Dr inż. Sławomir Gołębiowski, w latach 1961-2005 związany z Instytutem Transportu Samochodowego, wieloletni biegły sądowy w zakresie techniki samochodowej wypadków drogowych; rzeczoznawca Stowarzyszenia Rzeczoznawców Techniki Samochodowej i Ruchu Drogowego. Kilka kadencji przewodniczył Głównej Komisji Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego PZM-otu; w latach 1949-1983 nauczyciel akademicki w Politechnice Warszawskiej (kierunek samochodowy). Autor wielu publikacji (fot. J. Michasiewicz)
Trzy czy cztery lata temu w Sejmie i w mediach toczyła się ożywiona dyskusja nad projektem zmiany w Prawie o ruchu drogowym przepisów, odnoszących się do przekraczania przez pieszych jezdni na wyznaczonych przejściach, w miejscach pozbawionych sygnalizacji świetlnej. Zakładanym celem proponowanych zmian miało być - jak pamiętamy - znaczące powiększenie bezpieczeństwa pieszych, przy nałożeniu na kierowców większych obowiązków w czasie dojeżdżania do takich miejsc. O pozytywnych dla pieszych efektach postulowanych zmian szeroko informowały wtedy media, a ogólny „ton” tych informacji pozwalał mniemać, że pieszy na wspomnianych przejściach będzie rzeczywiście bezpieczny, bowiem zmotoryzowani zostają równocześnie surowo, „pod karą”, zobligowani do zatrzymywania się przed przejściem już wtedy, gdy pieszy będzie się do tego przejścia zbliżał. Zmiany ostatecznie - i słusznie - nie weszły jednak w życie, a odnośne przepisy pozostały w dotychczasowym brzmieniu, nakładającym odpowiednie obowiązki tak na kierujących pojazdami, jak i na przechodzących po przejściach pieszych. Media niestety o tym fakcie nie informowały równie intensywnie i donośnie jak poprzednio oraz nie przypominały i nie nagłaśniały stosownych obowiązków, nadal przecież w danym względzie ciążących nie tylko na kierujących pojazdami, ale też i na pieszych. W efekcie daje się zauważyć zaskakujące utrwalenie w pamięci obu tych rodzajów uczestników ruchu drogowego, przedstawionego wyżej „tonu” informacji medialnych: kierujący pojazdami dość często zatrzymują pojazd przed przejściem już wtedy, gdy mogą osądzić, że będący w ich polu widzenia pieszy zbliża się do przejścia - i to jest bardzo dobrze, natomiast piesi - niewątpliwie w mniemaniu, że pojazd musi się zatrzymać - bez sprawdzenia czy mogą bezpiecznie wejść na przejście, na nie wchodzą. Tak postępują nawet kobiety, prowadzące wózek z dzieckiem. I to jest bardzo, ale to bardzo źle! Chociaż można sądzić, że nie jest to zjawisko masowe (nie ma bowiem do takiego osądu danych liczbowych), możliwe skutki w poszczególnych przypadkach są najczęściej tragiczne. Z tego też powodu już od dawna powinny zostać uruchomione stosowne działania informacyjno-propagandowe, przypominające uczestnikom ruchu drogowego, a przede wszystkim pieszym, w tym szczególnie dzieciom, ich rodzicom oraz osobom starszym, podstawowe i obowiązujące ich zasady bezpiecznego korzystania z ulic i dróg. To jest głównie obowiązek Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, która powinna nie tylko zainspirować media do odpowiednich działań, dając im jednoznaczne wskazówki, lecz również sprawdzać wykonanie. Wielu przecież dziennikarzy i w prasie i w telewizji, czy też w radio, często pisze i mówi o wypadkach na polskich drogach, wskazując te czy inne, prawdziwe czy mniej prawdziwe, powody istniejącego stanu rzeczy (skądinąd jednak lepszego niż przed laty) i mogliby również odpowiednimi swymi publikacjami oddziaływać profilaktycznie. Odrębną grupę takich „nieostrożnych”, przechodzących po pasach, stanowią kilkunastoletni i nieco starsi niektórzy młodzieńcy - w sposób celowy i ostentacyjnie, prowokacyjnie przy tym patrząc na kierującego - wchodzą na przejście niemal bezpośrednio przed nadjeżdżającym pojazdem, bo przecież pojazd musi zostać zatrzymany. Takimi pieszymi powinna intensywnie zająć się policja.
* * *
Z kolei trochę o kierujących pojazdami. Niektórzy kierujący samochodami osobowymi - zwykle to osoby młode, korzystające z tzw. wypasionych pojazdów, a niekiedy nawet przedstawicielki płci nadobnej - może przez chęć okazania innym, że mają ważne sprawy na głowie i bardzo im się spieszy, a może też przez niebezpieczną fanfaronadę - jadą niezmiernie blisko pojazdu poprzedzającego i czasem też „migając” światłami, niejako wymuszają na kierującym tym pojazdem zjechanie na prawo i ustąpienie im drogi. Dzieje się tak także, gdy pojazd poprzedzający porusza się z maksymalną dopuszczalną w danym miejscu prędkością i też nawet wtedy, gdy zjechanie na prawo wymaga wjechanie pomiędzy pojazdy rzędem tam jadące. Takie postępowanie jest nie tylko wysoce naganne z powodu łamania zasad społecznego współżycia, ale również sprzeczne z przepisami ruchu drogowego (art. 3 ust. 1 oraz art. 19 ust. 2) i grożące spowodowaniem co najmniej kolizji pojazdów. Podobnie postępują również niektórzy kierujący samochodami ciężarowymi. A wszyscy oni na pewno zapomnieli o rozpowszechnianym nie tak dawno „powiedzonku” zachowaj odstęp. Byłoby wskazane przypominanie o tym stosownym mandatem karnym i punktami za jazdę niezgodną z obowiązującymi przepisami, grożącą wypadkiem.
Innym wykroczeniem, grożącym wypadkiem i niezgodnym z przepisami ruchu (art. 24 ust. 3) jest rozpowszechniające się wyprzedzanie na jednym pasie ruchu po prawej stronie wyprzedzanego i to najczęściej przy zwiększonej prędkości wyprzedzającego - on wie, że to grozi zderzeniem i mimo wszystko chce wykorzystać ustabilizowany ruch lub chwilowy bezruch wyprzedzanego (np. stojącego „pod światłami”). Taki manewr - aczkolwiek fizycznie możliwy, bowiem często prawe pasy na kilkupasowych jezdniach mają szerokość większą niż normatywna - szczególnie prosi o stosowny mandat i punkty, bowiem jest niezmiernie niebezpieczny.
Jeżdżąc wiele po ulicach Warszawy spotykam jeszcze inny, bardzo niebezpieczny, grożący zderzeniem, manewr kierujących, lekceważących przepisy ruchu. Jest to wjeżdżanie „na wcisk” (niektórzy mówią , że „na duś”) pomiędzy jadące pasem ruchu, jeden za drugim samochody. Wykonują ten groźny manewr zarówno kierujący samochodami osobowymi, jak i ciężarowymi, chociaż ci ostatni w tym przodują, szczególnie kierujący tzw. furgonetkami. Obojętnie z prawa czy z lewa wjeżdżają pomiędzy jadące danym pasem pojazdy, bez względu na wielkość odstępu pomiędzy nimi, bez odpowiednio wczesnego sygnalizowania zamiaru zmiany pasa ruchu i bez odczekania na stosowne powiększenie odstępu przez danym pasem jadących. Dzieje się tak najczęściej, gdy zmniejsza się liczba pasów ruchu na jezdni i konieczne jest kolejne, zgodne z dojeżdżaniem do tego rejonu, „ustawienie się” do czynnego pasa ruchu - z reguły informacje o takiej zmianie czynnych pasów ruchu są odpowiednio wczesne - lecz niektórzy z kierujących nie mają zamiaru czekać na „swoją” kolej. Takie postępowanie jest oczywiście sprzeczne i z prawidłami ruchu (art. 3 ust. 1 oraz art. 22 ust. 1, 4 i 5) i z zasadami społecznego współżycia, niewątpliwie też zasługuje na mandat oraz punkty.
Przykładów groźnych manewrów, w wykonaniu kierujących samochodami i motocyklami można przytaczać wiele, część z nich wynika z mimowolnie popełnianych błędów, a część jest błędna w sposób zamierzony (np. jak wyżej przedstawione), wszystkie jednak są - wprawdzie w różnym stopniu - niebezpieczne, bo wypadkogenne. Stąd też w statystykach wypadków drogowych błędne manewry kierujących pojazdami są na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o powodowanie wypadków. Na zwalczaniu tego rodzaju postępowania w ruchu drogowym powinno się położyć główny nacisk w celu istotnego zmniejszenia liczby wypadków i ich skutków, i to przede wszystkim przez stałą obecność oznakowanych, jeżdżących po drogach i ulicach patroli Służby Ruchu Drogowego. Przecież każdy wie, że jeśli w polu widzenia kierujących pojawia się oznakowany policyjny pojazd, wszyscy natychmiast - jak to się mówi - zdejmują nogę z gazu i jadą spokojniej. Stałe „krążenie” w ruchu policji drogowej znakomicie również poprawi płacenie z tytułu nakładanych mandatów, bowiem - jak doniosła prasa - patrole policji drogowej mają w najbliższym czasie zostać wyposażone w portale dla kart płatniczych. Zatem nie tylko będzie bezpieczniej, ale też wreszcie podziała wielokrotnie wskazywana i rzeczywiście efektywna, a nigdy u nas nie zrealizowana reguła : szybkie wykrycie wykroczenia, niezwłoczna jego ocena i natychmiastowe ukaranie.
* * *
W ostatnich paru latach na wielu niewielkich wymiarowo skrzyżowaniach postały tzw. małe ronda, których celem jest przede wszystkim zmuszenie kierujących do istotnego zmniejszenia prędkości jazdy przed wjechaniem i podczas przejeżdżania takiego ronda. I to zadanie te ronda spełniają, ale nie z ich winy powstają tam też groźne sytuacje, często skutkujące - mówiąc popularnie - stłuczkami, ale również i poważnymi wypadkami. Wynika to przede wszystkim z lekceważenia przez kierujących ustawionych znaków drogowych oraz niestosowania się do jednej z reguł bezpiecznej jazdy, która mówi „jedź wyraźnie” , ale także - w jakiejś mierze - z przepisów ruchu drogowego. Przepisy te bowiem, nie odnoszą się w sposób szczególny do przejeżdżania skrzyżowań dróg o ruchu okrężnym i stąd jazda po takich skrzyżowaniach odbywać się musi wg wynikających z przepisów zasad wykonywania koniecznych w danej sytuacji manewrów oraz wg istniejących w danym miejscu znaków drogowych. A tego właśnie niektórzy kierujący pojazdami nie przestrzegają. Ponieważ regułą jest lokowanie przy każdym wlocie na rondo znaków A-7 (ustąp pierwszeństwa przejazdu) i C-12 (ruch okrężny), więc kierujący, znajdując się przy wlocie, powinien być świadom, że zobligowany jest do ustąpienia pierwszeństwa pojazdom już po rondzie jadącym. Małe ronda, ze względu na swoje niewielkie wymiary, nie mają wyznaczonych pasów ruchu i najczęściej kolejne wloty są zwykle blisko siebie i przy dwukierunkowych ulicach są to także wyjazdy z ronda. Od chwili wjechania na rondo pojazd, z zamiarem kierującego jazdy wokół ronda (np. do trzeciego z kolei wlotu-wyjazdu), niemal natychmiast jest przy kolejnym , bądź nawet trzecim z kolei wlocie-wyjeździe i dlatego ustąpienie pierwszeństwa przez zamierzającego wjechać na rondo jest nieodzownym warunkiem zapobieżenia kolizji. Ale - co często się wydarza - bezpośrednio za wjeżdżającym pojazdem (będący przykładem wlot oznaczmy jako”1”) jest kilka pojazdów z takim samym zamiarem, gdy równocześnie, przed kolejnym wlotem-wyjazdem (oznaczmy ten wlot jak „2”), oczekuje na wjazd też kilka, jeden za drugim, pojazdów, zatrzymanych jak nakazuje znak A-7. Pojazdy z wlotu „1”, pierwszy, drugi i trzeci wyjeżdżają z ronda wlotem-wyjazdem „2”, nie sygnalizując jednak kierunkowskazem tego kierunku jazdy w prawo (fot.), bo uważają, że nie mają takiego obowiązku, a nadto ich ruch nie tworzy sytuacji kolizyjnej dla chcących wlotem 2 na rondo wjechać. Z kolei ci, widząc, że bez zagrożenia dla nich, jadący po rondzie z niego zjeżdżają, ruszają na rondo - niestety kolejny pojazd z wlotu „1” jedzie wokół ronda, nie sygnalizując tego lewym kierunkowskazem, gdyż nie ma takiego obowiązku - pasa ruchu przecież nie zmienia. I zderzenie gotowe (fot.), a spowodował je - formalnie biorąc - wjeżdżający z wlotu „2”.
Jest jednak art. 22 prawa o ruchu drogowym, który w ust. 5 nakazuje kierującym, by „zawczasu i wyraźnie sygnalizowali zamiar zmiany kierunku jazdy lub pasa ruchu”, co wystarcza, by zjeżdżający z ronda zawczasu sygnalizowali ten swój zamiar, bowiem oczywiście zmieniają kierunek jazdy. Wielu kierujących tak czyni, jednak nie wszyscy (fot.), gdyż nie ma stosownego, odnoszącego się do rond, jednoznacznego przepisu, a nauczający przepisów nie zawsze zjeżdżanie z ronda uważają za zmianę kierunku jazdy (szczególnie, gdy zjazd-wylot z ronda jest styczny do wysepki centralnej).
(-) Sławomir Gołębiowski