(251-18)
Jeżeli jesteś świadkiem wypadku, nie stój bezczynnie czekając na pomoc. Gdy nadejdzie, dla ofiary może być już za późno. Działaj sam. Nie bój się, że coś zrobisz nie tak. Najgorsze, co możesz zrobić, to nie zrobić nic – apeluje “Gazeta Wyborcza”.
Wojciech Moskal, Sławomir Zagórski (“Gazeta Wyborcza”): Niedawno "Gazeta" opisała historię 20-letniej Marty, która w rodzinnym Gorzowie upadła na przystanku i straciła przytomność. Karetka jechała kilka minut, w tym czasie serce Marty nie biło. Dziewczyna przeżyła, ale jej mózg został poważnie uszkodzony. Jak to możliwe, że w centrum 130-tys. miasta nikt spośród kilkudziesięciu gapiów nawet nie próbował jej ratować?
Dr Adam M. Pietrzak (specjalista anestezjologii i intensywnej terapii oraz medycyny ratunkowej): Gdy coś takiego się dzieje, rodzina, znajomi i otaczający ludzie z reguły zachowują się na dwa sposoby: mierzą czas do przyjazdu karetki albo nie robią kompletnie nic. To nie tylko polska specyfika. Podobnie jest na całym świecie. M.in. dlatego Europejska Rada Resuscytacji twierdzi, że standard postępowania ratowniczego musi być maksymalnie uproszczony, tak żeby mógł go zastosować praktycznie każdy człowiek. Nawet w Europie przez pierwsze 10 minut od zatrzymania krążenia na fachową pomoc - lekarza, strażaka czy policjanta - możemy podobno liczyć zaledwie w 8 proc. przypadków. Tyle, że te 10 minut to jest 6 minut po nieodwracalnej śmierci mózgu.
Wojciech Moskal, Sławomir Zagórski: Wypadek samochodowy - zostawić kierowcę czy wyciągać?
Dr Adam M. Pietrzak: Raczej wyciągać. W wypadkach drogowych najczęściej dochodzi do urazu głowy, później klatki piersiowej, brzucha i kończyn. Uraz kręgosłupa wcale nie jest tym kluczowym. Podstawowym wskazaniem do podjęcia próby wyciągnięcia z pojazdu ofiary wypadku jest zatrzymanie krążenia i oddychania. Poszkodowanego wyciągamy też w sytuacji zagrożenia pożarem, wybuchem oraz tym, że najedzie na nas zaraz inny pojazd. Wielu kierowców wciąż upiera się jak osły, że nie będzie jeździć w pasach. Po wypadku patrzymy - człowiek bez pasów, ale nie wypadł przez przednią szybę ani się nie zabił. Najczęściej widzimy tylko jego pośladki i stopy, bo wpadł w stronę wnęki na nogi pasażera. I jeżeli ktoś nie zacznie go ratować, to ten człowiek w takiej pozycji na sto procent się udusi. Inne sytuacje - silne uderzenie głową w kierownicę albo strzelająca z bliskiej odległości poduszka powietrzna. Skutek - wgnieciona część twarzowa czaszki. W każdym razie koniec jest taki - pacjent jest nieprzytomny i nie oddycha, czyli wymaga resuscytacji. Jeżeli nie spróbujemy go wyciągnąć czy choćby odchylić głowy do tyłu na tyle, żeby złapał własny oddech, ten człowiek nie przeżyje. Mniejsze ma wtedy znaczenie, czy ma uraz kręgosłupa, czy nie. Niestety, często największym problemem przy wypadku są gapie - nie dość, że nie udzielą pomocy, to jeszcze potrafią przeszkodzić komuś, kto próbuje ratować - "Hej, Ty nie rusz go, bo jeszcze uszkodzisz!".
Wojciech Moskal, Sławomir Zagórski: Od czego zacząć resuscytację, czyli prościej mówiąc - ożywianie?
Dr Adam M. Pietrzak: Musimy odsłonić klatkę piersiową. Może nie jest to czasem dobrze postrzegane przez otoczenie, ale nie jesteśmy w stanie skutecznie uciskać klatki piersiowej przez ubranie. A więc tnij, rwij, podciągnij pod szyję, wszystko jedno - musisz odsłonić mostek - znaleźć środek klatki piersiowej. Układamy tam podstawę naszej dłoni, splatamy palce. Ręce wyprostowane, usztywnione w nadgarstkach, łokciach, ramionach i całym ciężarem ciała wywieramy rytmiczny ucisk na klatkę piersiową, tak by za każdym razem ugiąć ją o te 3-5 cm. Tak wykonujemy 30 rytmicznych uciśnięć. To jest pośredni masaż serca u osoby dorosłej.