Zacznijmy od tego, że w naszym kraju dekady zaniedbań związanych z legalizacjami dotyczących szeroko rozumianej tematyki opon w pojazdach przynosi wciąż nowe żniwo. Do dziś nie mamy prawie żadnych przepisów dotyczących opon zastosowanych w pojeździe, nie mamy systemu szkolenia w tym zakresie młodych adeptów jazdy samochodem, jako naród nie mamy wiedzy w tym zakresie, a jedynym źródłem edukacji we wszystkich tych aspektach jest internet.
Obowiązujące regulacje? To co mamy to bodaj dwie legalizacje jasno określające obowiązki kierującego pojazdem związane z oponami:
1. Minimalna wysokość bieżnika, tzw. TWI, które wynosi 1,6 mm. To jest jasny parametr, za który policaj zatrzyma nam dowód rejestracyjny w przypadku wykrycia nadmiernego zużycia opon.
2. Konieczność stosowania opon o tych samych parametrach na jednej osi pojazdu. Tu też policja jest sprawna. Paradoks natomiast polega na tym, że w związku z brakiem innych przepisów kierowca może założyć opony zimowe na przód, a letnie na tył pojazdu lub odwrotnie.
Na usta ciśnie się pytanie, a co z homologacją pojazdu? Co z optymalnymi parametrami opon zalecanymi przez producenta pojazdu? Co z rozmiarami i indeksami opon? Bez regulacji prawnych w tym zakresie dziś na drogach w naszym kraju możemy znaleźć wszystkie możliwe patologie oponiarskie, które zagrażają bezpieczeństwu ruchu drogowego.
Zgadzam się z Ministerstwem, że klimat się zmienia. To rzeczywiście kusi wielu użytkowników do skorzystania z opcji opon wielosezonowych z homologacją zimową. Pamiętajmy jednak, że to nie jest produkt dla wszystkich. Technicznie opona wielosezonowa, to próba znalezienia przez producentów kompromisu pomiędzy najlepszymi parametrami prowadzenia pojazdu zimą i latem. Z definicji jednak wiemy, że kompromis, to forma ustępstwa, półśrodka … z całą pewnością nic optymalnego. Dlatego też, opony takie sprawdzą się w ruchu miejskim, w aglomeracjach, jako wyposażenie drugiego pojazdu w rodzinie, który nie robi dużych przebiegów i nie jest typowym pojazdem rodzinnym. Typowa zima, taka z mrozem i śniegiem, czy typowe lato z wysoką temperaturą powietrza i nawierzchni drogi, mogą taką oponę „zaskoczyć”, a kierującemu przynieść poczucie małej precyzji prowadzenia i bezpieczeństwa jazdy. Jedynym plusem używania tych opon jest wygoda i ekonomia wynikająca z braku konieczności wymiany ogumienia, a co za tym idzie ponoszenia kosztów serwisu i przechowania opon. Jeśli jednak zestawimy tę oszczędność z kosztem zakupu opon wielosezonowych, które są droższe do zimowek o 20-30% parametr ten trochę traci na atrakcyjności.
Tak więc, czy zmiana klimatu może być wytłumaczeniem dla braku obowiązku wymiany opon? Odpowiedź jest oczywista – nie.
Czy zatem konieczność utylizacji opon zimowych, o którym pisze Ministerstwo i konieczność dbania o naturę jest sensowna? Otóż również nie. Przecież ilość kupowanych przez użytkowników opon nie spadnie. Kierowca posiadający dwa komplety opon (zimowe, letnie) przejeździ na nich statystycznie cztery lata (cztery sezony letnie i cztery zimowe). Jeżdżąc non stop na jednych oponach i robiąc te same przebiegi będzie musiał je wymienić po dwóch latach. Zatem w okresie czterech lat tak czy inaczej zużyje 8 opon. Gdzie zatem ta ekologia, o którą tak martwi się Ministerstwo. Dodam jeszcze, że opona zimowa niezależnie od warunków atmosferycznych nie zużywa się ponadnormatywnie w temperaturze do +8 stopni Celsjusza. To co zużywa oponę w największym stopniu to temperament kierującego (przyspieszanie i hamowanie) oraz nieprawidłowe ciśnienie.
A czy prawdziwym jest twierdzenie panów ministrów, że opony zimowe generują wyższe zużycie paliwa? Tu też można byłoby polemizować. To co bezpośrednio wpływa na zużycie paliwa, to opory toczenia, w których aż 60% udziału przypada na rzeźbę bieżnika oraz powierzchnię przylegania opony do podłoża. Idąc tym tropem, z uwagi bardzo „pociętą” rzeźbę bieżnika oraz mnogość lameli opona zimowa przylega do podłoża mniejszą powierzchnią niż letnia. Z drugie strony natomiast wiemy, że opory toczenia maleją proporcjonalnie do wzrostu temperatury otoczenia. To z uwagi na materiały zastosowane do budowy opon. Reasumując długa akademicka dyskusja nie przyniesie tu jednoznacznego wyniku. Przyczyną, dla której utrwaliło się w przekonaniu użytkowników, że opona zimowa jest mnie ekonomiczna jest fakt poruszania się zimą w słabszych warunkach atmosferycznych (deszczu, błocie pośniegowym, czy ogólnie mokrej nawierzchni) co znacząco zwiększa opory toczenia, a zatem i zużyciu paliwa. Niezależnie od tego chyba średni to powód na odrzucenie legislacji.
A „oponiarze”? Inną stroną wprowadzenia ewentualnych przepisów regulujących konieczność sezonowej zmiany opon jest punkt widzenia serwisów oponiarskich i to, co może dotknąć bezpośrednio kierowców. Obecnie mentalność naszych obywateli się zmienia. Grupa tych, którzy czekają z wymianą zimowek na pierwszy śnieg powoli, ale sukcesywnie maleje. Doświadczenie w oczekiwaniu w długiej kolejce przed serwisem lub na termin w kalendarzu wymian robi swoje. Niezależnie od tego są i tacy, którzy wymienią opony dopiero po drugim lub trzecim śniegu. Wyobraźmy sobie teraz sytuację, której prawo wymusi na nas zmianę opon 1-go listopada. Szał, który nastąpi skutecznie zakorkuje serwisy, a ich ograniczona przepustowość skończy się momentalnie. Boję się, że może to spowodować spadek jakości świadczonych usług, ale nie z powodu obniżenia jakości przez renomowane serwisy. Mam tu bardziej na myśli „biznesmanów czasów hossy”, którzy korzystając z wykreowanej przez prawo koniunktury wpadnie na złoty pomysł uruchomienia serwisu oponiarskiego. Przecież to takie proste … kilka chińskich maszyn z Allegro i jazda! Nic bardziej mylnego. Obsług dzisiejszych pojazdów wyposażonych w szereg system ów elektronicznych wymaga naprawdę specjalistycznej wiedzy i niemałego doświadczenia. Pamiętajmy o tym wybierając serwis do obsługi naszych opon.
Reasumując. Temat nie jest prosty, ale wszystkim powinno przyświecać szeroko rozumiane bezpieczeństwo ruch drogowego, a to w stu procentach zapewni tylko opona letnia latem i zimowa zimą, jaka ona by nie była!
Michał Antoszkiewicz