Trasa do granicy Rumunii była nam niby znana, nie pierwsza to wyprawa do tego pięknego kraju. Na wszelki wypadek nawigacja przygotowana, trochę z lenistwa, po co się męczyć i czytać drogowskazy. No i stało się. Jechałyśmy przez Słowację i Węgry bocznymi drogami, bo bliżej, a i oszczędność, bo bezpłatne. Nauczka dla równie mało przewidujących, jak my: boczne drogi na Słowacji i na Węgrzech są słabo oznakowane. Nadrobiłyśmy dobre 100 km klucząc po nienajlepszych nawierzchniach, przez wsie i miasteczka, zahaczając przez pomyłkę o ukraińsko-słowacką granicę. Cała podróż przez Słowację i Węgry to jednak przykład bardzo kulturalnej jazdy tamtejszych kierowców: ograniczenie do 60 km/godz. - wszyscy jadą 60., znak mówi 30 km/godz. - zwalniają do 30. Poszanowanie dla przepisów ruchu drogowego. Zdarzali się szaleńcy, głównie kierowcy TIRów, niestety również z polską rejestracją. Niedaleko z rumuńską granicą przedsmak tego co zobaczymy za kilka godzin: samotna furmanka służąca do przewożenia ludzi. W końcu wjeżdżamy na teren Rumunii, kupujemy winietkę, ruszamy, jedziemy za samochodem z napisem “Scoala” (nauka jazdy), ale okazuje się , że to zły pomysł: pewnie kursant dopiero rozpoczynał szkolenie na ulicach miasta (Satu Mare), jazda zygzakiem, nieprzewidywalność co zrobi, kazała nam jak najszybciej ominąć go wielkim łukiem. Udało się. Po pierwszej godzinie jazdy, już wiemy, że rumuńskich kierowców boimy się. Chyba przyświeca im motto: przepisy są po to, żeby je omijać, łamać. I tak ograniczeń prędkości się nie przestrzega, ciągłe linie - jedna czy dwie - nie wiadomo po co ktoś namalował. Wyprzedzanie pod znakiem zakazu wyprzedzania, na łukach, na liniach ciągłych, pod górkę to norma. A obok tego lekceważenie przepisów kodeksu. Przeżywamy także miłe rozczarowanie: drogi bardzo przyzwoite, w zasadzie dobrze oznakowane, choć niekiedy brak znaków poziomych, ale widać nowe nawierzchnie, może nie zdążyli namalować. Praktycznie nie korzystamy z gps-a, drogowskazy precyzyjnie kierują nas na wybrana trasę. Jedziemy przez miasta, wsie, drogi krajowe, szybkiego ruchu, autostrady, po górach, dolinach, przegląd możliwości rumuńskich kierowców i drogowców. Kierowcy jednak w większości fatalni, budowniczy dróg generalnie na plus, choć zdumiewają nas niektóre pomysły: bardzo wąskie pobocza, a zaraz za nimi dosyć głębokie wybetonowane rowy odpływowe. Wyraźnie oznakowane roboty drogowe, te które mijałyśmy sygnalizowane z dużym wyprzedzeniem. Wpaść w 2-metrowej głębokości wykop łatwo, bowiem pachołki stoją niemal na jego krawędzi. Chwila nieostrożności i nieszczęście gotowe. W miastach i na przedmieściach progi zwalniające bardzo wysokie czego znaki nie pokazują. Po dwóch dniach podróży już wiemy, że przed przejściami dla pieszych trzeba bardzo uważać, nie tylko ze względu na ludzi, ale też, żeby nie niszczyć zawieszenia: albo leży wąska wysoka metalowa belka, albo szeroki wysoki betonowy pas. W niektórych częściach Rumunii zamiast progów na drogach za miastem wysepki. Zmora rumuńskich dróg to rowery i furmanki: i jedne i drugie nieoznakowane, nieoświetlone, niewidoczne wieczorem, woźnicy czują się pełnoprawnymi użytkownikami dróg i potrafią jechać środkiem drogi. Najbardziej rozbawił nas o zmroku widok furmanki asekurowanej przez wóz policyjny. Zdarzyło się też kilkakrotnie, że furmanka przewoziła siano, na czubku siedział człowiek i jadącym za nimi dawał sygnały ręką czy mogą ich wyprzedzać, czy nie. Grzeczny. W miasteczkach prawy pas najczęściej zajęty przez parkujące samochody, do jazdy pozostaje zatem jedno pasmo. Bardzo denerwujące jest to, że dwupasmówki nagle przechodzą w drogi z jednym pasem ruchu, zwężeń nie sygnalizowano ani znakami poziomymi, ani w inny sposób. Zdarzają się, choć coraz rzadziej, kwiatki w postaci... ogromnych dziur w nawierzchni, albo niezabezpieczonych studzienek – trzeba bardzo uważać. Jednak najbardziej zdumiał nas pieszy maszerujący w sobie tylko znanym celu i kierunku... nocą autostradą. Oczywiście bez odblasku, szaroburym ubraniu... groza.
Małgorzata Downarowicz
Ps. Za tydzień ciąg dalszy.
(546-56-65 fot. Małgorzata Downarowicz)