Legislacja

Za wypadek „elki” odpowiada instruktor, nie kursantka (2)

23 maja 2010

Kursantka, która spowodowała wypadek w czasie nauki jazdy, została uniewinniona. Jak informowaliśmy Państwa taki wyrok ogłosił Sąd Okręgowy w Lublinie, po apelacji od wyroku Sądu Rejonowego w Radzyniu Podlaskim Mirosławy D., którą skazano na półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata i trzy tysiące grzywny. Sędzia Arkadiusz Śmiech w sentencji wyroku stwierdził: to instruktor ponosi wyłączną odpowiedzialność za zaistnienie tego zdarzenia. Sędzia podkreślił, że Mirosława D. była "współprowadzącą pojazd w sposób zależny", bo możliwość jazdy kursanta samochodem po drodze "warunkuje obecność instruktora, bądź egzaminatora". "Instruktor jest współprowadzącym łącznie z kursantem, ale to on decyduje o sposobie jazdy, o parametrach tej jazdy, odległościach, wykonywanych manewrach, o prędkości, z jaką należy się poruszać" - powiedział. Według sądu okręgowego, kursantka nie miała możliwości przewidzenia tego, że narusza reguły ostrożności, nie miała też możliwości ocenienia, czy prędkość samochodu była niebezpieczna. Jak zaznaczył sędzia, do zaistnienie wypadku przyczyniły się m.in. głębokie koleiny na drodze, warunki pogodowe (padał śnieg), a także to, że samochód nauki jazdy nie miał założonych zimowych opon. Jednak te wszystkie okoliczności powinien wziąć pod uwagę instruktor, aby określić bezpieczną prędkość jazdy samochodu w czasie lekcji. A oto Państwa komentarze:

Krzysztof G. Zapraszam Panie Sędzio do auta przy prędkości 90 km/h w ciągu 1 sekundy przejeżdża się 25 m. Co można zrobić w tym czasie kiedy droga dopuszczona do ruchu ma 8 m. Według mnie i 26-letniego doświadczenia jako instruktor, wyrok powinien być taki jako opisany w tym artykule, z jedną różnicą. Kursant winien i zaniechać ukarania go. Zaznaczam w tym przypadku. Kursant musi mieć świadomość odpowiedzialności na drodze.

Jan K.: Panie Krzysztofie. Według mnie wyrok jest prawidłowy. Po to jest instruktor, żeby nie dopuścił do powstania niebezpiecznej sytuacji na drodze. Instruktor musi umieć przewidzieć skutki postępowania kursanta co najmniej "dwa kroki naprzód". Instruktor musi znać możliwości i umiejętności kierowania pojazdem przez kursanta. Po to szkoli go od początku. Jeżeli kursant, w ocenie instruktora, nie daje sobie rady z jazdą na ruchliwych ulicach, to szkolić go w pierwszej fazie tam, gdzie ruch jest mniejszy. Jeżeli nie panuje nad pojazdem, to nie pozwolić mu jechać zbyt szybko. O tym wszystkim decyduje instruktor, itd., itd. Kursant jest kursantem i nie jest w stanie przewidzieć skutków swojego zachowania na drodze. Instruktor musi umieć je przewidzieć. Niestety te wszystkie dywagacje nie przywrócą życia. Jeżeli jednak przyczynią się w przyszłości do uratowania życia choć jednej osobie - to dywagacje są tego warte. Pozdrawiam.

h.m.: To dlaczego podczas egzaminu na prawo jazdy, gdy wystąpiła kolizja winna była osoba?? Porównaj WORD Katowice /Oddział Jastrzębie; WORD Katowice /O. Rybnik, Tychy... PO PROSTU RĘKA RĘKĘ MYJE!!! Sprawy zakończono w postępowaniu mandatowym!!!

BR: Ok, jadę z pięćdziesięcioparoletnią kursantką poza obszar zabudowany, pani ma wyjeżdżone ponad 50 godzin, warunki są bardzo dobre i nagle, przy prędkości ok. 80 km/h i zmiany biegów na piątkę zamiast sprzęgła wciska do oporu hamulec, nie odpuszczając go mimo mojej, dość dobitnej, reakcji. Zdążyłem ją nieco ściągnąć na pobocze (dobrze, że było i że był ABS...), kierujący za nami miał refleks i dobre hamulce, nie mniej jednak sytuacja była skrajnie niebezpieczna i, wg mnie, mimo wszystko nie do przewidzenia (od kilkunastu jazd takie przygody pani już się nie zdarzały). Nie mając kilkudziesięciu lat doświadczenia w szkoleniu i umiejętności jasnowidzenia pewnie jeszcze nie raz kursanci mnie zaskoczą, ale jak, wg sądu, miałbym zareagować na taki manewr? Walnąć kobicie, żeby zwiotczała? Są sytuacje, na które nie ma rady i uważam, że nieuprawnione jest twierdzenie, iż instruktor może zareagować na wszystkie manewry kursanta - może i powinien, ale nie zawsze ma taką możliwość...