tam piesi, przekraczanie prędkości. Policja, zatrzymując kierowców, powinna kumulować te wykroczenia, a nie skupiać się np. tylko na zbyt dużej prędkości samochodu. Jeśli ja dojeżdżam do pasów i zwalniam, a ktoś mnie wyprzedza, to wie pan, jaki grozi mu za to mandat? 200 zł. Ja się unoszę, ale to się kłóci ze zdrowym rozsądkiem. W takiej sytuacji może dojść nam przepis o omijaniu tego, który się zatrzymał i za przekroczenie prędkości. Wtedy uzbieralibyśmy około dwudziestu, a nawet dwudziestu kilku punktów oraz wysoki mandat. To dawałoby sygnał, że w okolicach przejść trzeba uważać, że za takie przewinienia nie będzie głaskania kierowców po główce. Do tego nie trzeba zmiany przepisów, ale trzeba wykorzystywać te istniejące i kumulować popełnianie wykroczenia. Natomiast sugerowanie, że mierzenie prędkości ma wpływ na bezpieczeństwo pieszych i rowerzystów to pozoracja działań, bo ta prędkość jest mierzona zwykle między skrzyżowaniami, a przecież pasy są najczęściej na skrzyżowaniach. To tam musimy sprawdzać bezpieczeństwo, nadzorować i karać. - Jest potrzebna jedna zmiana, ale na szczęście już się o niej mówi. Pieszy, który już stoi przed przejściem, powinien mieć bezwzględne pierwszeństwo. To jest niezbędne. Na razie definicja postawienia nogi na jezdni jest u nas bardzo nieprecyzyjna. Nie może być tak, że ja wchodzę na jezdnię, a jakiś kierowca omija mnie szerokim łukiem i jest bezkarny dlatego, że ja dopiero wszedłem na jezdnię.