Rozmowy

Krzysztof Żółtek. „Panie egzaminatorze… A co to znaczy, że moje zachowanie zagrażało bezpośrednio innym… Przecież tutaj nikogo nie było?”

19 kwietnia 2024

Krzysztof Żółtek. „Panie egzaminatorze… A co to znaczy, że moje zachowanie zagrażało bezpośrednio innym… Przecież tutaj nikogo nie było?”
Krzysztof Żółtek - egzaminator w WORD, były egzaminator nadzorujący, instruktor nauki jazdy, instruktor techniki jazdy, biegły sądowy w zakresie rekonstrukcji wypadków drogowych (fot. ze zbiorów prywatnych)

W ostatnim czasie ustawodawcy wprowadzili radykalne i jednocześnie mocno kontrowersyjne zmiany w zakresie kryteriów oceniania egzaminów państwowych na prawo jazdy. W aktualnym stanie prawnym, zgodnie z art. 52 ust. 2 Ustawy o kierujących pojazdami, „Część praktyczna egzaminu może zostać zakończona przed wykonaniem wszystkich określonych zakresem egzaminu zadań jedynie w przypadku, gdy zachowanie osoby zdającej ZAGRAŻA bezpośrednio życiu i zdrowiu uczestników ruchu drogowego”. Ustawowa zmiana ewaluowała również o implementację w postaci wytycznych i dyspozycji w „Rozporządzeniu Ministra Infrastruktury z dnia 24 listopada 2023 r. w sprawie egzaminowania (…) tj. „Egzaminator przerywa egzamin, jeżeli wystąpiły okoliczności określone w tabeli nr 9 załącznika nr 1 do rozporządzenia, a zachowanie osoby zdającej ZAGRAŻAŁO bezpośrednio życiu i zdrowiu uczestników ruchu drogowego.”

Powyższe zmiany, zamiast ułatwić egzaminatorom ocenianie umiejętności przyszłego kierowcy, dały pożywkę do wielorakich i wybujałych interpretacji. Na łamach PRAWA DROGOWEGO@NEWS [kliknij] wypowiedziało się już wielu słusznie niezadowolonych praktyków wobec groteskowo konstytuowanego prawa. Przedmiotem niezrozumienia i jednocześnie postępującej niezgody w przeformułowanym zapisie stało się, modyfikowane na przestrzeni lat, sformułowanie "...ZAGRAŻA bezpośrednio…" Zasadnym byłoby zatem przybliżenie w kilku słowach definicji przedmiotowego „bezpośredniego ZAGROŻENIA”, do którego może w warunkach ruchu drogowego doprowadzić swoim zachowaniem kierujący.

Bezpieczeństwo jako przedmiot badań securitoligii doczekał się obfitego podziału na różnego rodzaju typy, formy, odmiany itp. Powyższa dyscyplina nauki ma szansę stać się w naszym kraju mocno eksplorowana, wszak mamy wybitnych naukowców, którzy stworzyli i nadal tworzą trwałe podwaliny pod dalsze badania w tej materii. Warto również wspomnieć, że samych terminów słowa "BEZPIECZEŃSTWO" i jego odpowiedników w polskim piśmiennictwie naukowym doczekaliśmy się już co najmniej kilkanaście. Również orzecznictwo, na podstawie zdarzeń, wypadków i katastrof (nie tylko w ruchu lądowym) dość starannie wskazuje kierunki patrzenia i jest jednym z elementów skrupulatnie modyfikowanej metodologii radzenia sobie w zmaterializowanych wersjach prognozowanego i potencjalnego ryzyka. Niestety, wydawać by się mogło, że ustawodawcy nie korzystają z tychże dobrodziejstw nauki, wprowadzając do przepisów spektrum pojęć i określeń, które często sprowadzają się do pytania: „Co ustawodawca miał na myśli?”.

Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat w ruchu drogowym, na gruncie prawa karnego, wyodrębniono m. in. takie zagrożenia podmiotu jak: POTENCJALNE VS. REALNE oraz ABSTRAKCYJNE VS. KONKRETNE. Coraz częściej dla potrzeb prawników oraz innej maści erudytów (w tym instruktorów i egzaminatorów) pojawiają się na rynku wydawniczym interesujące pozycje książkowe, jak np.: K. Pawelec, „Bezpieczeństwo i ryzyko w ruchu drogowym”, K. Pawelec „Spowodowanie niebezpieczeństwa w ruchu drogowym”, T. Diupero, P. Krzemień, K. J. Pawelec, M. Pawelec, A. Sekuła „Wypadki i inne zdarzenia drogowe” i wiele innych.

ZAGROŻENIA POTENCJALNE oznaczają występowanie RZECZYWISTYCH-REALNYCH, lecz NIEAKTYWNYCH sił zagrażających człowiekowi w przeciwieństwie do zagrożeń AKTYWNYCH I CZYNNYCH. Poddając analizie, poprzez wykładnię literalną nieszczęsne przedmiotowe sformułowanie art. 52 ust 2. trzeba się nieźle natrudzić, aby zgodnie z prawem dokonać oceny kandydata na kierowcę. Warto wiedzieć, że „ZAGROŻENIE POTENCJALNE” jest to takie zagrożenie, które w sprzyjających warunkach ma szansę niespodziewanie ewaluować w ZAGROŻENIE RZECZYWISTE. I tak, zgodnie z zafundowaną formułą przez szanownych legislatorów w protokole egzaminowania, wjazd na skrzyżowanie podczas nadawanego sygnału czerwonego, w sytuacji braku jakiegokolwiek BEZPOŚREDNIEGO i REALNEGO ZAGROŻENIA z pozoru nie musi powodować przerwania egzaminu... Przejazd bez wymaganego zatrzymania w związku ze znakiem „stop” w sytuacji pustego skrzyżowania... nie zawsze powinno powodować przerwanie egzaminu. Zawrócenie za rondzie z pominięciem wyspy, tj. na skróty "pod prąd" w sytuacji pustych ulic również nie musi być podstawą do przerwania egzaminu... „Proszę pana - przez to skrzyżowanie przejechał pan nieprawidłowo, ale (niestety) jedziemy dalej…”. Ale czy na pewno takie podejście do sprawy jest słuszne???

Słowo "ZAGRAŻA" nie jest w pełni tożsame ze słowem w czasie przeszłym dokonanym - "ZAGROZIŁO", czy też "SPOWODOWAŁO ZAGROŻENIE". Zatem słowo „ZAGRAŻA” niekoniecznie powinno być interpretowane jako takie, które już wystąpiło, ale również jako zagrożenie „POTENCJALNE”, czyli REALNE, ale niekoniecznie zawsze jako ZMATERIALIZOWANIE. Takie rozumowanie powinno wystarczyć egzaminatorowi do przerwania egzaminu z wynikiem negatywnym, tym bardziej, że taką opcję, choć nieprecyzyjnie i niejednoznacznie rozwinął ustawodawca w przepisach szczegółowych. Słowo „ZAGRAŻAŁO” (cytowane w pierwszym akapicie niniejszego tekstu) niekoniecznie należy rozumieć jako zagrożenie czynne i już spowodowane.

Oliwy do ognia dodaje również zapis tytułujący tabelę nr 9 załączniku nr 1 cytowanego rozporządzenia… „Zachowania osoby egzaminowanej MOGĄCE skutkować przerwaniem egzaminu państwowego” . O zgrozo, niektórzy nadal uparcie twierdzą, że słowo to daje im możliwość w pełni subiektywnego i dowolnego sposobu oceniania; „Mogę przerwać, ale nie muszę. Zrobię tak jak mi się podoba...” Nie dociera do niektórych fakt, że fakultatywność konsekwencji prawnej tego zapisu powinna bazować na odpowiednim lub nieodpowiednim zachowaniu zdającego wobec przepisów a nie widzimisię oceniającego. Jako że tak skrajnie ortodoksyjne patrzenie na sprawę posiada jedynie skromna część ogółu temat nie będzie rozwijany. Najlepszym rozwiązaniem na tego typu podejście niech pozostanie spuszczenie zasłony milczenia.

Jeśli zatem egzaminowany wjeżdża na egzaminie pod prąd (na przeciwległy pas ruchu), to egzaminator łapie za kierownicę i/lub ciśnie po hamulcach i przerywa egzamin, bo takie zachowanie "ZAGRAŻA" bezpośrednio życiu i zdrowiu uczestników ruchu drogowego. Słowo „BEZPOŚREDNIO” nie ma tutaj żadnego związku z czasem; może ono wystąpić zarówno w czasie teraźniejszym jak i przeszłym. Jeśli zdający zawraca w miejscu, gdzie jest to zabronione (bo np. pomylił polecenie ze skrętem w lewo), to egzaminator powinien przerwać mu ten haniebny i niegodny  uprawnień do kierowania czyn, bo takie zachowanie "ZAGRAŻA" bezpośrednio życiu i zdrowiu uczestników ruchu drogowego. Jeśli wątpliwie rokujący zdający robi zamach na tak niebezpieczne i śmiercionośne miejsca jak przejścia dla pieszych - bezpardonowo i z premedytacją wyprzedzając w tych miejscach - to nieetycznym i uwłaczającym godności funkcjonariusza publicznego - egzaminatora byłoby kontynuowanie tego egzaminu.

W powyższych lub podobnych przykładach skrajnie nieodpowiedzialnego zachowania petenta wobec przepisów nie powinno być mowy o kontynuowaniu egzaminu do drugiego potknięcia. Do drugiej potyczki można bawić się w piaskownicy, na zasadzie "jak mnie jeszcze raz uderzysz grabkami, to wezmę łopatkę i nasypie ci piasku do oczu". Na tak poważnym i o wysokiej randze egzaminie życiowym nie możemy tak nieodpowiedzialnych czynów sprowadzać do tak tragikomicznych decyzji. Powyższe zachowania niekoniecznie musiały "ZAGROZIĆ", ale jednak "ZAGRAŻAJĄ" bezpośrednio życiu i zdrowiu uczestników ruchu drogowego. Czekanie na moment „ZAGROZIŁ” czyli „SPOWODOWAŁ ZAGROŻENIE” będzie kompletnie ignoranckim podejściem do pojmowania definicji „RYZYKA”, które miejmy nadzieję że w najbliższym czasie zostanie z odpowiednim skutkiem wprowadzone do polskiego systemu szkoleniowo-egzaminacyjnego.

Frapującą niezmiernie jest myśl, kto tak naprawdę w całym tym zamieszaniu popełnił błąd. Czy prawodawcy nie przelali na papier swoich zamiarów zbyt klarownie? Czy może to egzaminatorzy poddali się fali niezrozumienia i nieodpowiedniej interpretacji zapisu. Być może ustawodawcy postanowili zafundować egzaminatorom większe pole do własnej oceny, o którą od lat wypraszano, jakoby niektórzy z tych drugich, jak to sami określali, byli "ubezwłasnowolnieni" przez instrukcje egzaminowania. Takich nieprzypadkowych, głośno wykrzyczanych słów rzeczywiście było w środowisku niemało. W dzisiejszych realiach ta swoboda "możności i niemożności" przerwania egzaminu, gdy osoba zdająca POWODUJE BEZPOŚREDNIE ZAGROŻENIE, przerodziła się w niemożność, a nawet paraliż nie tylko pojedynczych egzaminatorów ale i całych grup przedstawicieli tego zawodu.

Nie o taką swobodę w ocenianiu nam chodziło… Nie taki obiektywizm mieliśmy na myśli… Nie o takie bezpieczeństwo wspólnie z innymi podmiotami w systemie BRD od lat w naszym kraju walczymy… Co w przypadku jeśli ta smutna rzeczywistość to fenomen, i jednocześnie to exemplum staje się precedensem na skalę światową? A co jeśli jednak należałoby egzaminować w sposób, jak to niedawno donośnie w mediach wybrzmiało z ust klasyka: "(...) zgodnie z prawem, tak jak my je rozumiemy (...)"? Wzdragam się na samą myśl o możliwości zmaterializowania tych hipotez.

Zawód egzaminatora zapewne dla niejednego kierowcy stał się spełnieniem życiowych dążeń do najwyższego stopnia opanowania prawa drogowego w naszym kraju. Wykorzystywanie tych umiejętności poprzez przelanie ich na grunt rzeczywistego w warunkach ruchu oceniania jest czymś, co daje poczucie spełnienia i przekonanie, że mamy wpływ na to, w czym na co dzień bierzemy udział; na środowisko, na które człowiek wywiera - za pomocą określonego - jakże niebezpiecznego narzędzia (samochodu) określony wpływ. Nie patrzmy jednak na ten proces wyłącznie z perspektywy sztywnych reguł, lecz rzeczywistej przydatności kierujących do ruchu drogowego. Oceniajmy (a „po drugiej stronie” uczmy) tak, abyśmy w pierwszej kolejności mieli pewność, że ten przyszły zdobywca dróg przebrnie przez gąszcz sytuacji na naszych drogach samodzielnie. A w końcu kreujmy to prawo tak, aby dla każdego egzaminatora było ono w każdym WORD-zie tak samo rozumiane, a więc identycznie interpretowane. Zbytnie skomplikowanie wywołuje chaos i dzieli społeczeństwo, a to z kolei prowadzi do utraty zaufania wobec osób działających na prawach funkcjonariuszy publicznych. Takie działanie uderza z kolei w kompetencje instruktora, a najczęściej egzaminatora, lecz rzadko w autorów dyrektyw. „Z wami to powinno się zrobić tak jak z rządzącymi - zgromadzić w jednym miejscu i wysadzić” - jak niegdyś pewien oburzony typ pouczył mnie po niezdanym egzaminie. Nic więc dziwnego, że niektórzy egzaminatorzy, często poprzez brak minimalnej wymaganej dozy asertywności w uzasadnieniu swojej oceny zrzucają winę na przepisy: „Minister mi tak kazał pana/panią ocenić...”. A może zacząć swe uzasadnienie od słów: „Niestety w dniu dzisiejszym nie jest Pani/Pan przygotowana/y do samodzielnego poruszania się w ruchu drogowym… Ale jest szansa, że jak to i tamto Pani/Pan poprawi, to…”. Wtedy petent będzie miał świadomość, że ma do czynienia z wysokiej klasy specjalistą, a nie bezlitosnym elementem rządowej machiny, która spełnia jedynie rolę kata (a może i nawet tylko toporu).

Na koniec, przed postawieniem kropki, pragnę wyrazić swój szacunek i wielkie uznanie wobec tych egzaminatorów, dla których instrukcja nigdy nie była problemem w umiejętnym, tj. rozsądnym i obiektywnym ocenianiu adeptów czterech kółek. Nigdy nie mieliśmy, nie mamy i zapewne nie będziemy mieć pewności, że kreatorzy przepisów wiedzą lepiej co jest dla nas dobre. W konfrontacji teoria-praktyka powinniśmy zachować pewien umiar i ludzkie podejście; „Nauczyciele mogą przekazać Ci część nauk. Ale jedynie dzięki twojej pełnej oddania praktyce tajemnice sztuki pokoju ożywają” (Morihei Ueshiba). Niech tej pełni oddania w swym powołaniu nie zabraknie żadnemu instruktorowi i egzaminatorowi w naszym kraju.

Krzysztof Żółtek - egzaminator w WORD, były egzaminator nadzorujący, instruktor nauki jazdy, instruktor techniki jazdy, biegły sądowy w zakresie rekonstrukcji wypadków drogowych

Przypominamy:

DYSKUSJA NA RATUSZOWEJ: „WIĘŹNIOWIE TEJ SAMEJ INSTRUKCJI”. 28.03.2024 (youtube.com)