(Fot.: PD@N 386-58)
“Dziennik Łódzki” relacjonuje niezdany dla Aleksandra K. z Łodzi egzamin na prawo jazdy. I kwestia sporna czy słusznie czy nie. Kandydat na kierowcę już napisał skargę na decyzję egzaminatora. Jak dowiadujemy się: niewykluczone, że sprawa trafi do prokuratury. A oto co opowiedział dziennikarce sam zainteresowany: udało mi się zaliczyć plac manewrowy. Szczęśliwy wyjechałem na miasto. Czułem się pewny. To było na placu Pokoju. Dojechałem do skrzyżowania. Był tam znak stop. Zatrzymałem się. Byłem przekonany, że wszystko robię, jak należy. Nie miałem wątpliwości. Egzaminator jednak mnie oblał. W egzaminie brał także udział instruktor nauki jazdy, on ocenił: ta decyzja była niezgodna z przepisami. Mój kursant prawidłowo dojechał do skrzyżowania i zatrzymał się przed znakiem stop. Przepis nie podaje, jaka to musi być odległość. Kierowca po prostu ma widzieć, co się dzieje na drodze. I w tym przypadku właśnie tak było. Według egzaminatora, jednak mój kursant zatrzymał się za daleko od znaku stop. A dyrektor WORD: kursant nie dostosował się do znaku poziomego - linii bezwzględnego zatrzymania oraz znaku stop - powiedział Łukasz Kucharski.