Kontynuujemy cykl wypowiedzi i opinii wokół inicjatywy powołania samorządu instruktorów i egzaminatorów nauki jazdy. Dziś na nasze pytania szeroko odpowiada Paweł Żuraw (instruktor nauki jazdy, były egzaminator, wykładowca akademicki). Mój rozmówca dokonał szerokiej analizy obecnego systemu w kontekście proponowanych działań samorządu zawodowego i etyki. To wypowiedź niezwykle interesująca, też odważna. Autor mówił o tym – zacytujmy: co obecnie czuje i co mnie zawodowo "boli".
Czekamy na Państwa deklaracje udziału w Inicjatywie Społecznej Nieobojętnych. Również elektronicznie, na stronie https://szie.pl/ (klik!)
Liczymy na dalsze Państwa wypowiedzi: Jolanta Michasiewicz (piszcie – e-mail: tygodnik@prawodrogowe.pl )
* * *
Pytanie redakcji tygodnika PRAWO DROGOWE@NEWS: W sprawie Inicjatywy Społecznej na rzecz powołania Samorządu Zawodowego Instruktorów i Egzaminatorów pytam osobę, która wykonywała i wykonuje oba zawody. Posiadał i nadal pracuje Pan we własnym ośrodku szkolenia kierowców, ale też ma Pan za sobą rozdział pracy w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Wałbrzychu. Czyli jest Pan świetnym przykładem uzasadniającym potrzebę połączenia celów i oczekiwań obu tych zawodów. Spojonych przecież wspólnym celem jak praca z kandydatem na kierowców i tym celem ostatecznym, czyli dopuszczeniem do ruchu bezpiecznego kierowcy. Czy mam rację?
Odpowiada Paweł Żuraw, instruktor nauki jazdy, b. egzaminator: To prawda, zgadzam się z opinią Pani Redaktor. Aczkolwiek jeśli chodzi o moją osobę, to posiadając doświadczenie w zawodach: instruktora i egzaminatora, nie chciałbym być odebrany przez czytelników jako ktoś, kto jest wyjątkowym ekspertem czy nawet odosobnionym przypadkiem. Jestem zwykłym instruktorem (jakich jest tysiące w Polsce), podobnie jak byłem zwykłym egzaminatorem. W naszym kraju dużo jest takich osób, które wykonują zawód instruktora, posiadając uprawnienia egzaminatora i na odwrót. Wielu jest instruktorów i egzaminatorów o interdyscyplinarnej wiedzy, którzy są fachowcami w swojej branży, a przede wszystkim są dobrymi pedagogami.
Jako człowiek, który zazwyczaj stara się być otwarty do ludzi, lubię dzielić się z nimi swoją wiedzą podczas szkoleń na kursach prawa jazdy. Współpracuję nadal z WORD-em w ramach prowadzonych szkoleń dla kandydatów na instruktorów oraz warsztatów dla instruktorów i egzaminatorów. Dzięki temu doświadczeniu obserwuję, jak bardzo bliskie są cele jednej i drugiej grupy zawodowej na rzecz już nie tyle szkolenia i egzaminowania, co bardziej szerszego zagadnienia, jakim jest wychowywanie kierowców.
Tak naprawdę, te cele były zawsze zbieżne, jednak gdzieś mniej więcej od ok. 20-stu lat zaczęły się one rozmijać, tworząc zupełnie niepotrzebną przepaść dzielącą dwie pozycje barykady, po której stanęli – z jednej strony – instruktorzy, po drugiej zaś umocowali się egzaminatorzy. Być może komuś na tym zależało, żeby tak właśnie się stało, a może były to tylko działania niezamierzone i nieświadome. Trudno jest ten stan rzeczy jednoznacznie oceniać. Jednakże w dzisiejszych czasach, kiedy istnieje realna potrzeba kompleksowych działań na rzecz uświadamiania ludzi o zasadach bezpieczeństwa na drogach, takie podziały już nie mają sensu. Trzeba koncentrować się na działaniach, które ten stan naprawią.
Pytanie: W jednym z tygodników przeczytałam o oczekiwaniach lekarzy, że ich samorząd lekarski podejmie skuteczne działania odsunięcia od zawodu medyków, którzy ogłupiają pacjentów, wspierając medycynę alternatywną. Jeżeli samorząd nie położy kresu działalności takich medyków obudzimy się w kraju czarów i zabobonów. Chorzy tego nie przetrwają – pisze Paweł Walewski w artykule „Woda na raka”. Jeden z profesorów zacytowany w artykule z goryczą powiedział: - Mnie zawsze wstyd za takich lekarzy. Ja znajduję tu proste odniesienie do ludzi wykonujących zawód instruktora. Może uda się komuś wreszcie podjąć skuteczną walkę z instruktorami, którzy nie powinni pracować w tym zawodzie. Wie Pan o kim myślę?
Odpowiedź: Tak, wiem o jakiej grupie instruktorów Pani Redaktor mówi. Niestety, w każdej grupie zawodowej, w każdej społeczności były, są i chyba raczej będą tzw. czarne owce. Wynika to z natury ludzkiej, która skłania się do tego, aby czasami działać na przekór dobrym rzeczom, wbrew przyjętym zasadom i obyczajom, niekiedy nawet na złość innym. Powiedzmy to otwarcie, nie wstydźmy się tego, że jako ludzie mamy skłonności do wielu słabości i ułomności, pomimo, że od dziecka wmawia się nam, że jesteśmy najlepsi i wyjątkowi w swoim rodzaju. Prawdą jest, że nie jesteśmy idealni i krystaliczni. Zdarza nam się, że popełniamy błędy. Niekiedy pewnych rzeczy jesteśmy nieświadomi, czasami brakuje nam wiedzy na jakiś temat, dlatego błądzimy. Gorzej jednak, jeśli zło czynimy z premedytacją.
Jako ludzie współcześni - bardzo aktywni, zabiegani i zapracowani - niekiedy źle rozumiemy pojęcia: kreatywności i przedsiębiorczości. Właśnie to nieprawidłowe (nierozumne) pojmowanie dobrych idei sprawia, że przykładowo bycie przedsiębiorczym może przejawiać się w: cwaniactwie, głupocie czy nawet nieprzyzwoitości. Proszę tego nie odbierać jako krytyki czegoś lub kogoś, ale przede wszystkim potraktować tą myśl jako refleksję, która w dzisiejszych czasach jest nam wszystkim bardzo potrzebna. Szczególnie nabiera ona znaczenia w czasach szybkiego tempa życia, szybkiego zarabiania pieniędzy i szybkiego robienia kariery.
Proszę pozwolić mi na osobiste wynurzenie, ale już od dawna przekonuję się do myśli, że współczesna filozofia życia, którą określam jako „szybko, dużo, byle jak, ale byle do przodu” nie prowadzi do niczego dobrego. Nie dziwmy się zatem, że w środowisku szkoleniowym, a nawet egzaminacyjnym są ludzie, którzy zwyczajnie wierzą, że w życiu trzeba być przebojowym, przepychać się łokciami, i iść do przodu za wszelką cenę. Do pewnych postaw trzeba dojrzewać.
Niestety, w naszym społeczeństwie pokutuje myśl, że jak się jest bardziej cwanym od kogoś, jak się uda kogoś w coś „wkręcić”, jak się potrafi kogoś skutecznie zmanipulować, naciągnąć, przechytrzyć, to jest się wówczas osobą efektywną, osiągającą sukces. Jest to fałszywe postrzeganie przedsiębiorczości, sprytu i skuteczności. W dużej mierze to właśnie w elegancko opakowanym towarze, produkcie czy usłudze może być ukryty podstęp i oszustwo. W konkurencyjnej i dynamicznie rozwijającej się gospodarce (gdzie liczą się wysokie wyniki sprzedaży) zarządzanie przez manipulację jest jedną ze współczesnych technik dystrybucji produktów i usług, prowadzącą do szybkiego zarabiania pieniędzy i kreowania oczekiwanych wyników finansowych. Klientowi XXI wieku „wciska się” rzeczy, których realnie nie potrzebuje. Jest to strategia sztucznego kreowania potrzeb. Obrazuje to przykrą rzeczywistość, ale prawdziwą.
Dlatego należy dokładać wszelkich starań, aby promować dobre wzorce, a tym samym przekonywać ludzi, że w życiu prywatnym i zawodowym warto być rzetelnym, uczciwym i przyzwoitym. Taka postawa na pewno się opłaci, jeśli nie w krótkim, to zaprocentuje w dłuższym okresie czasu. Warto więc czekać na dobre owoce sumiennej pracy i dlatego też warto być cierpliwym.
Pytanie: Kiedyś do naszej redakcji o pomoc zwróciła się kandydatka na kierowcę, która podczas jazd doznała niestosownych zachowań instruktora. Poza radą, zmiany ośrodka nie można było jej pomóc, a co najważniejsze nic nie mogliśmy uczynić, aby zapobiec dalszym takim sytuacjom. Co Pan myśli o instytucji, jaką mógłby być sąd zawodowy?
Odpowiedź: W mojej ocenie sąd zawodowy stanowi bardzo delikatną płaszczyznę. Od razu mogą zrodzić się następujące pytania: Kto miałby być w takiej instytucji sędzią? Jakie byłyby kryteria funkcjonowania sądu zawodowego? Jakie byłyby kryteria doboru sędziów, mężów zaufania? Powiem wprost – jest to trudny temat. Osobiście, od spraw sądzenia konkretnych osób byłbym bardzo daleki. Niezbyt dobrze czuję tą materię. Oczywiście nie można przechodzić obojętnie wokół zła, które dzieje się wśród nas. Jednak można wykorzystać w takiej sytuacji inne metody, chociażby środki medialne, dzięki którym można byłoby „delikatnie” nagłaśniać patologiczne zachowania w grupie zawodowej. Taka informacja medialna na pewno mogłaby dać dużo do myślenia nie tylko sprawcy czynu, ale również wszystkim wrażliwym czytelnikom.
Pytanie: Samorząd, jak czytamy w art. 17 pkt 1 Konstytucji RP: - W drodze ustawy można tworzyć samorządy zawodowe, reprezentujące osoby wykonujące zawody zaufania publicznego i sprawujące pieczę nad należytym wykonywaniem tych zawodów w granicach interesu publicznego i dla jego ochrony. Czyli także samorząd instruktorów i egzaminatorów byłby umocowany ustawowo, totalnie wzrosłaby ranga obu zawodów. Czy są to zawody zaufania publicznego? Jakie Pan znajduje tu argumenty dla uzasadnienia?
Odpowiedź: Bezdyskusyjnie w sferze moralnej zawody instruktora i egzaminatora są zawodami zaufania publicznego. Jednak czy są w ten sam sposób odbierane i oceniane przez społeczeństwo? Jeśli chodzi o kwestię samorządu zawodowego instruktorów i egzaminatorów, to przychodzi mi do głowy kilka pytań, mianowicie: Czy taki samorząd zawodowy będzie miał solidne umocowanie prawne? Czy każdy instruktor będzie znajdował się pod protekcją samorządu?
W mojej opinii samorząd ma rację bytu wówczas, jeśli skupia (gromadzi) wokół siebie wszystkich przedstawicieli zawodu. Czy wobec powyższego jest szansa na to, aby skupić wszystkich instruktorów i egzaminatorów w samorządzie? Jeśli nie byłoby takiej możliwości, wówczas idea samorządu może zwyczajnie nie mieć szansy powodzenia. Oczywiście, obym się mylił, ale faktycznie przyznaję, że być może źle rozumiem jego istotę, być może mam na ten temat zbyt niedostateczną wiedzę. Z drugiej strony zastanawiam się czy w tak bardzo podzielonym społeczeństwie, a tym bardziej środowisku zawodowym instruktorów i egzaminatorów, uda się zjednoczyć wszystkich? Mam wątpliwości.
Pojawienie się pomysłu dotyczącego stworzenia samorządu instruktorów i egzaminatorów należy oczywiście ocenić jako dobry pomysł. Jednakże mając już jakiś wyrobiony pogląd na rzeczywistość szkoleniowo-egzaminacyjną, osobiście skłaniam się do postawienia tezy, że pierwotne szczytne ideały mogą nie przebić się przez żelbetonową ścianę przyzwyczajeń, utartych schematów czy stereotypów zawodowych.
Ubolewam nad tym ogromnym poróżnieniem w branży instruktorów i egzaminatorów, skłonnością do pomówień, oskarżania siebie nawzajem czy łatwego i wręcz nieodpowiedzialnego hejtowania. Niestety, obserwując to, co dzisiaj dzieje się w Polsce w życiu społecznym, politycznym czy gospodarczym, zauważam, że jakiekolwiek dobre inicjatywy, dobre projekty, cenne rzeczy mogą zostać zwyczajnie zanegowane, stłamszone, skrytykowane, a mówiąc wprost, używając języka internetowego – zaorane już na samym początku. Dzisiaj bardzo trudno jest przekonać ludzi do wartościowych i dobrych przedsięwzięć. Wszędzie widzi się jakiś podstęp, cyniczne działanie, a wynika to z faktu, że jako społeczeństwo nie ufamy sobie, nieustannie ze sobą walczymy, rywalizujemy, a zamiast dobrej rady, z dużą łatwością przychodzi nam brutalna i bezwzględna krytyka.
Przy omawianiu idei samorządu zawodowego trzeba mieć świadomość, że niektórzy z czytelników czy zwykłych obserwatorów życia szkoleniowo-egzaminacyjnego mogą zadawać inne pytania: Czy nastąpi podział na tych dobrych i na tych złych? Kto w rzeczywistości stoi za tą ideą? A może jest jakiś ukryty lider projektu, który będzie spijał przysłowiową śmietankę? Czy samorząd jest iskrą, która wzmocni jakąś określoną grupę interesów? Takich trudnych pytań też trzeba się spodziewać i należy umieć znaleźć na nie odpowiedzi.
Skoro chociażby na łamach niniejszego portalu dyskutuje się o samorządzie, to zakładam, że szanse na jego powstanie są stuprocentowe. Problem dostrzegam jedynie w skuteczności jego działań. Jako umiarkowany optymista, biorąc pod uwagę argumenty, które wcześniej przytoczyłem, oceniam powodzenie działań samorządu (na chwilę obecną) według skali 50 na 50. Jeśli chodzi o mnie, to otwarcie przyznaję, że do idei samorządu zawodowego muszę chyba jeszcze dojrzeć, a tym samym bardziej się do niej przekonać.
Pytanie: I właśnie dotarliśmy do niezwykle ważnego pytania, które chciałam Panu zadać. Pytanie o etykę w pracy instruktora i egzaminatora. Inicjatorzy powołania samorządu mówią o wielu swoich oczekiwaniach. Jednym z nich ma być stosowanie najwyższych norm etycznych. Poproszę o komentarz naukowca i wykładowcy zajmującego się także etyką wykonywania zawodu.
Odpowiedź: No właśnie, etyka – kolejny trudny temat (uśmiech). Zacytuję A. Schopenhauera, niemieckiego filozofa przełomu XVIII i XIX wieku, który mawiał, że „łatwo głosić moralność, uzasadniać moralność trudno”.
Proszę pozwolić mi spojrzeć na kwestię etyki w polskim systemie BRD nieco szerzej. Może zabrzmi to dość dziwnie, ale mówiąc, pisząc i wielokrotnie dyskutując o etyce dostrzegam, że chyba w tej tematyce powoli się wyczerpuję (uśmiech). Na chwilę obecną potrzebuję chyba jakiegoś mistrza, dobrego mentora i inspiratora, który pokazałby mi, że jednak etyka ma sens. Proszę potraktować te słowa poniekąd żartobliwie, ale faktycznie, im więcej o etyce wiem, tym bardziej zauważam jej słabą siłę przebicia w czasach współczesnych.
Moje wątpliwości pokazują, że powoli przestaję wierzyć w ideały. Odnosząc tą myśl na grunt bezpieczeństwa na polskich drogach oraz szkolenia i egzaminowania kandydatów na kierowców, zaczynam wątpić, że nastąpi w tym obszarze jakiś progres. Stałem się niedowiarkiem, tylko dlatego, że od wielu lat wierzyłem w różne obietnice decydentów czy nawet przekonywujące kampanie społeczne na rzecz poprawy bezpieczeństwa na drogach. Wierzyłem, że stan BRD w Polsce będzie się sukcesywnie poprawiał. Niestety, przez ostatnie lata (dekadę, a może nawet dłuższy czas) dostrzegam nieefektywność działań ogólnokrajowych organizacji BRD i przede wszystkim ministerstwa odpowiedzialnego za ruch drogowy oraz szkolenie i egzaminowanie kandydatów na kierowców.
Proszę zauważyć, że wielokrotnie w mediach słyszymy apele do kierowców, oglądamy różne kampanie na rzecz BRD, ale czy wyciągamy z nich wnioski? Wystarczy spojrzeć na statystyki, zwłaszcza po każdym weekendzie czy okresie świątecznym. Jako kierowcy bezrefleksyjnie tolerujemy na drogach nadużycia. Nie reagujemy na zło, bezmyślność, cwaniactwo, bo są to zjawiska zbyt powszechne.
Za kierownicą czujemy się wolni, a raczej wyzwoleni, dlatego uważamy, że możemy sobie pozwalać na wiele rzeczy. Niestety, wolność mylimy z samowolą, dlatego czasami drastycznie przekraczamy dopuszczalne prędkości, a wyprzedzanie na podwójnej linii ciągłej nie stanowi dla nas już żadnego problemu. Nie zachowujemy odległości od poprzedzających pojazdów, podczas zmiany kierunku jazdy nie używamy kierunkowskazów, a znak STOP czasami w ogóle dla nas nie istnieje, podobnie jak czerwone światło czy tzw. „zielona strzałka”. Kto by się takimi bzdurami przejmował? No właśnie, bzdurami! Te - jak uważamy - bzdury składają się na nasze bezpieczeństwo. A my, jako „kierowcy wyzwoleni” tak łatwo przyzwyczailiśmy się do bylejakości w jeździe. Bycie porządnym i praworządnym na drodze (słowo ostatnio bardzo modne) może być dzisiaj odbierane w kategoriach obciachu. Można odnieść wrażenie, że nie jesteśmy już kierowcami a jedynie użytkownikami swoich pojazdów. Śmiem twierdzić, że w Polsce w ogóle nie istnieje pojęcie etosu kierowcy. Na przedstawiony przeze mnie stan rzeczy jest ogromne przyzwolenie. Brakuje skoordynowanych działań prewencyjnych ze strony organów państwowych, które kształtowałyby świadomość kierowców i pieszych w zakresie bezpiecznych zachowań na drodze. Dlaczego jadąc do Niemiec, Czech czy Szwecji, polscy kierowcy potrafią być zdyscyplinowani a w swoim kraju jeżdżą tak jak im pasuje i jak im się podoba?
Jako społeczeństwo wyzwolone jesteśmy skłonni uważać, że prawo zawsze stoi po naszej stronie, cokolwiek byśmy zrobili lub czego byśmy nie zrobili. Na swoje wykroczenia staramy się mieć jakieś wymówki. Z trudem przyznajemy się do własnych wykroczeń i błędów. Kwestia odpowiedzialności na drodze praktycznie zanika. Zawsze jest coś ważniejszego niż zdrowy rozsądek.
Nie zawsze czujemy respekt do munduru policyjnego, zresztą Policji na naszych drogach też już widzimy coraz mniej. Czy jest to efekt polityki wizerunkowej, w myśl której „ociepla się” obraz policjantów po to, aby wzbudzić większe zaufanie społeczne do tej instytucji? Policja drogowa najczęściej pojawia się wtedy, kiedy wzywamy ją do kolizji lub wypadku drogowego. Jej aktywność zwiększa się w czasie tzw. długich weekendów i okresów świątecznych. Czy taka zwiększona aktywność nie mogłaby występować w czasie zwykłych, roboczych dni, a więc wtedy, kiedy jeździmy najszybciej, pod presją czasu i największych emocji?
Jako instruktorzy i przedsiębiorcy prowadzący ośrodki szkolenia kierowców nie szkolimy kompleksowo pod kątem różnych, czasami ekstremalnych zachowań na drodze. Dlaczego tak się dzieje? Dlatego, że za kwotę tysiąca paruset złotych za kurs nie opłaca nam się (z punktu widzenia ekonomicznego) przygotowywać kursanta do realnej, taktycznej i rozważnej jazdy. Opłaca nam się jedynie przygotowywać ludzi pod kątem zadań, jakie występują na egzaminie praktycznym. O zgrozo, ludzie coraz częściej wybierają opcję samodzielnej nauki testów, które traktują jak zwykły komiks. Ci spośród nich, wcześniej czy później jakoś zdają egzaminy teoretyczne, ale w rzeczywistości są niedouczeni. Wielu kursantów uważa, że chodzenie na wykłady teoretyczne jest zwykłą stratą czasu, bo przecież zawsze jest coś ważniejszego do zrobienia czy załatwienia. Czasami do takich zachowań zachęcają sami wykładowcy, którym nie opłaca się ponosić kosztów związanych z wynajmem sali. Takie motywy pośrednio sprawiają, że niektórzy kursanci, a później kierowcy nawet nie wiedzą, że istnieje akt prawny, jakim jest ustawa Prawo o ruchu drogowym. Jeśli dodamy do tej układanki dużą konkurencję w branży szkoleniowej, nisko marżowe i niskobudżetowe usługi, to w ogólnym rachunku ekonomicznym wychodzi nam, że za marne grosze uczymy ludzi jazdy na przysłowiową „małpkę”, bo do takich zachowań zmusza nas ustalony od lat system (porządek prawny).
Czy w obszarze egzaminowania jest lepiej? Egzaminatorzy w pocie czoła, za niezbyt wysokie jak na współczesne realia stawki wynagrodzeń, muszą wyrabiać dzienne normy egzaminów (10, 12, a może więcej). Niejednokrotnie pracują jak na taśmie produkcyjnej. Egzamin za egzaminem z kilkuminutową przerwą na zjedzenie kanapki i nie zawsze dopicie kawy. Czy ktoś się upomina o ich los? A co z instruktorami, którzy ze względów ekonomicznych muszą pracować po 10 – 12 godzin, żeby zarobić pieniądze na chleb i rodzinę? Czy w tym „wyżyłowanym” i „rynkowym” systemie jest miejsce na jakość?
Patrząc na tą rzeczywistość zauważam, że komuś chyba zależało na tym, aby pracę instruktora nauki jazdy wykonywać jako pracę dodatkową. Niskie stawki wynagrodzeń nie motywują do tego, aby przykładowo dla mężczyzny (głowy rodziny) była to wyłącznie jedyna praca. Dlatego wielu instruktorów na tzw. nauce jazdy zwyczajnie sobie dorabia, pracując na etatach w różnych innych zawodach. Skoro w wielu przypadkach praca instruktora jest pracą dodatkową, gdzie często siada on na przedni, boczny fotel zmęczony i przepracowany, trudno jest mówić o profesjonalizacji tego zawodu. Niezmieniający się od lat system prawno-ekonomiczny zmusza nas do tego, aby poniekąd kombinować, tak aby wyjść na swoje. Z zażenowaniem powiem, że w Polsce nie opłaca się posiadać profesjonalnego ośrodka szkolenia kierowców i stawiać na jakość oferowanych usług. Trzeba dostosowywać się do przeciętności. W przeciwnym razie (używając przenośni) można z tymi ideałami i świetlaną wizją swojej działalności wpaść w poślizg, przekoziołkować i zatrzymać się na przydrożnym drzewie.
Proszę zauważyć, że każda osoba, która w Polsce zda egzamin na prawo jazdy, jest pozostawiana sama sobie. Taki (młody) kierowca podczas swojej codziennej, samodzielnej jazdy obserwuje różne zachowania na drodze, zarówno te dobre, jak i złe. Jeśli założymy, że osoba ta doświadcza różnych przykrych sytuacji w ruchu drogowym, w tym negatywnych emocji, nie mówiąc już o agresji, to z czasem zaczyna zachowywać się tak samo jak inni kierowcy, którzy postępują nieodpowiedzialnie i lekkomyślnie. A jeszcze jeśli dodamy, że kierowca ten pracuje zarobkowo w transporcie lub jest przedstawicielem handlowym, gdzie wręcz pracodawcy, kooperanci każą mu jeździć na czas, jak to się zwykło mówić „na już”, „na wczoraj”, bo przecież klient jest najważniejszy, to na drogach zaczyna się istny horror. I my wszyscy, zarówno jeżdżący przepisowo i nieprzepisowo, musimy jakoś w tej swoistej dżungli drogowej funkcjonować.
O dziwo, w naszym kraju strach jest jeździć przepisowo, gdyż można być najechanym, rozjechanym, niezauważonym, a nawet spychanym na pobocze przez pędzące pojazdy. I wcale nie jest to z mojej strony jakaś przesada. Brakuje nadzoru nad kierowcami, brakuje skutecznej polityki promocji bezpiecznej i przede wszystkim rozsądnej jazdy. Brakuje właśnie tej etyki, o którą Pani Redaktor pyta. Martwi mnie to, że etyka w naszym społeczeństwie jest bardzo niepopularna, a może nawet niechciana. Dlatego nie pada na podatny grunt.
Podsumowując swoją dość długą odpowiedź stwierdzam, że gdyby wdrażanie zmian systemowych na płaszczyźnie szkolenia, egzaminowania, a tym samym poprawy bezpieczeństwa na drogach było konsekwentne, to być może nie trzeba byłoby dzisiaj myśleć o utworzeniu samorządu instruktorów i egzaminatorów.
Pytanie: Podpisze się Pan pod Deklaracją 13. Listopada?
Odpowiedź: Tak, zdecydowanie podpiszę się, chociaż nauczyłem się, że człowiek jako istota z natury słaba, skłonna jest do niedotrzymywania umów. Dlatego użyję następującego sformułowania: będę się starać, czyli będę robić wszystko, aby przestrzegać postanowień deklaracji. Nie jest to łatwe, dlatego rozpoczynam pracę nad wzmocnieniem swojego wewnętrznego systemu kontroli jakości. Samokontrola to podstawa (uśmiech).
Pytanie: Inicjatorzy, zasadnie przewidując ogrom pracy, zanim zostanie przygotowany projekt stosownego dokumentu, zaproponowali uczestnikom udział w pracach nad projektem. W którym zespole podejmie Pan pracę? Przypomnę zaproponowane: Zespół ds. przeglądu kwalifikacji; Zespół ds. przeglądu prawa oraz Zespół innowacji i rozwoju.
Odpowiedź: Szanowna Pani Redaktor, przeraża mnie zwrot „ogrom pracy”. Oznacza to, że trzeba nadrobić stracony czas i wykonać pracę, którą już dawno powinni wykonać decydenci, a więc ludzie, którzy zawodowo zajmują się poprawą rzeczywistości, otrzymując za to niemałe wynagrodzenie. A tak na marginesie: Jakie są rezultaty pracy zespołu doradczego przy ministerstwie, zajmującego się proponowaniem i opracowywaniem zmian w systemie szkolenia i egzaminowania? Czy ten zespół jeszcze w ogóle istnieje?
Czy wobec powyższych kwestii, można mówić o godności i honorze? Pozostawiam to pytanie bez odpowiedzi. Lekko ironizując powiem, że oto teraz społecznicy muszą zakasać rękawy, poświęcić swój cenny czas, zostawić swoją pracę zawodową, rodziny oraz codzienne obowiązki i jechać z dalekich zakątków Polski do Warszawy, żeby naprawiać zaistniały stan rzeczy. Dlaczego społecznicy muszą nadrabiać swoją pracą niekompetencje rządzących? Dlatego w tym miejscu studzę swoje emocje i zachowuję pewną ostrożność.
Tak jak powiedziałem już wcześniej, narosło we mnie trochę buntu i złości na otaczającą rzeczywistość w obszarze BRD. W tym momencie nie jest dla mnie łatwe jednoznaczne zadeklarowanie się w prace nad stosownym dokumentem. Może to zabrzmi nieco egoistycznie i niegodnie mojej osoby, ale doświadczyłem w ostatnich latach, udzielając się w różnych niekomercyjnych projektach, że aby pracować społecznie, trzeba być albo bogatym, albo mieć w czymś interes, albo zwyczajnie posiadać dużo wolnego czasu. Przez duże niegdyś zaangażowanie społeczne, zaliczyłem prawie twarde lądowanie na niwie zawodowej. Były zaszczyty, słowa uznania, dyplomy, laurki, ordery, uściski dłoni, a z drugiej strony problemy finansowe, zaległości zawodowe i rodzinne (ale na ten temat nie chcę się za bardzo uzewnętrzniać).
Jeśli już bym dojrzał do pewnych działań społecznych w obszarze BRD, to na pewno interesowałby mnie obszar promocji postaw etycznych nie tylko w grupie zawodowej instruktorów i egzaminatorów, ale przede wszystkim wśród polskich kierowców.
Pytanie: Jakiś apel z uzasadnieniem do kolegów instruktorów i egzaminatorów?
Odpowiedź: W mojej wypowiedzi powiało nutą pesymizmu, dlatego spróbuję nieco zmienić swoje nastawienie i podejście do przyszłości. Podkreślę raz jeszcze, że w swoich opiniach mogę nie mieć racji, mogę błądzić, mogę czegoś nie rozumieć, ale jako istota ludzka mam do tego prawo. Dlatego proszę też o konstruktywną krytykę.
Uważam, że w pierwszej kolejności należałoby zrobić wszystko, aby spróbować scalić środowisko instruktorów i egzaminatorów. Czy można tego dokonać wyłącznie na bazie samorządu? Tego nie wiem, aczkolwiek chciałbym, żeby tak się stało.
A jeśli chodzi o apel, to postaram się już naprawdę krótko odpowiedzieć: Trzeba robić swoje, czyli wykonywać pracę rzetelnie i odpowiedzialnie. Nie należy oglądać się na tych kolegów i koleżanki, którzy nie są godni zawodowego naśladowania. Gdybyśmy jednak mieli sposobność, aby na nich w jakiś sposób wpłynąć (dobrą radą, dobrym słowem), to starajmy się im uświadamiać, że mają jeszcze szansę na zmianę swoich błędnych postaw. Pamiętajmy jednak, żeby nie robić nic na siłę. Siłą, przymusem nie zmieni się świata.
Dlatego szanujmy siebie nawzajem, a także szanujmy swoich klientów. A tych spośród swoich wychowanków, którzy są krnąbrni lub uważają, że pozjadali wszystkie rozumy, uczmy mądrości i zdrowego rozsądku. W końcu jesteśmy pedagogami. Dlatego kształtujmy w sobie autorytet zawodowy, niezależnie od tego czy będziemy lub nie będziemy współautorami lub uczestnikami projektu o nazwie „samorząd zawodowy instruktorów i egzaminatorów”. Miejmy też dystans do tego co robimy (młodzież użyłaby modnego zwrotu „działajmy bez spiny”). Nie ulegajmy złym emocjom, bądźmy bardziej życzliwi i uśmiechnięci do siebie, a wtedy praca zawodowa będzie przyjemniejsza.
Pozdrawiam serdecznie Paweł Żuraw
Także bardzo dziękujemy za odważne i tak ważne dla środowiska wypowiedzi.
Pytania zadała Jolanta Michasiewicz, red. naczelna tygodnika PRAWO DROGOWE@NEWS