Kontrola jest najwyższą formą zaufania [Josif Wissarionowicz Dżugaszwili (Stalin)]
Ludzie mają prawo pisać skargi, a my mamy prawo na nie odpowiadać [Leszek Gaj, były Przewodniczący Komisji Weryfikacyjnej]
Coś tu stoi na głowie, czyli jak (nie) łatwo być Nadzorcą - pisze Roman Uździcki, egzaminator nadzorujący w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Zielonej Górze, pedagog, nauczyciel akademicki. Nasz Autor wraca do czasów lat 80-tych i dniu dzisiejszym. Jaką rolę wówczas pełnił egzaminator nadzorujący, jaką obecnie. „Egzaminator nadzorujący w tamtym czasie pełnił szczególną rolę. Dziś jest inaczej” - podsumowuje. Czyli jak? Zachęcamy do lektury. Redakcja
Pamiętam stare (dobre) czasy. Zacząłem egzaminować w 1994 roku. Pracowałem wtedy (i odpowiednio już kilka lat wcześniej) w Urzędzie Wojewódzkim w Zielonej Górze w Wydziale Infrastruktury. Moja koleżanka zza biurka, Elżbieta Krzywoszańska, zajmowała się między innymi, nadzorem nad egzaminami na prawo jazdy (ja nadzorem nad stacjami kontroli pojazdów). To były inne czasy. Wtedy tak naprawdę nie istniała instytucja skarg, chociaż pewnie nie wszyscy byli zadowoleni z uzyskiwanych wyników. Teraz skarżyć może każdy i na wszystko i tak też się dzieje. Tam, gdzie jest niezadowolenie, tych skarg jest i musi być więcej. Sami instruktorzy nakłaniają egzaminowanych do ich pisania, bo przecież nic to nie kosztuje. Powstały nawet firmy się w tym specjalizujące. Zasada jest prosta - składając skargę nic jako zdający nie tracisz a zawsze można coś ugrać, a nawet jeżeli nie, to utrzemy nosa egzaminatorom żeby tam nie jeździli, tego nie robili, niech będą grzeczni, pokorni i spolegliwi - zróbmy to dla następnych zdających. Ten sposób myślenia (jakże częsty) jest chory. Uzdrowieniem tej sytuacji (według mnie) byłoby na przykład wprowadzenie opłaty za dokonanie rozstrzygnięcia np. 50% ceny egzaminu lub chociażby (tak, jak było kiedyś) brak możliwości przystąpienia do egzaminu do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia. Zakładam się z każdym, ze ilość skarg zmniejszyłaby się więcej niż połowę… Myślę, że do 5%. Ale dzisiaj nie o tym…
Pamiętam transformację i koniec lat 90-tych i rozporządzenie Ministra Transportu i Gospodarki Morskiej z 19 grudnia 1997 r. w sprawie wynagrodzenia egzaminatorów - tam był początek egzaminatora nadzorującego. Było ono (rozporządzenie) następstwem zapisu art. 121 pkt. 2 ustawy - Prawo o ruchu drogowym. Natomiast rozporządzenie MTiGM z 18 maja 1998 r. w sprawie szkolenia, egzaminowania i uzyskiwania uprawnień przez kierujących pojazdami, instruktorów i egzaminatorów przypisało egzaminatorowi nadzorującemu pewne prawa - między innymi prawo do przerwania egzaminu oraz do uczestnictwa w egzaminie prowadzonym przez innego egzaminatora.
Bez trudu można zauważyć, że przepisy dotyczące egzaminatorów nadzorujących miały charakter wybiórczy. Dalsze jego zakresy obowiązków w poszczególnych ośrodkach były z reguły efektem wyobraźni dyrektorów. Ja sam z dniem pierwszego lipca tego roku podpisałem nowy zakres obowiązków składający się z 69 punktów (poprzedni miał 35 punktów - za te same pieniądze). Zapytam tylko skromnie, czy i jak długo jestem w stanie temu podołać i czy ktoś w WORD ma tak rozbudowany zakres, z którego można go rozliczać? Pytanie to pozostawiam bez odpowiedzi.
Egzaminator nadzorujący w tamtym czasie pełnił szczególną rolę - przyjmował skargi i udzielał na nie odpowiedzi. Pełnił rolę rozjemcy i eksperta. Nie była łatwa rola nadzorującego. Był on niejako przedstawicielem dyrektora, który odpowiadał za pracę ośrodka i jako najbardziej wtajemniczony w sztukę egzaminowania reprezentował go na zewnątrz. Był też przedstawicielem środowiska egzaminatorów, szczególnie wobec tego samego dyrektora. Często działał w randze wicedyrektora. W swojej codziennej działalności oceniał, opiniował i uczył. Uczył egzaminatorów rzecz jasna.
Dzisiaj jest inaczej. Z formalnego punktu widzenie zawartego w rozporządzeniu „o ile mowa o egzaminatorze nadzorującym - rozumie się przez to egzaminatora zatrudnionego w ośrodku egzaminowania, posiadającego uprawnienia do przeprowadzania egzaminów w zakresie wszystkich kategorii praw jazdy oraz co najmniej 2-letnie doświadczenie w przeprowadzaniu egzaminów w zakresie prawa jazdy kategorii A, B, C, C+E i D, który kontroluje i ocenia przebieg egzaminów oraz udziela wyjaśnień na uwagi wnoszone przez osoby egzaminowane” (§2 pkt. 14 rozporządzenia… o egzaminowaniu). I jeszcze §13 ust. 3 w/w rozporządzenia „Koordynator lub egzaminator nadzorujący może dokonywać bieżących zmian w rozdziale osób zakwalifikowanych na egzamin między egzaminatorów”. A jak jest w istocie?
Egzaminator nadzorujący pełni rolę osoby odpowiadającej za wszystko, co jest związane z egzaminowaniem. Egzaminator nadzorujący wielokrotnie jest kierownikiem wydziału egzaminowania, jest wicedyrektorem (bo pod nim pracuje największa liczba osób zatrudnionych w WORD), koordynatorem, układa plany, snuje wizje, odpowiada za ilościową i jakościową działalność egzaminatorów, zabezpiecza sprzęt, opisuje skargi, przygotowuje je do wysyłki do nadzoru, a nawet jak chcą dyrektorzy; zajmują się rozliczaniem egzaminatorów z dyscypliny, wyjaśniają dlaczego dany egzaminator ma zbyt niską lub zbyt wysoką zdawalność, dlaczego egzamin trwał zbyt długo, dlaczego samochodem nr 4 a nie 8, dlaczego spóźnił się do pracy, dlaczego nie wpisał wyniku do systemu, dlaczego egzaminy z wynikiem pozytywnym (na kat. B) trwają dłużej niż 25 minut, dlaczego 10 osobę losuje ten a nie inny egzaminator, dlaczego tak rzadko zmienia się kategorie w ciągu dnia...? Ufff… i tym podobne rzeczy.
To są zadania, do których egzaminatorzy nadzorujący nie zostali powołani. Nie zostali przecież powołani do tego żeby wymuszać określone zachowania egzaminatorów. Niestety, wielokrotnie tak się dzieje, bo postawy te „powinny być” zgodne z wolą dyrektora. Niestety nie zawsze zgodnie z przepisami.
(Nie)dobry Egzaminator Nadzorujący
W swojej pracy kieruję się prostą zasadą wynikającą z wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Łodzi (syg, akt IIISA/Łd/341/18), który zważył między innymi, że to „…wyłącznie egzaminator jest uprawniony do przeprowadzenia egzaminu i dokonywania oceny jego wyników, a więc tylko egzaminator posiada kompetencje i uprawnienia do oceny czy osoba, która przystąpiła do praktycznej części egzaminu praktycznego posiadała umiejętności…”.
Nigdy nie oderwałem się od środowiska egzaminatorów. Wielokrotnie egzaminuję z nimi ramię w ramię i to na wszystkie kategorie prawa jazdy. Zawsze wychodzę, gdy któryś z egzaminatorów nie przyjdzie do pracy (a jest tego całkiem sporo). Z jednej strony żeby im ulżyć a z drugiej nie doprowadzać do sytuacji żeby egzaminowali 10 osób, „bo tak akurat wyszło”. Bo wiem jaka to jest ciężka i odpowiedzialna praca. A czy Wy drodzy nadzorujący tak robicie? Znam takich, co tak robią i znam takich , którzy nie skalali się pracą „na placu”. A dlaczego nie? Boicie się? Czego?
Codziennie w pracy jestem przed 7.00. Swój dzień zawsze rozpoczynam z egzaminatorami. To tam, u nich w pokoju dzieją się najciekawsze rzeczy, roztrząsa się i rozstrzyga się mniej czy bardziej poważne dylematy. Również omawia się sytuacje z wczoraj, przedwczoraj lub sprzed tygodnia. To tam dochodzi do ustaleń, uzgodnień czy też ujednoliceń tego co nie nazwane i nieopisane w myśl zasady „niech będzie porządnie i jednakowo”. Zawsze, w pierwszy poniedziałek miesiąca pomiędzy 14.00 a 15.00 mamy czas dla siebie – takie spotkanie organizacyjno-szkoleniowe. To tam jest czas burzliwych niekiedy dyskusji, ścierających się poglądów bądź też podjęte przeze mnie decyzje, które zrodziły się w tak zwanym międzyczasie (i które przybrały formę pisemną) stają się obowiązujące od dnia przyjęcia ich do wiadomości i do stosowania (z podpisem na odwrocie). Wszystko jasne, czytelne i transparentne. Uważam, że egzaminatorzy są nieustannie samouczącą się i doskonaląca się organizacją. Nie może być inaczej. Czy boję się tego? Nigdy! Ja to wymyśliłem i stosuję z powodzeniem. Egzaminatorzy w trakcie pracy dzwonią do mnie niemal codziennie. Mają różne dylematy. Zawsze telefon ten odbieram – nigdy nikogo nie zlekceważyłem a nawet w pewnym sensie współdzielę z nimi odpowiedzialność z podjęte decyzje. A jeżeli nie ma takiej potrzeby, to chociaż utwierdzam ich w przekonaniu, że ich własne decyzje są prawidłowe. A czy Wy drodzy nadzorujący tak robicie? A dlaczego nie? Boicie się? Czego? Nie możecie się bać - wszak macie być „przewodnikami stada a nie poganiaczami bydła”.
U mnie z założenia egzaminator ma zawsze rację… chyba że tej racji nie ma. W ciągu ostatnich kilku lat był jeden taki przypadek. Kolega po długotrwałym urlopie wrócił do pracy i nie zauważył, że za progiem zwalniającym właściciel drogi (miasto) postawił znak odwołujący ograniczenie prędkości. Dwukrotny przejazd tą drogą spowodował ustalenie wyniku negatywnego. Niesłusznie. Rzecz prosta, jasna i oczywista. Po za tym nie ma oczywistych spraw… Jest za to mnogość dylematów egzaminatora nadzorującego jak zgodnie ze swoim sumieniem obronić decyzję egzaminatora szczególnie w przypadku, gdy to się nie nagrało. Po wielu latach bycia egzaminatorem nadzorującym tak się dzieje. Nie można wierzyć egzaminowanym, że; „ja bym zdążył, już miałem hamować czy też że hamowaliśmy jednocześnie, że specjalnie tutaj przyjechaliśmy, że wszystko było robione wszystko żeby mnie oblać”. Oczywiście, w każdym środowisku są „czarne owce” i zachowania tych osób trzeba negować, zwalczać a nawet tępić, bo tak jak i w każdym zawodzie, tak i w tym znajdują się tępi ludzie. Tępe, niemoralne dzidy. To ciężka orka na ugorze…
Kiedyś do mojego pokoju przychodzili instruktorzy działający w imieniu osób egzaminowanych. Teraz już nie przychodzą. Jest im po prostu wstyd za swoich kursantów. Co innego mówią, co innego słyszą, co innego robią a co innego widać na monitorze z zapisem egzaminu. Ale handel emocjami egzaminowanych ciągle kwitnie, czy to się nam podoba czy nie.
Jaki (nie)powinien być nadzór nadzorującego, czyli ja to mam szczęście
Zadaję proste pytanie; kto egzaminuje - marszałek czy egzaminator? Od czasu do czasu (raz na pół roku) w każdym WORD-zie pojawia się przedstawiciel marszałka w celu dokonania kontroli między innymi prawidłowości przeprowadzania egzaminów na prawo jazdy. I nie ma w tym nic złego. Warunek jest jeden – niech to będzie osoba kompetentna, niezakompleksiona, o pewnej mocy wewnętrznej, która nie uzurpuje sobie prawa do tworzenia własnego prawa.
Wszyscy wiemy, że marszałek działa na podstawie decyzji podjętych na podstawie art. 72 ust. 1 pkt. 1, u o.k.p., zgodnie z którym marszałek województwa - w drodze decyzji administracyjnej – unieważnia egzamin państwowy, jeżeli:
1) był przeprowadzony w sposób niezgodny z przepisami ustawy,
2) ujawnione nieprawidłowości miały wpływ na jego wynik.
Oczywiście żaden marszałek nie robi tego osobiście, tworzone są komórki w których zatrudniani są „fachowcy” w tej dziedzinie nazywani w skrócie urzędnikami. Nadzór nad egzaminami powinny sprawować osoby (naprawdę profesjonaliści) a nie zwykli urzędnicy, co do których nawet nie ma wymogu aby posiadali prawo jazdy. Nie chciałbym wypowiadać się na temat ich kwalifikacji i nazywać ich kompetentnymi lub nie, bo nie o tym jest ten artykuł.
Zazwyczaj ci właśnie urzędnicy mozolnie i z pietyzmem analizują materiały zarejestrowane przez obowiązkowo nagrywające przebieg egzaminu urządzenia. Robią to nawet poklatkowo. W przypadku, kiedy odkryją w wyniku szczegółowej analizy, że egzamin został przeprowadzony niezgodnie z przepisami ustawy, a ujawnione nieprawidłowości miały wpływ na jego wynik to taki egzamin unieważniają. Tak brzmi to w teorii i czasami się tak zdarza, ale w praktyce częściej zdarzają się przypadki radosnej twórczości urzędników, którzy wypaczają sens egzaminowania i podejmowanych w związku z tym decyzji egzaminatorów.
Analiza zdarzeń na egzaminach a więc swobodna ocena dowodów, aby nie przerodziła się w samowolę powinna (a więc musi) być dokonana zgodnie z normami prawa procesowego oraz z zachowaniem reguł tej oceny, tj.:
1) opierać się należy na materiale dowodowym zebranym przez nadzorującego,
2) ocena powinna być oparta na wszechstronnej ocenie całokształtu materiału,
3) nadzór powinien dokonać oceny znaczenia i wartości dowodów dla toczącej się sprawy i może odmówić wiary określonym dowodom, jednakże dopiero w wszechstronnym ich rozpatrzeniu, wyjaśniając przyczyny takiej ich oceny,
4) rozumowanie, w wyniku którego organ ustala istnienie okoliczności faktycznych powinno być zgodne z prawidłami logiki.
Oczywiście, że nadzór jest potrzebny i trudno się z tym nie zgodzić. Każdy ma swojego szefa a szef wszystkich szefów jest tylko jeden. Tylko, że nie ma szefów nieomylnych. Stąd moja prośba, aby nie szafować wyrokami w sposób prokliencki. WORD to nie instytucja typu sklep PSS Społem z tabliczką na wejściu „Klient ma zawsze rację”. Efektem takiego stanu rzeczy są wręcz kuriozalne decyzje administracyjne o unieważnieniu egzaminu. Przykłady można mnożyć i jest ich wiele, ale dotyczy to niestety w zdecydowanej większości szczebla wordowskiego i marszałkowskiego. W mniejszym stopniu SKO, a najmniejszym WSA (o NSA nie wspomnę).
Istota sprawy w procesie unieważniania egzaminu nie sprowadza się do odpowiedzi na pytanie czy egzaminator zasadnie uznał za błędne i nieprawidłowe dwie próby realizacji zadania egzaminacyjnego. Istotą sprawy jest bowiem przede wszystkim to, czy organ nadzoru ma możliwość oceny poprawności wykonania zadania egzaminacyjnego. Dopiero w następnej kolejności rozważeniu podlegałaby prawidłowość oceny wykonania spornego manewru przez organ nadzoru, tj. czy w świetle obowiązujących przepisów i zebranego w sprawie materiału była ona prawidłowa, czy też rację miał egzaminator. Udzielenie odpowiedzi na powyższe pytanie wymaga rozważenia zakresu uprawnień egzaminatorów i zakresu kompetencji organu nadzoru, a więc jak szeroko należy rozumieć zakresu nadzoru sprawowanego przez marszałka województwa w odniesieniu do przeprowadzonego egzaminu, w tym przypadku jego części praktycznej. Pisząc inaczej - czy uprawnienia nadzorcze, w ramach których unieważnia on egzamin, obejmują ocenę zgodności z przepisami ustawy o kierujących pojazdami i wydanego na podstawie art. 66 tej ustawy rozporządzenia z 24 listopada 2023 r (rozporządzenie o egzaminowaniu) i czy także (jak przyjmuje organ) obejmują zgodność z przepisami ustawy Prawo o ruchu drogowym, w zakresie prawidłowości wykonanych w trakcie egzaminów manewrów. Reasumując; w orzecznictwie sądowym króluje pogląd, że w świetle obowiązujących przepisów, uprawnienia nadzorcze Marszałka Województwa dotyczą całości czynności związanych z przeprowadzaniem egzaminu, ale nie dają uprawnień do kwestionowania prawidłowości ocen egzaminatora, co do poprawności manewrów wykonywanych przez osobę egzaminowaną, w tym z punktu widzenia zasad ruchu drogowego. Do tego w świetle przepisów ustawy o kierujących pojazdami nie posiada on należytych kompetencji. We wszczętym niejednokrotnie przez siebie postępowaniu nie może więc wchodzić w rolę egzaminatora i oceniać ponownie każdego manewru wykonanego przez zdającego na drodze.
Rodzi to pewną patologię w środowisku egzaminatorów i przez to powstają zachowania niegodne egzaminatora, który z obawy o własną przyszłość ma trudności z podejmowaniem decyzji. Zły to egzaminator, który działając jak zwykle w granicach prawa a naznaczony stoickim spokojem staje się niezdolny do podejmowania niepopularnych decyzji o ocenie negatywnej. Również ten, który powinien zadecydować o przerwaniu egzaminu sili się na kreowanie nierzeczywistego, spokojnego i bezpiecznego czasu w trakcie jazdy egzaminacyjnej, kiedy tak naprawdę realia ruchu drogowego są zupełnie inne. Z drugiej strony egzaminator wielokrotnie często działa na granicy bezpieczeństwa i prawa wręcz po to, aby udowodnić nadzorowi, ze osoba nie potrafiła jeździć. Również i po to, aby inspektor w nadzorze analizując zapis video bez problemu widział, że sytuacja była niebezpieczna.
Na czym polega moje szczęście? Mianowicie na tym, że mocno wierzę w to, że są w kraju ośrodki i ich dyrektorzy którzy rozumieją w jakim celu zostały powołane WORDy i na czym polega praca egzaminatora. Dotyczy to również urzędników nadzorujących pracę egzaminatorów, tak jak w lubuskim (dziękuję Panu Jackowi Grońskiemu), gdzie wzajemna wymiana informacji, wspólnych ustaleń i determinacja w ich wdrożeniu powoduje, że można pracować spokojnie, konsekwentnie, w myśl obowiązujących przepisów, bez zadr, rozbieżnych poglądów, bez kłótni, gdzie każdy rozumie, zna i znajduje właściwe miejsce w szyku. Życzę sobie i innym kolegom i koleżankom, całej braci egzaminatorskiej, abyśmy w takich normalnych warunkach pracowali. Nie ma nic gorszego niż realizowanie zawodowych zadań w atmosferze niezrozumienia i podejrzliwości. To męczy bardziej niż sama praca.
Nadzór (nie)dostrzegany oczami egzaminatorów. Mam w biurze, w szafie dwa grube segregatory pełne wyroków sądów administracyjnych w sprawach o egzaminowaniu. Od czasu do czasu je przeglądam, czytam i analizuję. Pomagają mi w pracy. Uzasadnienia tych wyroków umożliwiają zrozumienie wielu spraw i podjętych decyzji. Jednak mnogość tej wiedzy pozwala z jednej strony na rozwianie wielu wątpliwości, a z drugiej na jej mnożenie. Pozwala również na stawienie pytań. Podstawowe powinno brzmieć następująco; jeżeli egzaminator będzie przeprowadzał egzaminy o niskiej wartości (z naruszeniem prawa), to taki egzaminator może zostać skreślony z listy egzaminatorów prowadzonej przez marszałka. A co, kiedy egzaminator nadzorujący, nadzór marszałka a nawet SKO swoje dociekania i przemyślenia opiera na fałszywych przesłankach, dokonuje błędnych analiz przekręcając niejednokrotnie rzeczywistość bądź ją naginając dla własnych potrzeb? Czy wtedy też egzaminator nadzorujący powinien podać się do dymisji, urzędnik marszałka również a w dalszej kolejności prawnik z SKO?
Takich spraw jest mnóstwo, ale jakkolwiek by się nie działo, egzaminator ma prawo dochodzenie swoich praw i z tego prawa musi nawet korzystać. Najsmutniejsze jest to, że (zazwyczaj długim czasie) nikt mu nie powie „przepraszam” i nie zwróci dobrego imienia. Łatka raz przyklejona będzie na nim ciągle. Szkoda tylko czasu, energii, zdrowia i pieniędzy. A najbardziej honoru, bo to nie jest tak naprawdę do końca, że „psy szczekają a karawana idzie dalej”.
Podsumowanie
Podstawowym zadaniem egzaminatora jest rzetelne i bezstronne wykonywanie swoich obowiązków, przestrzeganie przepisów i dokonywanie oceny kwalifikacji osób przystępujących do egzaminów bez obaw, że organ nadzoru uzna, iż ich ocena i decyzja z tym związana nie była prawidłowa. Inne podejście wypacza sens egzaminowania. Problem ingerowania nadzoru w ocenę egzaminatora znany jest w środowisku od lat i już wyrządził wiele złego. Egzaminator ma przecież instynkt samozachowawczy i słysząc o różnych przypadkach unieważnień egzaminów stara się w mniejszym lub większym stopniu (mniej lub bardziej świadomie) unikać takich sytuacji. Po co mieć problem? Nie tak dawno moja koleżanka poleciła egzaminowanemu zawrócić na pewnym skrzyżowaniu (nawet dwukrotnie). Zadanie to nie zostało wykonanie poprawnie, ba - nie zostało w ogóle wykonane. Ocena została ustalona jako negatywna. Wszystko zgodnie ze sztuką - nadzór jednak stwierdził, że wystąpił w tym przypadku „brak zaistnienia wystarczających przesłanek - formalnych i realnych - do ustalenia negatywnego wyniku egzaminu”. Cóż, gratuluję toku myślenia… Przykładów można mnożyć, każdy w tej materii ma swoją opowieść.
My, egzaminatorzy, nie pracujemy po to, żeby nadzór narzucał nam jak mamy egzaminować. To my spełniamy wysokie wymagania i to my posiadamy uprawnienia. Oczywiście, mamy prawo błądzić, uczyć się i dzięki temu się doskonalić. Sama ocena egzaminatora to często za mało jak pokazuje w/w przypadek. Nierozważnym byłoby kierować tak egzamin, żeby zawsze było zielone światło, polecać zamianę pasa ruchu, gdy na lewym pasie nie ma innych pojazdów, parkować na pustym parkingu, zawracać na „bezkolizyjnym” skrzyżowaniu, itp. Mamy wtedy „święty spokój” z nadzorem, ale czy tak w ogóle spokój ten mamy? Moim zdaniem zdecydowanie NIE i ja na takie rozwiązania się nie piszę a nawet jestem jego zdecydowanym przeciwnikiem.
I na koniec jedna dygresja. Czy opłaca się być egzaminatorem nadzorującym? Przy tej mnogości problemów do rozwiązania zdecydowanie za 1500 złotych brutto się nie opłaca. Nie opłaca się, ale warto, gdyż spokojna praca moich koleżanek i kolegów egzaminatorów nie ma ceny. To oni codziennie decydują jak będzie na polskich drogach.
Roman Uździcki (Zielona Góra)
Ps. Niech egzaminatorzy nadzorujący zejdą z piedestału i zajmą się tym, do czego zostali powołani. Niech poprzez egzaminowanie pokażą jak to się robi (znam wielu takich i pozdrawiam). Uczmy siebie i innych. Wypracujmy rzeczywiste kryteria oceny, które wykuwa się z trudem, po to żeby nie budziły wątpliwości. Instrukcja nie odpowie na wszystkie pytania a wypracowane kryteria są przyjmowane i stosowane przez wszystkich – wiadomo, że są one potrzebne, logiczne i zgodne z prawem. Dajcie przykład działania, że może być normalnie. Jaki przyświeca Wam styl pracy - taki, że wolicie gdy egzaminator Was szanuje, czy gdy się Was boi? Niepokój wzbudzony w sercu egzaminatora nie przełoży się w żaden sposób na poprawę bezpieczeństwa w ruchu drogowym.
Pss. Wśród egzaminatorów nadzorujących (i nie tylko) jest wielu światłych i mądrych osób. Wiem, że potrzeba wielkiej odwagi by wystawić własne myśli na ocenę innych. Zachęcam jednak koleżanki i kolegów o publikowanie własnych przemyśleń, doświadczeń i analiz, bo informacje, które pojawiają się w przestrzeni publicznej są kuriozalne, niebezpieczne i deprecjonujące tę mentalnie „ledwo oddychającą branżę” jaką jest egzaminowanie.
Psss. Dziękuję mojej serdecznej koleżance Annie W. za inspirację do napisania niniejszego artykułu. Czasami wystarczy iskra, by zapłonął ogień…