Na przejściach dla pieszych giną kolejne osoby. Precyzyjnie śledzimy i publikujemy informacje o różnorodnych działaniach podejmowanych w celu zapobiegania tym tragediom. Dzisiaj dwie propozycje: z Jaworzna, ale też z Nowego Jorku czy San Francisco.
W Jaworznie. Wiceprezydent Bielska-Białej Lubomir Zawierucha twierdzi, iż „przypisywanie zdarzeń na przejściach dla pieszych otoczeniu drogi jest nieuprawnione, bowiem z danych otrzymanych z Policji wynika, że zasadnicza ich przyczyną są niewłaściwe zachowania uczestników ruchu”. Dodajmy, iż interpelacje w tej sprawie zgłosili radni Bronisław Szafarczyk i Przemysław Drabek. Jednak dziennikarze przywołują tu doświadczenia z Jaworzna, które przeczą tej tezie. Tam sukcesywnie od kilkunastu lat jest przebudowywana infrastruktura drogowa i od prawie dwóch lat nie doszło do śmiertelnego wypadku, a liczba zdarzeń też zmalała. Jakie to działania podejmują władze Jaworzna? Otóż przebudowano tam drogi i ścieżki rowerowe, drogi zwężono z 8 do 6 metrów (na węższych ulicach kierowcy jeżdżą wolniej), dodatkowe miejsce w pasie drogowym wykorzystano na chodniki i drogi rowerowe. Ponadto przeprowadzono audyt przejść dla pieszych, i w jego wyniku część z nich zlikwidowano, wprowadzono strefę z ograniczeniem prędkości do 30 km/godz. Wśród inwestycji wskazuje się na zastosowane rozwiązania szwedzkie i holenderskie. W tym tzw. rondo holenderskie, z dodatkowym zewnętrznym pasem ruchu dla rowerów, który stanowi element tzw. velostrady („autostrady” dla rowerów), nadto wybudowano wiadukty i tunele tworząc bezkolizyjny ruch ulic i dróg rowerowych.
W Nowym Jorku i San Francisco. Podobnie przyjęto, iż ulica bezpieczna powinna być wąska, a chodnik dla pieszych maksymalnie szeroka i bezpieczna towarzysząca mu ścieżka rowerowa. Zdecydowanie tańszym okazało się inne działania. Okazało się nim danie pieszym pierwszeństwa na światłach. Takie działania u nas nie znajdują jednak zwolenników. Jednak tutaj sprytnie zastosowano następujący zabieg: chodzi o to, by zielone światło na skrzyżowaniu dla samochodów zapalało się o 7-10 sekund później, niż dla idących w tą sama stronę pieszych. W ten sposób pieszy dostaje czas, by znaleźć się na środku ulicy i stać się widocznym przede wszystkim dla samochodów skręcających w lewo, którzy próbują ten manewr zrobić jak najszybciej, bo chcą zdążyć przed jadącymi z przeciwległej strony samochodami. Efekt. Według badań tamtejszego Departamentu Transportu dzięki temu zabiegowi liczba wypadków śmiertelnych i poważnych obrażeń zmniejszyła się o 40%, jeszcze lepszy wynik – 60 % - osiągnięto w San Francisco. I co Państwo na to? (jm)