Monitorowanie pracowników i używanie kamer do kontrolowania miejsc publicznych nie jest wystarczająco uregulowane przepisami – informuje “Rzeczpospolita”. Mija właśnie dziesięć lat od wejścia w życie ustawy o ochronie danych osobowych. Nadal brakuje jednak dokładnych regulacji monitoringu kamerami wideo na ulicy, w banku, w firmie. – Uważam, że dla rozwiązania problemów z monitoringiem powinna powstać odrębna ustawa – mówi Michał Serzycki, generalny inspektor ochrony danych osobowych. – Chodzi głównie o monitoring obrazu, a nie dźwięku. Uważam bowiem, że zgodnie z konstytucją nagrywanie dźwięku to zbytnia ingerencja w prywatność. GIODO nie przygotował jeszcze stosownego projektu ustawy. Przepisów o monitoringu nie ma też w opracowanej w Kancelarii Prezydenta noweli ustawy o ochronie danych osobowych. Michał Serzycki podkreśla, że widziałby w takiej specjalnej ustawie zakaz monitoringu w przebieralniach, na basenach, w toaletach. Potrzeba też uregulowania np. prawa wglądu do zbioru danych (nagrań z monitoringu).
Opinia Gyula Veszelei, szef słowackiego Biura Ochrony Danych Osobowych: Na Słowacji nie ma oddzielnej ustawy o monitoringu. Odpowiednie przepisy od 2002 r. znajdują się w ustawie o ochronie danych osobowych. Dotyczy to monitoringu miejsc publicznych, którego celem jest utrzymanie porządku i bezpieczeństwa. Teren monitorowany musi być dokładnie oznaczony (pilnujemy, by tego wymogu przestrzegano): umieszcza się napisy ostrzegawcze i piktogram kamery. Systemy monitoringu są też odpowiednio zabezpieczone. Uprawnienia do instalowania kamer bez ostrzeżeń mogą jednak uzyskać np. banki. Zapisy wideo, których nie wykorzystuje się w postępowaniu karnym, są usuwane po siedmiu dniach od nagrania. Monitorowanie terenów prywatnych (np. fabryk) jest uregulowane w oddzielnych przepisach, np. prawie pracy. Jest jednak zakaz monitorowania m.in. przebieralni, toalet. Za naruszenie przepisów o monitoringu można otrzymać nawet karę finansową.