Pytanie: Dlaczego na motocyklu jest niebezpiecznie? - pyta dziennikarz portalu Warmii i Mazur.
Rafał Radzymiński - odpowiedź:Pewnie niejednemu motocykliście się narażę, ale chyba czas wsadzić kij w mrowisko, bo znów robi się niebezpiecznie. Pisać, nie pisać, drażnić, czy pominąć? Szalę niepewności przechyliła poniedziałkowa jedynka "Gazety Olsztyńskiej" z dramatyczną historią pierwszej ofiary motocyklowej w naszym regionie w tym sezonie. Sezonie, który w zasadzie dopiero się zaczyna. A w całym kraju był to już 26. motocyklista, który zostawił życie na drodze w tym roku. Motocykl, to piękna sprawa. Osobiście nie mam własnych dwóch kółek, ale marzą mi się one od dawna, jak zapewne niejednemu samochodziarzowi. Mało tego, w ten weekend zawitałem do Trójmiasta na prezentację tak licznej kolekcji harleyów, że wracałem podekscytowany niczym szczeniak na myśl o zakupie pierwszej deskorolki. Może i panowie na ścigaczach hondy, czy suzuki szydzą z podstarzałych panów pyrkających na swych lśniących od chromu maszynach, ale jak zaznaczyłem, są podstarzałymi panami i pewnie niejeden z nich zaczyna właśnie być może kilkudziesiąty sezon na motocyklu. Żyje. Nie kipi od nadmiaru adrenaliny i nie sieje grozy na drogach. I teraz jak to zbić z obrazem motocyklisty, który serwuje nam codzienna ulica. Pokażcie mi właściciela ścigacza, który przynajmniej w granicach rozsądku, nawet z lekkim przymróżeniem oka, trzyma się jakichkolwiek przepisów. Częściej można spotkać ruszającego spod skrzyżowania na tylnym kole, niż na dwóch, albo hamującego tylko na przednim. Setka na liczniku w mieście, to raczej standard. Fotoradary? Na nie niech uważają kierowcy samochodów, których przednie rejestracje są fotografowane. A może któryś z nich się rozwalił? Bo pewnie wyjechał mu samochód, albo był cienki. I teraz chyba najważniejszy problem, doskonale znany też policji, ale mało eksponowany. Otóż wedle ich szacunków, bardzo duży odsetek motocyklistów nie posiada uprawnień na motocykl. Może więc zamiast wzbudzających kontrowersje haseł kampanii skierowanej do motocyklistów ("Idzie wiosna, będą warzywa"), policja powinna raczej organizować niezapowiadane, dość intensywne kontrole motocyklistów. Może to jest lepsze prewencyjne działanie, aniżeli złośliwe ustawianie się z radarem na 50-metrowym odcinku drogi, z którego budowlańcy zapomnieli zabrać znak ograniczenia prędkości do 40 km/h. Pewien policjant drogówki przytaczał mi zdarzenie z ub. sezonu, kiedy to słynną "meganką" gonili na "siódemce" szeleńca na motocyklu. Odpuścili, kiedy na ich liczniku było 200, a motocyklista wciąż znikał z horyzontu. Zginął kilkanaście kilometrów dalej. Nie miał prawa jazdy, za to miał trochę alkoholu we krwi. Inny przepołowił wręcz osobowe auto. Też zginął. Ostatnio wracałem przez pięknie zieleniejące się już podolsztyńskie wioski. Raczej z sielankową prędkością, bo jakoś taka błoga atmosfera emanowała od wiosennej aury. Minąłem się w drodze z młodym miejscowym, który bez kasku, dosłownie pełną gębą czerpał tę samą aurę, okraczając dość mocny sprzęt. Po chwili wracał z wycieczki, wyprzedzając mnie, na oko, przynajmniej z dwukrotnie większą prędkością. Po chwili zobaczyłem go po raz trzeci. Wjeżdżał na posesję, pod bramą której czekali kolesie. Dobrze chociaż, że tym razem się doczekali kumpla. Splądrowałem przez ostatnie dwa dni fora dyskusyjne różnych klubów motocyklowych. Ku memu zadowoleniu większość napiętnuje wariatów jeżdżących brawurowo i bez uprawnień. Raz, że robi się niebezpiecznie, dwa, że psują opinię środowisk, bo motocyklista od razu kojarzy się z krzyżem przy drodze. Panowie, ilu z was musi jeszcze zginąć, byśmy wszyscy cieszyli się w końcu z kultury użytkowania motocykla?