Nauka jazdy defensywnej to szkolenie profilaktyczne – przypomina “Gazeta Wyborcza”. Trenerzy nie uczą jak wychodzić z poślizgu, ale jak prowadzić samochód, by do niego w ogóle nie doszło. Szkolenie składa się z części teoretycznej i praktycznej. Ta pierwsza to cztery godziny intensywnej pracy pod kierunkiem trenera przed komputerem. Poznaje się w niej zasady jazdy defensywnej i rozwiązuje testy, które pozwalają potem uczestnikom szkolenia zweryfikować wiedzę. Część praktyczna to jazda z trenerem w normalnym ruchu. Z tą różnicą, że kierowcę i jego jazdę filmują cztery kamery. Po zakończeniu trener pokazuje błędy, złe nawyki, ale także prawidłowe zachowania. Szkolenia takie prowadzi firma Safe Drive Polska. Redakcja “Gazety Wyborczej” rozmawia z jej przedstawicielem.
Hubert Woźniak (“Gazeta Wyborcza”): Co to jest jazda defensywna?
Andrzej Jakubas (Safe Driver Polska): - Polega na przewidywaniu tego, co może się wydarzyć, a także na umiejętności wykorzystywania wiedzy o sobie i o samochodzie. To również korzystanie z różnych informacji, które płyną z otoczenia. Im jest ich więcej, tym łatwiej budować nam bezpieczeństwo wokół auta. Ale jazda defensywna wcale nie musi być równoznaczna ze ślamazarnym poruszaniem się po drodze. Chodzi o prowadzenie samochodu z wyobraźnią, o sposób myślenia. Trzeba pamiętać, że jeśli np. uważamy się lub uchodzimy za dobrego kierowcę, to inny człowiek jadący przed nami nie musi być mistrzem kierownicy. Może mieć trzy promile alkoholu we krwi albo pędzić do szpitala, bo żona właśnie rodzi. Nie jest skupiony na prowadzeniu auta, myśli o swoich problemach. A my musimy o tym pamiętać. Proszę zauważyć, że nie zacząłem od znaków drogowych. One, owszem, są podstawową informacją, ale - w jeździe defensywnej - jedną z wielu. Weźmy taki przykład: jazda z prędkością 90 km/godz. o godzinie 3 nad ranem przez małą opustoszałą miejscowość może być jazdą bezpieczną. Oczywiście, narazi nas na mandat, ale zagrożenie będzie niewielkie. I jazda przez tę samą miejscowość z przepisową prędkością 50 km/godz., ale w niedzielę w południe, gdy jest pełno ludzi wychodzących z kościoła, może już okazać się bardzo niebezpieczna. Nawet 20 km/godz. może być wtedy zbyt dużą szybkością.
Hubert Woźniak (“Gazeta Wyborcza”): Dlaczego warto uczyć się jazdy defensywnej?
Andrzej Jakubas (Safe Driver Polska): Musimy odejść od stereotypów szkoleniowych. Wiele szkół przekonuje nas, że potrafimy opanować techniki obronne prowadzenia samochodu, z czym się nie zgadzam. Bo mówiąc o opanowaniu tych technik, mówimy o wykształceniu odruchów, a te wymagają pracy i ćwiczenia. Żeby wykształcić odruch, trzeba średnio wykonać ćwiczenie 700 razy. Oczywiście, w przypadku jednej osoby może być 500 ćwiczeń, w przypadku innej - tysiąc. Ale zawsze kilkaset razy, a potem powtarzać je codziennie. Na tym polega trening sportowców, godzinami ćwiczą, a i tak zdarzają się jakieś kiksy.
Hubert Woźniak (“Gazeta Wyborcza”): Czyli abym opanował technikę wychodzenia z poślizgu, musiałbym przećwiczyć manewr kilkaset razy i codziennie go powtarzać?
Andrzej Jakubas (Safe Driver Polska): Dokładnie. W dodatku bez gwarancji, że w sytuacji kryzysowej rzeczywiście manewr obronny uda się wykonać. Weźmy przykład Leszka Kuzaja [w grudniu podczas rajdu pod Pragą jego auto wpadło w grupę kibiców, dwie osoby zginęły - red]. Przecież ten człowiek nic innego nie robił, jak ćwiczył taką jazdę, miał ponadprzeciętne umiejętności prowadzenia samochodu. A mimo to - pomijając fakt, że kibiców nie powinno być w miejscu, w którym się znajdowali - coś zawiodło. Albo inaczej: można kierowcę wyszkolić w manewrach obronnych na placu. Ale trzeba pamiętać, że uczy się on ich w specyficznych warunkach. Jeśli jakiś manewr mu się nie uda, skończy się na przewróconym pachołku. Jedzie więc bezstresowo. Na ulicy nieudany manewr oznacza rozbite auto, potrąconego pieszego, w najlepszym razie - niegroźną stłuczkę. Jazda defensywna opiera się o umiejętnościach kierowcy, które są mu znane. Podpowiadamy mu, jak najlepiej może on wykorzystać swoją wiedzę. Uczymy też koncentracji, zrozumienia, że każdy odebrany telefon czy zmiana płyty CD w czasie jazdy to dekoncentracja. Nie oznacza to, że tej płyty nie można zmienić, trzeba jednak wiedzieć, w którym momencie to zrobić, by ryzyko ograniczyć do minimum.
Hubert Woźniak (“Gazeta Wyborcza”): Przyznam, że sam nie rozmawiam przez komórkę w czasie jazdy.
Andrzej Jakubas (Safe Driver Polska): I dobrze, ale musi pan pamiętać o tym, co dzieje się wokół pana, czyli o tym, że np. trzech innych kierowców właśnie rozmawia.
Hubert Woźniak (“Gazeta Wyborcza”): Jakie braki w umiejętnościach kierowców pokazują szkolenia z jazdy defensywnej?
Andrzej Jakubas (Safe Driver Polska): Przede wszystkim brak wiedzy o przepisach. Zapominamy, czego się nauczyliśmy i nie kontrolujemy zmian. Dowiadujemy się o nich albo na takich szkoleniach jak to z jazdy defensywnej, albo gdy policjant wręcza nam mandat. Bardzo mało wiemy o funkcjonowaniu naszego organizmu, nie kojarzymy czasu reakcji z zachowaniem samochodu i tym co dzieje się na drodze. Jadąc w nocy, najczęściej patrzymy tam, gdzie pojawia się światło, czyli w reflektory pojazdu, który nas mija. To odruch. Takie oślepienie powoduje, że przez cztery do sześciu sekund jesteśmy oślepieni i jedziemy w ciemnościach. A przy prędkości 90 km/godz. przez cztery sekundy przejeżdżamy 100 m. I teraz pytanie: czy przed oślepieniem widzieliśmy zaparkowaną na drodze nieoświetloną przyczepę?
Hubert Woźniak (“Gazeta Wyborcza”): Szkolenie z jazdy defensywnej powinno się powtarzać?
Andrzej Jakubas (Safe Driver Polska): Współpracujemy z firmami, które mają stałe floty pojazdów. Pierwszy etap szkolenia to ten, który jest przed nami. Oceniamy na nim umiejętności i wiedzę kierowcy. Potem jest drugi etap, który polega na jeździe zadaniowej. Kierowca jedzie i mówi trenerowi, co widzi na drodze, co może się wydarzyć i co on będzie robił. Wygląda to tak, że kiedy dojeżdża drogą pozamiejską do obszaru zabudowanego, w którym przybywa znaków, skrzyżowań, samochodów, a ruch robi się coraz intensywniejszy, kierowca nie nadąża mówić. I aby opowiedzieć wszystko - musi zwolnić. To udowadnia, że nie przepisy, ale możliwość opanowania napływających informacji z drogi pozwalają jechać bezpiecznie. Inną metodą jest jazda dwóch kierowców, którzy obserwują się i oceniają nawzajem. W ten sposób sami wyłapują błędy, które mogą dostrzec i wyeliminować także u siebie. W drugim etapie również oceniamy uczestników szkolenia, by zobaczyć, czy w porównaniu z pierwszym treningiem zrobili postępy. Wszystko zmierza do tego, by ryzyko nieszczęścia ograniczyć do minimum. Nie zmienimy naszych dróg, ale możemy zmienić kierowców.