Zróbmy sobie w Polsce „Skandynawię” – apeluje Tomasz Barnaś, egzaminator, kierownik ds. szkolenia i rozwoju Projektu SKANDYNAWIA.
Pamiętam tę sytuację bardzo dokładnie. Moje pierwsze szkolenia w roli instruktora techniki jazdy. Tuż po kursie i egzaminie, chyba w 2010 roku. Przygotowywaliśmy zajęcia samochodowe w ramach imprezy integracyjnej dla przedstawicieli handlowych znanej marki napojów. Ćwiczenie na płycie poślizgowej z kurtynami wodnymi. Prędkość najazdowa nie większa niż 45-50 km/godz. Konieczność ominięcia przeszkód na drodze i zapanowanie nad pojazdem w warunkach zmniejszonej przyczepności z elementem zaskoczenia kierowcy niespodziewaną sytuacją na pasie ruchu. Pierwszy uczestnik pod moją „opieką” miał za zadanie wykorzystać wszystkie wskazówki podane w części teoretycznej szkolenia dotyczące m.in. prawidłowej pozycji za kierownicą. No to wsiadł do swojego służbowego Punto: położony jak na leżaku, dwoma palcami lewej ręki „trzyma” kierownicę, „zimny łokieć”, a prawa dłoń na dźwigni zmiany biegów - żeby przypadkiem nie odpadła (dźwignia, nie ręka), włączył muzykę. On przecież wie lepiej, co miesiąc pokonuje „trzy miliony” kilometrów i tak mu jest wygodnie. Cóż. Niech jedzie. Zobaczymy jak daleko i czy trafi w swój pas ruchu. Przypomniałem mu tylko, że to dopiero początek szkolenia i zaczynamy od prędkości typowych dla ruchu na obszarze zabudowanym. Dla niego to było 80 km/godz.
Kilka obrotów wokół własnej osi później już było inaczej. Prawidłowe ustawienie fotela, ręce na kierownicy „za piętnaście trzecia”. Wyłączył radio. Zaczęliśmy od podstaw, a skończyliśmy na świadomości własnych błędów, złych nawyków, wyeliminowaniu zbyt dużej pewności siebie na drodze. Choć na chwilę zniknęło wygórowane zaufanie do własnych umiejętności - albo do ich braku jak się potem okazało. Czy efekt tych przemian był długotrwały? Nie wiem. Szczerze mówiąc to wątpię. Przez kilka godzin nie zmieni się charakteru i podejścia do tematu bezpiecznej jazdy. Ale pewna nuta niepewności i pokory brzmiała mu gdzieś tam z tyłu głowy. Może w przyszłości zwolni, pojedzie rozważniej i dojedzie do celu.
Sam miałem ponad trzyletnią przerwę w obecności na ODTJ-tach. Muszę przyznać, że w moim przypadku, przez ten czas, tak prosta rzecz jak prawidłowa pozycja za kierownicą również ewoluowała w tę bardziej „wygodną” stronę. „Szarpak” i konieczność błyskawicznej reakcji na kierownicę, sprzęgło, hamulec i gaz kolejny raz wyeliminowało te, tylko z pozoru drobne, niedociągnięcia. Z Toru „JASTRZĄB” wyjechałem zmęczony, ale z poczuciem fajnie spędzonej soboty. I o to właśnie chodzi. Takie szkolenia mają uzmysłowić każdemu kierowcy, że jego faktyczne umiejętności są dużo mniejsze od postrzegania siebie jako „króla szos”, mistrza kierownicy i demona prędkości. Mają nauczyć odpowiednich reakcji i zachowania, aby nie doprowadzać do niebezpiecznych sytuacji, a gdy te już wystąpią jak współpracować z samochodem i dostępnymi na jego pokładzie systemami bezpieczeństwa czynnego. Mają pokazać gdzie jest ta cienka granica, po przekroczeniu której już nawet wspomniane systemy nic nie pomogą. Czy są potrzebne młodemu posiadaczowi prawa jazdy? I to jeszcze jak!
Niestety ustawodawca, wprowadzając bardzo duży chaos w terminach obowiązywania przepisów Ustawy o Kierujących Pojazdami, nie przychodzi tutaj z pomocą. Kolejne przesunięcia „okresu próbnego”, w tym obowiązku odbycia podobnych szkoleń, dla młodych kierowców powodują niestabilność prawa, w której zarówno kursanci, instruktorzy nauki i techniki jazdy oraz egzaminatorzy muszą się jakoś odnaleźć. Tym razem termin ten został odsunięty na bliżej nieokreśloną przyszłość. Co gorsze, na Kongresie Instruktorów i Egzaminatorów w Warszawie w 2018 roku z ust przedstawiciela władz dowiedzieliśmy się o pomyśle zrezygnowania z obowiązku szkoleń z zakresu zagrożeń w ruchu drogowym. Lata pracy, powstawania pomysłów, konsultacji, burzy mózgów wielu autorytetów z zakresu BRD chce się teraz wyrzucić do kosza. Dodatkowy element w całym procesie edukacji i dopuszczenia do samodzielnej jazdy samochodem, który miał nas choć trochę przybliżyć do wspomnianej wcześniej „Skandynawii”, ma zostać zlikwidowany? Na takie szkolenia Ministerstwo chciałoby wysyłać tylko takich kierowców, którzy w tym dwuletnim okresie próbnym popełnią dwa wykroczenia przeciwko bezpieczeństwu w ruchu drogowym. Czyli chcą „ukarać” młodego człowieka dodatkową wiedzą, umiejętnościami i świadomością!? Mam nadzieję, że to tylko pomysły, które nigdy nawet nie doczekają się realizacji w postaci projektu ustawy czy też rozporządzeń. Byłoby to ewidentne zaprzeczenie całej istoty takich zajęć. Jeszcze raz powtórzę - takie szkolenia powinien przechodzić każdy kierowca. Nie mogą być one kojarzone z żadną karą za nieprzestrzeganie przepisów.
Nie wiem jak Szanowni Czytelnicy, ale ja mam wrażenie, że ostatnimi czasy panuje bardzo niedobra tendencja do chęci poprawy bezpieczeństwa na drogach poprzez permanentne obniżanie wymagań zarówno na kursach nauki jazdy jak i na egzaminach. Takie trochę działanie „pod publikę”. Notorycznie słyszy się np. o pomysłach zlikwidowania placu manewrowego jako jednego z elementów oceny umiejętności. Skoro pewna część kursantów ma problem z pokonaniem tak prostych zadań to zamiast je usuwać, to lepiej zastanowić się nad powodem tych niepowodzeń. Pytanie co jest złe – ćwiczenie mające na celu pokazanie umiejętności zapanowania nad pojazdem podczas jazdy do przodu i do tyłu po wyznaczonym pasie ruchu, czy może „nauka jazdy” polegająca na wpajaniu bezsensownych „patentów” na poradzenie sobie z problemem. Sposobów jest wiele, począwszy od metody na słupek w połowie szyby i jednego obrotu kierownicą, poprzez sztuczki „na udo”, na naklejkę legalizacyjną, kończąc na tych bardziej abstrakcyjnych jak „na wycieraczkę przedniej szyby”. Cel uświęca środki? Nie sądzę, aby był to właściwy kierunek. W mojej pracy często spotykam się niestety z takim pójściem na skróty przy wielu elementach kierowania samochodem. Czy w taki sposób chcemy wyjść z szarego końca statystyk dotyczących wypadków drogowych, w którym się znajdujemy na tle innych krajów europejskich? Co jeszcze będziemy chcieli zlikwidować? Może egzaminy?
Jestem egzaminatorem. Mam dość ciągłego obwiniania mnie i moich Koleżanek i Kolegów o przyczyny niepowodzeń na egzaminach. Mam dość kolejnych nierzetelnych artykułów w prasie, które chyba tylko w ocenie swoich autorów pokazują prawdziwy obraz WORD-ów. Czy naprawdę ktokolwiek wierzy, że zmiana podległości tej grupy zawodowej pod inny szczebel administracji państwowej poprawi jakość szkolenia? Jeżeli gabinet mojego szefa nie będzie się znajdował „za szklanymi drzwiami” jak obecnie tylko np. w Warszawie, to nagle kursanci będą bardziej świadomi, zaangażowani i lepiej przygotowani do samodzielnego poruszania się po drogach? Przecież nawet najlepszy instruktor na świecie bez odpowiedniego zapału i podejścia ze strony swojego kursanta nie zdziała cudów, a żaden egzaminator, widząc podstawowe błędy, nie wystawi oceny pozytywnej.
Bardzo bym chciał, aby określenie „prawo jazdy” kojarzyło się każdemu przede wszystkim z dużym przywilejem, a nie przykrym obowiązkiem lub, co gorsze, z oczywistością, która się komuś należy tyko dlatego, że jest. Można posiadać ten przywilej pod warunkiem spełnienia określonych wymagań: warunek odpowiednich predyspozycji, zaangażowania w kurs nauki jazdy (nie byle taniej, szybciej, po najmniejszej linii oporu), warunek wiedzy, umiejętności i ciągłego ich doskonalenia.
Myśląc o poprawie bezpieczeństwa na naszych drogach, zacznijmy od siebie bez względu na istniejące lub nie obowiązki w ustawach. Ja będę na kolejnych odsłonach „Projektu Skandynawia”. Zabieram ze sobą najbliższe mi w życiu osoby. A Wy?
Szerokiej drogi. Tomasz Barnaś
Z OSTATNIEJ CHWILI! Marek Dworzecki, pomysłodawca i dyrektor Projektu SKANDYNAWIA informuje:
Szanowni Państwo,
na szkolenia samochodowe w warunkach specjalnych w ODTJ Autodrom „JASTRZĄB” w ramach II i III Edycji Projektu SKANDYNAWIA w dniach 2 i 3 marca br. wszystkie miejsca są zajęte.
Proszę pamiętać, że opłata za uczestnictwo w szkoleniu dotyczy kierowcy i jego pojazdu. Osoby towarzyszące (pasażerowie) mogą nieodpłatnie wziąć udział w wydarzeniu - pod warunkiem podpisana stosownego oświadczenia. Dzięki temu większa ilość osób ma wspaniałą sposobność poznania rzeczy, wcześniej im nieznanych. Rzecz jasna decyzja, co do tego i odpowiedzialność, należą do Państwa.
Dobrze jest rozważyć wcześniejsze przybycie na miejsce, np. na godzinę 9:30-9:45. Czas ten będzie można poświęcić na zaparkowanie pojazdu, zgłoszenie zamówienia obiadu (koszt 25 zł) i inne formalności w Recepcji obiektu. W pobliżu Autodrom Jastrząb znajduje się stacja benzynowa. Warto jednak zadbać o stan paliwa w zbiorniku, aby nagła konieczność tankowania nie odbywała się kosztem cennych zajęć. Na miejscu w DEPO będzie też istniała możliwość regulacji ciśnienia powietrza w oponach. W miejscu tym, również do dyspozycji catering.
Cześć teoretyczna rozpocznie się PRELEKCJĄ na temat idei Projektu Skandynawia - zapraszam.Do zobaczenia na Torze Jastrząb! Trenerzy w super maszynach Ośrodka czekają.
Marek Dworzecki