Zabawki wyjechały na drogi. Rolki, wrotki, hulajnogi, deskorolki, longboard’y, hooverboard’y, segway’e i inne urządzenia, których nawet nie umiem poprawnie nazwać, stały się bardzo powszechne. Coś, co jeszcze nie tak dawno było super prezentem z okazji Pierwszej Komunii Świętej lub urodzin, dziś jest bardzo popularnym... no właśnie - czym jest?
Powstaje pytanie jak należy traktować tego typu urządzenia. Opinii jest bardzo wiele, nierzadko bardzo skrajnych. Od traktowania ich użytkowników jako pieszych, określania ich mianem pojazdów typu rower lub motorower, po stwierdzenia, że tego typu zabawki w ogóle nie powinny poruszać się po drogach. Nawet po chodnikach jako częściach tych dróg.
Osobiście uważam, że w obecnym stanie prawnym – niestety bardzo ubogim i niejednoznacznym – należy traktować osoby korzystające z takich „urządzeń rekreacyjnych” jako pieszych. Ze wszystkimi prawami i obowiązkami. Jednak pieszych dość specyficznych, ponieważ poruszających się z dużo większą prędkością niż pozostali. Już sam ten fakt zobowiązuje użytkowników deskorolek i hulajnóg itp. do przedsięwzięcia niezbędnych środków ostrożności. Tu nie potrzeba żadnych specjalnych przepisów. Tu wystarczy elementarny zdrowy rozsądek. Parę miesięcy temu zostałem zapytany na łamach Tygodnika PRAWO DROGOWE@NEWS gdzie może poruszać się osoba na elektrycznej deskorolce z prędkością 40 km/h. Odpowiedź mogła być tylko jedna – nie po drogach publicznych! Jest to bowiem ogólnodostępna przestrzeń do wspólnego wykorzystywania, a nie do szaleństw na desce z doczepionymi kółkami. Od tego są odpowiednie parki lub zamknięte place.
Moim zdaniem błędem jest próba „podciągania” takich urządzeń pod definicję pojazdu, roweru lub motoroweru. Tylko z pozoru można odnieść wrażenie, iż np. elektryczna hulajnoga spełnia wymagania określone w art. 2 ustawy – Prawo o ruchu drogowym (PoRD). Nie wolno jednak zapominać o konieczności dopuszczenia ich do ruchu, o warunkach technicznych jakie powinny spełniać określone pojazdy i w co powinny być wyposażone. Zdaję sobie sprawę, że w obecnym stanie prawnym nie dojdziemy w tej kwestii do porozumienia. Każdy z nas będzie miał swoją „rację” i będzie jej bronił. Dlatego niezbędna jest nowelizacja obowiązujących przepisów.
W 2016 roku powstał projekt zmiany ustawy PoRD definiujący UTO (urządzenie transportu osobistego). Nie będzie to pojazd. Niestety projekt ten w mojej ocenie został przygotowany nie najlepiej. Określa użytkownika UTO jako pieszego, daje mu możliwość korzystania z drogi dla rowerów lub chodnika (pod warunkiem dostosowania prędkości do innych „zwykłych” pieszych) jednak nie uwzględnia kilku, bardzo ważnych z punktu widzenia bezpieczeństwa aspektów.
1) Proponowałbym jednak oddzielić zabawki typu rolki, wrotki i deskorolki (wszystko to, co nie ma silnika), od urządzeń wyposażonych w jakąś jednostkę napędową. Czyli niejako wyłączyć je z omawianej i proponowanej przez ustawodawcę definicji. Najbardziej sensowne wydaje mi się pozostawienie osoby właśnie na rolkach, wrotkach i deskorolkach w charakterze zwykłego pieszego uczestnika ruchu z obowiązkiem jazdy po chodniku i odpowiedniego dostosowania prędkości do natężenia ruchu pieszych. W drugiej grupie umieściłbym elektryczne hulajnogi, segway’e, hooverboard’y itp. słowem wszystko to, co ma silnik elektryczny. To właśnie te urządzenia mogłyby mieścić się w definicji UTO. Wtedy użytkownik musiałby korzystać tylko z drogi dla rowerów lub w przypadku jej braku również z chodnika pod określonymi rygorystycznymi warunkami.
2) Wymóg trzeźwości podczas korzystania z UTO. Skoro jest/będzie to pieszy, to może poruszać się hulajnogą 25 km/h pod wpływem alkoholu? Nie znalazłem w projekcie ustawy punktu, który by tego wyraźnie zabraniał. Podczas jazdy rowerem nikt nie może być pod wpływem alkoholu. Dlaczego nie określić tego wymagania również dla UTO?
3) Wymagane odpowiednie oświetlenie użytkownika lub też samego urządzenia podczas poruszania się w czasie od zmierzchu do świtu. Rowerzysta musi mieć lampkę z przodu i lampkę z tyłu (w największym skrócie) Proszę sobie wyobrazić osobę na hulajnodze bez żadnych świateł, prędkość 25 km/h (albo i więcej), w nocy. Przecież kierując samochodem mimo szczerych chęci mogę jej po prostu nie zauważyć. Taki zapis powinien się pojawić w przyszłych regulacjach.
4) Myślę, że powinno się wyraźnie zaznaczyć zakaz korzystania z UTO podczas poruszania się po przejściach dla pieszych. Podobnie jak w przypadku rowerzystów. Są to po prostu zbyt newralgiczne miejsca z punktu widzenia bezpieczeństwa ruchu drogowego. Czy „piesi na kółkach” będą mogli korzystać z przejazdów dla rowerów? I jakie prawa oraz OBOWIĄZKI będą w związku z tym mieli?
To oczywiście tylko kilka moich spostrzeżeń i pytań. Mam nadzieję, że nigdy ustawodawca nie dopuści możliwości poruszania się UTO po jezdni. Wystarczy już, że rowerzyści, niejednokrotnie czując się bezkarni, traktują tę część drogi jak swoje prywatne podwórko. Osobiście nie mam nic przeciwko hulajnogom, rolkom, deskorolkom itp. na pustych chodnikach poruszających się nawet z prędkościami 25-30 km/h. Uważam jednak, że odpowiedzialny użytkownik widząc innych pieszych będzie zawsze tę prędkość odpowiednio zmniejszał, aby mógł wszystko zauważyć i aby mógł zostać zauważony. Do czasu wprowadzenia stosownych regulacji tylko tak musimy postępować.
Już tak tytułem końca jeszcze jedno moje spojrzenie na ten temat, ale już z perspektywy ojca 2,5 letniego Synka. Spacerujemy sobie po chodniku. Oczywiście swoje rodzicielskie radary mam ustawione na najwyższą czułość. Staram się zawsze przewidzieć wszystkie zagrożenia mogące czyhać na moje dziecko. Również te zagrożenia, które Synek sam powodowany dziecinną ciekawością może na siebie sprowadzić. Jeżeli jednak zostanie On potrącony przez biegnącą osobę, która porusza się zbyt szybko do warunków na chodniku, będę miał do niej uzasadnione pretensje. Podobnie będzie z pieszym na hulajnodze, który z powodu nonszalancji, braku odpowiedzialności lub po prostu czystej głupoty nie dostosuje prędkości i zrani mojego Synka. W imię zasady, że ten kto porusza się szybciej niż reszta, niż ogólnie przyjęte zasady i normy społeczne, powinien się czuć odpowiedzialny za ewentualne wypadki. Jaka to wtedy będzie różnica dla poszkodowanego, czy hulajnoga to pojazd, rower, motorower czy urządzenie?
Czy musimy mieć specjalne przepisy, aby po prostu myśleć i przewidywać? Czy naprawdę takie fundamentalne i oczywiste kwestie trzeba zamykać w regulacje prawne, aby to zrozumieć? Jest przecież art. 3 Ustawy PoRD: Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze są obowiązani zachować ostrożność albo, gdy ustawa tego wymaga - szczególną ostrożność, unikać wszelkiego działania, które mogłoby spowodować zagrożenie bezpieczeństwa lub porządku ruchu drogowego, ruch ten utrudnić albo w związku z ruchem zakłócić spokój lub porządek publiczny oraz narazić kogokolwiek na szkodę. Przez działanie rozumie się również zaniechanie. Ale czy wszyscy o nim pamiętamy?
Tomasz Barnaś (Kraków)