Rozmowy

Damian Badura. Czy na polskich drogach może być bezpieczniej?

13 stycznia 2025

Damian Badura. Czy na polskich drogach może być bezpieczniej?
Damian Badura , instruktor nauki i techniki jazdy, właściciel Wyższej Szkoły Jazdy DB (fot. ze zbiorów Autora)

Czy na polskich drogach może być bezpieczniej? Dlaczego na polskich drogach jest tak niebezpiecznie, skoro mamy coraz lepszą infrastrukturę drogową, nowocześniejsze i bezpieczniejsze pojazdy czy też bardziej restrykcyjne prawo? Ubiegły 2024 rok pokazał, że niestety przybyło w naszym kraju wypadków drogowych, aż o niespełna 600, względem roku 2023. Statystyki policyjne pokazują również wzrost liczby osób rannych o 700. Więcej, bo aż o 22610, niż w roku 2023 było także kolizji drogowych. Daje to łączną liczbę 388601 zdarzeń drogowych w zeszłych 12 miesiącach.

Jako Instruktor nauki i techniki jazdy, posiadający praktykę egzaminatorską oraz niemalże 20 - letnie doświadczenie zawodowe, uważam że temat jest bardzo złożony, lecz warty diagnozy i podjęcia obywatelskiej dyskusji.

Zagrożenia podzieliłbym na kilka składowych: edukacja szkolna, prawo, szkolenie i egzaminowanie, styl i taktyka jazdy. Rok temu w moim mieście doszło do tragicznego w skutkach wypadku drogowego. Na oznakowanym przejściu dla pieszych, kierujący pojazdem z nadmierną prędkością potrącił śmiertelnie, idące za rękę z ojcem dziecko. W następstwie miejski inżynier ruchu drogowego zlecił w pobliżu zamontowanie progów zwalniających. W rezultacie olbrzymia część kierowców omija "śpiących policjantów", a przyczyn tych zachowań może być wiele. Wymienię tylko kilka: pośpiech, cwaniactwo, kontrowersyjnie zaprojektowane "spowalniacze" i chęć ochrony pojazdu przed skutkami następstw podczas ewentualnego ich pokonania. Podobnych w skutkach zdarzeń mamy na co dzień wiele. Niemalże każdego dnia dochodzi do śmiertelnego wypadku drogowego. Jestem przekonany, że większość z nas mogłaby przytoczyć ze słyszenia lub z autopsji, co najmniej jedno dramatyczne zdarzenie na drodze, które miało miejsce w ostatnim czasie.  Mądra, praktyczna i w ciekawy sposób przedstawiona edukacja komunikacyjna zaadresowana dla szkół i przedszkoli, współtowarzyszące programy społeczne oraz kompetentna kadra nieprzypadkowych ludzi to dopiero fundament i zalążek całego procesu poprawy bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Są w tym kraju instytucje, podmioty prawne mające związek i utożsamiające się z BRD oraz wykwalifikowani ludzie, dla których powyższy temat nie jest obcy. I są pieniądze w budżecie Państwa, UE, fundacjach i stowarzyszeniach, które można by zaimplementować na zbudowanie ogólnopolskiego, zintegrowanego systemu szkoleniowego, zamiast wydawać setki milionów złotych na „obsługę” wypadków drogowych. "Prawo jest po to, aby je łamać". Czy na pewno? Większość z nas zna swoje prawa i obowiązki, nakazy i panujące zakazy. Możemy się z nimi zgadzać lub nie, ale powinniśmy je jako społeczeństwo respektować, mając przy okazji pełną świadomość swoich konsekwencji za popełnione, niezgodne z prawem czyny. Dlaczego zatem tego nie robimy?
Czy prawo w Polsce jest respektowane, chociaż w podobnym stopniu jak na zachodzie? Dlaczego ten sam Polak łamiący prawo drogowe w swoim kraju, wyjeżdża za granicę i potrafi szanować zasady panujące w innej destynacji. Czyżby obawa przed nieuchronnością kary lub działającym, niekoniecznie dobrze oznakowanym fotoradarem? A może wysoka grzywna działa właśnie tak restrykcyjnie na kierowców? Czy naprawdę zależy nam na tym, abyśmy prawo w Polsce akceptowali połowicznie, stawiając na drodze oznakowany żółty fotoradar bądź odcinkowy pomiar prędkości? Jaki jest logiczny cel informowania kierowców o maszynie pt. "sprawdzam". Każdy kierowca ubezpiecza każdego roku swój samochód. Może warto by określić publicznie jasne zasady ubezpieczeń, a następnie właśnie przez świadome działania edukacyjne, honorować i doceniać bezpieczeństwo lub piętnować i karać kierowców naruszających PRD. Jeździsz niebezpiecznie? Zdobywasz punkty karne? Płacisz znacznie wyższe OC. Masz czyste konto? Dostajesz nagrodę w postaci obniżonej składki. Być może nie każdy musi się asymilować w ruchu drogowym z innymi współkierującymi. Wówczas taki „dzban” powinien być po prostu napiętnowany lub wykluczony. W krajach skandynawskich prawo jazdy jest czymś bardzo pożądanym i kosztownym, jest niczym dobrem luksusowym. Każdy, kto już je posiada dobrze wie, że uprawnienia do kierowania należy szanować i zdaje sobie sprawę z poniesionych wcześniej wyrzeczeń. Szkolenie i egzaminowanie to kolejny temat "rzeka". Poziom jednego i drugiego jest na żenująco niskim poziomie. Dlaczego? Czy ktoś na poważnie się kiedykolwiek pochylił nad jakością szkolenia i egzaminowania? Czy osoby "kontrolujące" OSK, oby na pewno mają wiedzę, na czym polega i jak powinien przebiegać proces szkoleniowy i egzaminacyjny przyszłych kierowców w naszym kraju? A jeżeli już niektórzy posiadają ową wiedzę, to czy mają za sobą mądre prawo i narzędzia, aby móc rzetelnie i skutecznie zweryfikować funkcjonowanie podmiotów szkolenia i egzaminowania? Można szkolić jakoś i postawić na jakość, ale jedno z drugim niestety nie idzie w parze. Można egzaminować mądrze, rozumnie z odrobiną empatii i głupio przez pryzmat własnego ego i braku kompetencji. Obydwa rzemiosła należy rozumieć i czuć. OSK mogą rzetelnie i uczciwie realizować program szkolenia, a WORDY nie muszą być maszyną do zarabiania pieniędzy. W obydwu przypadkach potrzebne jest właściwe przygotowanie zawodowe. Drodzy Państwo, może warto w końcu oduczyć się sztuczności i sztampowości i zrozumieć, że to do niczego pożytecznego nie prowadzi. Zastanówmy się razem nad zasadnością prywatnych lub wynajmowanych placów manewrowych, w szczególności na najbardziej popularną kategorię B. Wykorzystajmy w pełni infrastrukturę WORD i ODTJ do kategorii motocyklowych i ciężarowych, jeżeli stwierdzimy, że taka jest zasadność. Od wielu lat kursanci parkują, wykonują przeróżne manewry w realistycznych, miejskich warunkach drogowych. Czy naprawdę płynna jazda po sztucznie wymalowanym „łuku” i stojące na liniach krawędziowych, bez sensu pachołki spowodują, że na polskich drogach będzie bezpieczniej? Na Boga, promil kursantów i niewielu „ekspertów” z dziedziny ruchu drogowego w tym kraju zna podstawowe techniki skrętu, wielu nie ma pojęcia o taktyce i technice jazdy. Na prawdziwe warsztaty raz w roku i w zasadzie co roku przyjeżdża ta sama grupa kilkudziesięciu ambitnych instruktorów, chcących podnieść swoje kwalifikacje i dowiedzieć się czegoś więcej. A gdzie pozostałe tysiące osób kupujących za kilka złotych zaświadczenie? A tak naprawdę, w głównej mierze bierzemy współodpowiedzialność za życie i funkcjonowanie społeczeństwa. Spróbujmy w sposób nowoczesny i logiczny spojrzeć na ten problem. Instruktor powinien "wyposażyć" adepta w niezbędną wiedzę i umiejętności, pozwalające mu do przetrwania na drodze. Egzaminator ma za zadanie ocenić, czy jazda kursanta jest bezpieczna i samodzielna. Po co zatem stwarzać sztuczne problemy? Kursant mógłby przyjechać pojazdem szkoleniowym na egzamin ze swoim instruktorem prowadzącym. Zakładamy, że wcześniej zdał uczciwie egzamin wewnętrzny pod okiem swojego mentora. Egzaminator, obserwujący jazdę z tyłu, mógłby zaimplementować przykładową, losową trasę egzaminacyjną w służbowej nawigacji i umieścić ją w widocznym miejscu. Dla pełnej transparentności egzaminu, drugie służbowe urządzenie rejestrujące mogłoby być na wyposażeniu pojazdu. Co zyskujemy? Jasne i przejrzyste zasady, obniżenie do minimum stanu emocjonalnego kursanta, oszczędność czasu (zbędny plac manewrowy), większa dyspozycyjność egzaminatora, a co za tym idzie - krótszy czas oczekiwania na egzamin. Okres próbny i wynikające z niego konsekwencje? Być może ciekawa idea z przeszłości powinna wreszcie ujrzeć światło dzienne i wyhamować zapędy młodych kierowców zamiast proponować obniżenie wieku do 17 lat na zdobycie prawa jazdy. A może ustawodawca zapomniał o kat. B1, która już od wielu lat uprawnia do kierowania pojazdem samochodowym innym młodzież od 16 lat. Nastolatkowie muszą w końcu wyjść z sieci i zrozumieć, że w tej prawdziwej, codziennej grze mamy tylko jedno życie. 

Mentalność polskich kierowców, drogowe cwaniactwo, chamstwo, brawura, jazda na "podwójnym gazie" a z drugiej strony niewiedza, nieznajomość obowiązujących zasad i przepisów ruchu drogowego, brak odpowiedniego postrzegania, percepcji i właściwego planowania przyczyniają się do tak ogromnej wypadkowości. Do tego wszystkiego dochodzi przyzwolenie społeczne, obawa lub niechęć przed donosem, ograniczone zaufanie do służb, w tym Policji, Straży Miejskiej a także opieszałość Sądów i łagodne traktowanie, w tym recydywistów i przestępców drogowych.

A więc, czy na polskich drogach może być bezpieczniej? Tak, ale...

Damian Badura.