Barbara P. rok temu wzięła autostopowiczów, podróż zakończyła się tragedią. W zderzeniu z ciężarówką zginęło małżeństwo, ich 11-letni syn cudem uniknął śmierci. To nie miała być długa podróż, 14 kilometrów, skończyła się jednak w połowie drogi. Kilkaset metrów przed mostem na Wisłoce volkswagen uderza w jadącą z przeciwka ciężarówkę DAF. Na miejscu ginie Krystyna R. Jej mąż umiera kilka dni później w szpitalu. Chłopiec wychodzi z wypadku z pokiereszowaną twarzą. Barbara ma złamaną w kilku miejscach rękę i potłuczoną głową. Kierująca samochodem opowiada o wypadku: To były ułamki sekundy. Usłyszałam krzyki chłopca i jego ojca. Mężczyzna najpierw zaklął, a potem się modlił. Wspomnienie tamtej chwili ciągle jest dramatycznym przeżyciem. - Nie potrafię tego opisać, co wtedy czułam - szepce Barbara. - Jeszcze dwa tygodnie po wypadku ciężko było mi oddychać, a na ciele miałam sine pręgi po pasach bezpieczeństwa, ale to one uratowały mi życie. Do dziś w rękach mam odłamki szkła, a w nodze miałam taką dziurę, że mogłam wsadzić palec. Śledztwo wykazało, że Barbara Pruchnik jechała za szybko. W pewnym momencie musiała gwałtownie hamować, żeby nie wjechać w inny samochód. Wtedy jej volkswagen zjechał na przeciwległy pas i zderzył się z ciężarówką DAF. Kierowca tira usiłował usunąć się, żeby uniknąć zderzenia, ale nic to nie dało. Później swoimi zeznaniami obciążył mieszkankę Januszkowic. Twierdził, że to ona, jadąc zbyt szybko i wyprzedzając, wjechała na jego pas i doprowadziła do wypadku. Barbara P. przeżyła kolejny szok. Dowiedziała się, że sąd skazał ją na 2,5 roku więzienia i 100 tys. zł zadośćuczynienia dla Grzegorza i Pawła R., osieroconych dzieci autostopowiczów. Do tego 5-letni zakaz prowadzenia pojazdów i 2 tys. zł kosztów sądowych. To niesłuszne i niesprawiedliwe - mówi z płaczem. - Szkoda mi tych ludzi i dzieci, ale skąd ja bym miała wziąć sto tysięcy złotych? Nieraz na swoje potrzeby mi brakuje, a co dopiero takie pieniądze uzbierać. Dlaczego oni chcą mnie do więzienia wysłać, jak jakiegoś mordercę? Barbara zapowiada, że od wyroku będzie się odwoływać. - Przecież to kierowca tira wyprzedzał - argumentuje. - Gdyby tego nie robił, to nie doszłoby do zderzenia. Ja jechałam wolno, nie więcej niż sześćdziesiąt na godzinę. Nie wiem, jak biegli oszacowali, że jechałam dziewięćdziesiąt na godzinę. Ja nie szarżuję na drodze. Wtedy prawo jazdy miałam kilka tygodni. Cieszyłam się z jazdy, byłam ostrożna... Chociaż wyrok usatysfakcjonował rodzinę ofiar, to ból po stracie najbliższych i żal do Barbary P.- To było i jest dla nas straszne przeżycie - wzdycha Maria K. - Chłopcom pozostanie rana na cale życie. Przecież oni dowiedzieli się o śmierci dziadka i jechali, by się za niego pomodlić, a chwilę później stracili rodziców. Grzesiowi po wypadku zostały blizny na twarzy. Do dziś, nawet w obecności psychologa na wzmiankę o tym, co wydarzyło się tamtego dnia, reaguje bardzo nerwowo. Nie lepiej jest z moim mężem. Zginęła w końcu jego ukochana siostra. Byli ze sobą bardzo zżyci. Teraz musi brać środki uspakajające... Kobieta wie, że tego co się stało, nikt nie odwróci, ale ma pretensje do Barbary P: Chociaż od wypadku minęło już grubo ponad rok, Barbara P. - Te wspomnienia zostaną już do końca życia - mówi z płaczem. - Chciałam pomóc, a wyszło tak, jak wyszło. Nikomu czegoś takiego nie życzę. Modlę się za tych ludzi.