Roman Uździcki, egzaminator, pedagog, nauczyciel akademicki po raz kolejny dzieli się ze swoimi obserwacjami - jak pisze - otoczenia bliższego i dalszego. To niezwykle trafne oceny dotyczące egzaminatorów, dyrektorów wojewódzkich ośrodków ruchu drogowego, pracowników resortu infrastruktury itd., a na końcu nasz Autor zawsze widzi bezpieczeństwo ruchu drogowego. Redakcja
***
„Gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz”
(Grzegorz Markowski, Perfekt - „Niepokonani”)
Obserwując otoczenie bliższe i dalsze,
jeszcze jeden (ponowny) głos w sprawie tego, co nas otacza
Nie tak dawny czas był ciężkim czasem dla egzaminatorów chociaż dość charakterystycznym w swoich oczekiwaniach. Przez pryzmat ważności zadań, misji wyższych celów przebijał się pryzmat - kasa, kasa, kasa. I nie ma w tym nic złego, bo przyszedł i na to czas, gdyby nie to, że chodziło nam zawsze o coś innego - o bezpieczeństwo na drodze, i nadal nam o to przede wszystkim chodzi. Ale jeżeli egzaminator czuje się niepewnie, niestabilnie i niebezpiecznie, to kto może się takim czuć? Zapotrzebowanie na poczucie bezpieczeństwa jest niezmierzone i nieograniczone.
Prawie każdy z nas otrzymał już pierwszą tak wyczekiwaną „nową” pensję, już wie ile będzie zarabiał i… nikt nie jest zadowolony. Chociaż niejeden kij ma (jak zwykle) dwa końce, to ten ma nawet trzy...
Koniec pierwszy - Ministerstwo ds. transportu
Mam ogromny szacunek do ministerstwa, że w latach 90-tych potrafiło wznieść się na wyżyny i „ogarnąć” temat uprawnień uzyskiwanych przez kierujących i uzyskiwania uprawnień przez egzaminatorów. To był trudny czas dla wszystkich. Dla kierujących, dla egzaminatorów, dla nadzoru, dla samego ministerstwa. Dziękuję za wejście na wyższy poziom. Dziękuję, że rozpocząłem swoją pracę jako egzaminator w momencie, gdy nie musiałem jeździć po „LOKach””, PZMotach” lub innych OSK. Wtedy, i do tej pory cenie stałość, oczywistość, transparentność i prostotę. Najprościej (i najtaniej) i najbardziej uczciwie wymyśleć było WORD (na wzór niemieckich organizacji DEKRA i TÜV). Pamiętam jak dziś twarze tej przemiany - Folga, Soboń, Witkowski, Strobel (i zapewne inni pracownicy ministerstwa). Tych twarzy było oczywiście więcej. To była klasa sama w sobie.Ministerstwo dzisiaj według mnie zadziałało jak operator… operator spychacza. Podstawowe problemy, które dotyczą tak wielu ministerstwo skutecznie postarało się zepchnąć na innych - na samorząd, na marszałka województwa - przynajmniej jeżeli chodzi o ustalenie stawek za egzaminy i w ślad za tym za wynagrodzenia dla egzaminatorów.
Z tego co jest mi wiadome, wszyscy marszałkowie z zadowoleniem przyjęli uchwały, żeby przyjąć maksymalne stawki za egzaminy (m.in. 50 zł teoria, 200 zł kat. B). Wszyscy bodajże oprócz łódzkiego - nie ma to większego znaczenia – zawsze ktoś musi być inny… Bardziej interesuje mnie problem poróżnień wynagrodzeń wśród egzaminatorów (w każdym województwie jest inaczej) i tym samym skierowanie oczu na różnorodność nas samych. I piszę to świadomie - nie różnicowanie, ale poróżnienie. Zawsze czułem się wyjątkowo - osoba o określonym wykształceniu, właściwie przeszkolona, która zadała egzamin przed komisją powołaną przez Ministra, jestem kimś, jestem ważny, na rynku pracy jestem społecznie pożądany, jestem funkcjonariuszem publicznym (a raczej podlegam takiej ochronie). Jestem, kimś!
A teraz? Dzisiaj? Kim jestem? Nie wiem. Moje ukochane, ulubione i jedyne ministerstwo mnie opuściło. Powiedziało mi - nie będę ustalało Ci pensji, nie potrzebuję i nie czuję potrzeby (nawet po kilkunastu czy kilkudziesięciu latach pracy) właściwie Cię wynagradzać za Twoją uczciwą pracę. To tak, jakby powiedziało, że nie interesuje mnie Twoja praca, nie interesuje mnie co i jak robisz. Nie interesuje mnie tym samym szeroko pojęte bezpieczeństwo na drodze, chociaż to Ty egzaminatorze jesteś jego nieodzownym i bardzo istotnym składnikiem. Chcę mieć spokój.
Dołożyłem wszelkich starań, mam wyższe wykształcenie techniczne samochodowe, mam uprawnienia diagnosty, rzeczoznawcy, biegłego sądowego w zakresie techniki samochodowej i ruchu drogowego, instruktora nauki jazdy na wszystkie kategorie prawa jazdy, instruktora techniki jazdy na wszystkie kategorie prawa jazdy, egzaminatora z ponad 25 letnim stażem na wszystkie kategorie prawa jazdy, mam więcej niż wyższe wykształcenie…, ale jako egzaminator osób ubiegających się o uprawnienia do kierowania pojazdami czuję się zasmucony, zawiedziony a nawet oszukany. Oszukany przez tę jedną, jedyną decyzję „mojego” ministerstwa. Czuję się tak jakbym w szkole powtarzał klasę po raz drugi. Zupełnie nie zawiniłem tej sytuacji…
Decyzja o „zepchnięciu” problemów związanych z wynagrodzeniem była majstersztykiem. Ale niestety tylko politycznym. Produktem ubocznym tej decyzji jest to, że egzaminatorzy w tej chwili jawią mi się jako wyciszone, ale przyczajone lwy. Wystarczy iskra zapalna i będzie płonąć… To tylko kwestia czasu.
Koniec drugi - Dyrektorzy WORD
Każdy z nas, który osiągnął określony zawodowo wiek miał „swoich panów” (świadomie piszę to z małej litery). Dyrektor WORDu w mojej ocenie to prawdziwy wizjoner i menager. Nie musi się znać na egzaminowaniu - ma od tego nas - egzaminatorów. Ma mieć przede wszystkim kompetencje interpersonalne. Ma umieć gasić pożary a nie je wzniecać. WORD to samograj, prawdziwa orkiestra, która gra nawet bez dyrygenta. Schemat jest prosty - przychodzą osoby, które wpłacają pieniądze a konto usługi, która ma być wykonana i jeszcze proszą, żeby spożytkować ich pieniądze jak najszybciej. Idealna sytuacja. Prawie o nic nie trzeba się starać. Ale prawie robi dużą różnicę…
W obecnych czasach niełatwo być dyrektorem, ale łatwo być dyrektorem kiedy się myśli (nawet tak ogólnie), kiedy jak prawdziwy gospodarz dba się o wszystkich, ale przede wszystkim o tych, którzy „przynoszą dla WORDu” pieniądze - przede wszystkich o egzaminatorów. Każdy z dyrektorów ma swój cel, każdy ma plan - ale co zrobić z osobami-derektorami (ortografia poprawna), które twierdzą, że chcą dobrze, ale im nie wyszło? Że zmotywowani przez złych podpowiadaczy podejmują „dziwne” decyzje? Kto wie - może się nie nadają, może gdyby mieli honor, to sami by odeszli, dla dobra firmy, dla dobra wszystkich, dla wartości pozwalających egzaminatorom dobrze pracować, dla bezpieczeństwa w ruchu drogowym? A może odpowiedzieć słowami znanego satyryka Jana Pietrzaka transponując jego żart, że idealnym dyrektorem byłby ten który twierdziłby, że nie chciał dobrze, i też mu nie wyszło?
Dyrektor to serce WORDu. W tym gronie jest bardzo wielu wartościowych ludzi, ale jest też wielu, którzy nie powinni się znaleźć w tym doborowym towarzystwie. Są to ludzie, którzy swoimi myślami, opętani jakąś chorą ideą, swoim działaniem mogą tylko zepsuć a co najmniej spsocić. Od początku swojej „kariery” stoją na równi pochyłej, tłuką głową w mur zdziwieni, że mur stoi a ich głowa boli. I to też źle rokuje dla WORDu, a w ślad za tym dla bezpieczeństwa ruchu drogowego. Egzaminatorzy to widzą, są zaniepokojeni tą sytuacją i są z tego powodu nawet sfrustrowani. Widzą też przerost administracji, obsługi i zatrudnienie dziwnych, nic sobą nie wnoszących sobą osób. Widzą dokładnie wszystkich tych darmozjadów, których muszą niejako nakarmić - nie widząc przy tym żadnej wartości dodanej. Wyrażają często swoją dezaprobatę i niezgodę na coś takiego m.in. zadając proste pytanie - jak to możliwe? Jak to jak? Ano tak, możliwe! Wszyscy o tym wiedzą a tak mało się o tym mówi. Dlaczego tak się dzieje? Nie zadawajmy takich pytań - przecież zawsze mówiono, że ryba psuje się od głowy.
Jest wielu myślicieli, którzy się wymądrzają i uznają, że znają się na egzaminowaniu… Proszę i zapraszam - zróbcie uprawnienia i chodźcie na plac.
Koniec trzeci - Egzaminatorzy
Na końcu łańcucha pokarmowego jest egzaminator. Jest takie przysłowie „czemuś głupiś, boś biedny, czemuś biedny, boś głupi”.
Znany mi i lubiany przeze mnie (i nie tylko przeze mnie) Roman Szweda (były Sekretarz Komisji Weryfikacyjnej) zwykł mawiać „Egzaminator tak naprawdę ma trzy problemy - po 1°- jak zdążyć do pracy na 7.00, po 2°- jak i co robić, żeby wyjść z pracy o 15.00, po 3°- jak zachować się i co zrobić, żeby nie dać du... w tak zwanym międzyczasie”. Ja też to powtarzam moim egzaminatorom. To stara nauka, ale bardzo aktualna.
Tutaj również nie jest dobrze. Wśród nas jest też wielu, którzy nie potrafią się odnaleźć a słowo profesjonalizm, uczciwość, etyka mają za nic. Liczy się tylko tu i teraz. Przez pryzmat „świętego spokoju” układają „swój” plan trasy egzaminacyjnej a przy okazji są aroganccy, niemili, niesympatyczni. Mają przy tym „swoje” mocno zawężone kryteria oceny i tylko czasami łaskawie pozwolą komuś zdać. Myślę, że w życiu im nie wyszło i nawet się nie starają, żeby wyszło im chociaż w WORDzie. Uważają przy tym, że są wielcy, niezastąpieni, że są indywidualistami, myślicielami, badaczami prawa dosłownie czytanego - bez żadnej refleksji, bez przemyśleń, bez mózgu. Ot tak, żeby to przede wszystkim mi było wygodnie. Wielokrotnie mentalny biedak, ale Pan! I wtedy zadaję pytanie czy ty gościu w mojej profesji (bo nie inaczej) nie zarabiasz za dużo? A może gdzieś być sobie już poszedł? Tylko przeszkadzasz…
Jeżeli ktoś z egzaminatorów ciągle balansuje pomiędzy bliskością, życzliwością a obiektywizmem, to takich egzaminatorów cenię i zawsze im rękę podam.
Na szczęście tych „czarnych owiec” jest niewiele, chociaż w każdym WORDzie znajdzie się ktoś taki (może nawet dwóch czy trzech). Stanowią oni swoisty koloryt dla regionu. Wszyscy ich znają, ale mało kto ich szanuje. Natomiast na szacunek (zarówno wśród zdających, instruktorów, wśród kolegów egzaminatorów i nawet swojego dyrektora) trzeba zapracować. To są długie lata wytężonej pracy. Trzeba być uczciwym i porządnym. Warto, a nawet trzeba oddzielić to co prywatne od zawodowego. Nie wolno przynosić do pracy problemów z domu i też nie wolno żyć problemami zawodowymi poza miejscem pracy. Spokojna głowa egzaminatora nie ma ceny.
Na tym polu rodzi się wiele pytań.
Jak pracować za niemalże średnią krajową przy tak wysoko ustawionej poprzeczce dotyczącej spełnienia wymagań by być egzaminatorem - aby być egzaminatorem, z którym nikt się nie liczy, bo żeby żyć godnie musi zarabiać po godzinach... a i tak naprawdę i tego nie może bez zgody swojego dyrektora? Jak pogodzić niespójność przepisów i przerywać egzaminy czy ich nie przerywać, kiedy to nie zagraża w sposób bezpośrednio uczestnikom ruchu drogowego? Jak nie przerwę to znaczy, że coś z tego miałem, a jak przerwę to być może skreślą mnie z ewidencji prowadzonej przez marszałka? Jak już nacisnę hamulec i się trochę pośpieszę, to jak „z honorem” i bezpiecznie się z tego wycofać? Jak obronić się przed często wojowniczym i apodyktycznym dyrektorem, który nie potrafi zrozumieć, że nie ma on nic do egzaminowania a stanowi jedynie tło (jest organizatorem) tego procesu? Ważnym, ale jednak z boku. Jak go przekonać, żeby zrozumiał, że czasami jego decyzje wyglądają tak, jakby sypanie piachem w tryby dobrze naoliwionej i sprawnie pracującej maszyny? Jak zmienić w tej sytuacji toczący się rak, jak przeciwdziałać zjawisku „tumiwisizmu”, jak zmotywować, jak zachęcić egzaminatorów, żeby się chciało, żeby się chociaż chciało chcieć? A gdzie idea poczucia spełniania misji, gdzie wiara, że to co się robi ma sens, gdzie rekompensata za trud, za tę codziennie utraconą energię, gdzie możliwość złapania oddechu, odpoczynku, możliwości naładowania akumulatorów, gdzie wieczne dylematy nigdy nie rozwiązane przez nikogo, gdzie walka z zaspaniem, zasapaniem, znudzeniem i wypaleniem zawodowym, gdzie spokój i bezpieczeństwo, tak upragnione przez kierowców, instruktorów, egzaminatorów, przez wszystkich?
Panie Ministrze, Dyrektorzy WORDów, Egzaminatorzy - skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? I ciągle aktualne jest pytanie - kto jest przewodnikiem stada, a kto tylko poganiaczem bydła?
Roman Uździcki