Ekspert wyjaśnia

O wojnie pieszo-samochodowej

1 listopada 2010

Pytanie Dariusz Bartoszewicz: Dlaczego samochód w Warszawie rządzi?

Odpowiedź Joanna Stefańska:Bo mamy do niego bałwochwalczy stosunek.

Odpowiedź Anna Wieczorek:Ciekawe badania dotyczące samochodów zrobili w USA. Wynika z nich, że część osób traktuje auto jak swoje terytorium prywatne i ma z nim emocjonalny związek, stąd wszelkie ograniczenia w ruchu są postrzegane jako atak na własne "ja". Można zauważyć w samochodach osobiste akcenty, naklejki, talizmany dekoracje, nadaje się im imiona.

Odpowiedź Joanna Stefańska:Samochód traktujemy jak symbol statusu i naszej osobowości. Reklama ukierunkowuje się na styl życia. Ktoś troszczący się o środowisko wybierze toyotę prius o napędzie hybrydowym, skoda podkreśla wartości rodzinne, kabriolet to model dla kochających wolność i osób, które lubią się lansować. Samochód ma ogłaszać światu, kim jestem. Dlatego wszelkie obostrzenia tak wielu postrzega jako atak na własne "ja".

Odpowiedź Anna Wieczorek:W Polsce wśród kupujących samochód najbardziej liczy się marka i to, z czym się ona kojarzy. To pierwsze kryterium wyboru, dopiero na trzecim miejscu są np. koszty eksploatacji.

Pytanie Dariusz Bartoszewicz: Jak ten ruch spowolnić? Bo same znaki drogowe nie wystarczają. Większość Polaków nie respektuje ograniczenia prędkości.

Odpowiedź Joanna Stefańska: Inaczej jest na przykład w Holandii. Wokół miast jest układ szybkiego ruchu - autostrad i obwodnic - a w samych miastach, zwłaszcza w centrum - ruch spowolniony z przywilejami dla komunikacji publicznej, pieszych i rowerzystów. Stosuje się cały system jego spowalniania. Tzw. leżący policjanci, zawężanie jezdni w wąskie gardła, budowanie wysepek, które trzeba objechać, uprzywilejowanie rowerzystów, którzy rządzą na holenderskich ulicach.

Pytanie Dariusz Bartoszewicz: A światła? U nas to często jedyne, choć kosztowne rozwiązanie pozwalające pieszym na prze(życie).

Odpowiedź Joanna Stefańska:W Holandii jest ich mało. Światła i pasy mają coraz mniejsze znaczenie, bo piesi chodzą, jak chcą, w poprzek ulic i są traktowani jak święte krowy. Dla nich musi się zatrzymać ruch, auta czekają, aż taka osoba przejdzie, nikt nie trąbi, nawet jeśli robi to na czerwonym świetle.

Odpowiedzi udzieliły:psycholożki środowiskowe, doktorantki Joanna Stefańska i Anna Wieczorek