Szanowni Państwo,
piszę w nawiązaniu do materiału poświęconego interpelacji pana posła Józefa Lassoty w sprawie dozwolonej prędkości za progiem zwalniającym, gdy wcześniej obowiązywał znak B-33 wyrażający ograniczenie prędkości.
Skąd w ogóle dyskusja na ten temat? Przecież rozporządzenie w sprawie znaków i sygnałów drogowych podaje wprost, jak obowiązuje znak ograniczenia prędkości - vide cytat: 27. 1. Znak B-33 „ograniczenie prędkości” oznacza zakaz przekraczania prędkości określonej na znaku liczbą kilometrów na godzinę. Dopuszczalna prędkość określona na znaku obowiązuje, z zastrzeżeniem ust. 4 i § 32, do miejsca: 1) wprowadzenia innej dopuszczalnej prędkości znakiem B-33 lub B-43, 2) umieszczenia znaku D-40 oznaczającego początek strefy zamieszkania, 3) umieszczenia znaków oznaczających odpowiednio początek lub koniec obszaru zabudowanego, o których mowa w § 58 ust. 3 i w § 114 ust. 1 pkt 1 i 2. Czy tu jest napisane, że próg zwalniający, o którym informuje znak A-11a odwołuje dyspozycję znaku B-33? Nie! Zatem wszelkie dyskusje na ten temat nie mają podstaw, bo tak, jakby specjaliści w branży nie czytali aktów prawnych. A może niektórzy nie czytają?
Prawdą jest, że są instruktorzy, którzy ustaw i rozporządzeń nie znają, nie czytają, nie wiedzą gdzie szukać odpowiedzi na pytania o prawo o ruchu drogowym. Prawda jest, że są też egzaminatorzy o niepełnej wiedzy, pełniący obowiązki mimo braków w wyszkoleniu. Prawdą jest też, że wielu urzędników nie czyta właściwych źródeł prawa i zatwierdza durne oznakowanie dróg. Przykładem niech będzie nagminne stosowanie kilku znaków ograniczenia prędkości, gdy dana droga jest wyposażona w kilka progów. Czyli - przykładowo - mamy kilkaset metrów drogi bez skrzyżowań, kilka progów poprzedzonych w każdym przypadku znakami A-11a i B-33. Czyli można zastosować kilka kompletów znaków zamiast jednego na początku hipotetycznej drogi, wzbogaconego o stosowną tabliczkę uzupełniającą, z której wynika informacja o długości odcinka występowania progów. Opisany przypadek jest bardzo częsty w Polsce, a z czego wynika?
Mam dwie propozycje, do wyboru. Patologia w oznakowaniu wynika z:
1) korupcji urzędników przez podmioty wykonujące oznakowanie dróg, na zlecenie zarządców tychże.
2) niewiedzy-niekompetencji projektanta.
Niezależnie, czy wybierzemy przypadek pierwszy lub drugi, ktoś musiał zły projekt zaakceptować i zlecić jego wykonanie w naturze. Zatem osoba ta może być skorumpowana albo (mniejszy kłopot) niekompetentna. Albo - albo, ocenę pozostawmy służbom. Jeśli urzędnik przyjął korzyść w zamian za zatwierdzenie projektu, gdzie samorząd zakupi trzy-cztery razy więcej znaków niż potrzeba, to jest przestępcą i powinien ponieść karę. Jeśli jednak jest niekompetentny i taki projekt zatwierdza w niewiedzy, to też nie powinien być urzędnikiem, bo źle gospodaruje funduszami samorządu. Nadmiar znaków na drogach powoduje, że są mniej czytelne, kierujący częściej się do nich nie stosują, a gdy często widzą ewidentnie złe oznakowanie, to nawet w miejsc oznakowanych prawidłowo częściej zachowują się nonszalancko. Natomiast powszechne przekonanie, że próg zwalniający odwołuje ograniczenie prędkości wyrażone znakiem B-33 umieszczonym wraz ze znakiem A-11a, wynika właśnie z powszechnych błędów w oznakowaniu dróg z progami zwalniającymi. Przeciętny obywatel może sobie myśleć, że urzędnik jest fachowcem i przecież nie zezwoliłby na nieprawidłowe oznakowanie. Niestety, bywa inaczej...
Uprzedzając pytania o Dz.U. 220, czyli świętą cegłę drogownictwa odpowiadam: czytałem - tam też nie jest napisane, że próg odwołuje ograniczenie prędkości.
Z wyrazami szacunku i życzeniami bezpiecznej drogi,
Tomek Kulik (Warszawa)