Bydgoska “Gazeta Wyborcza” opisuje praktyki stosowane przez “kierowców-naciągaczy, którzy parkują “na inwalidę””. Według wiedzy dziennika, aż stu bydgoszczan miesięcznie zgłasza się do ratusza po kartę inwalidy. Posiadacze właśnie tej karty stawiają samochód bezpłatnie w dowolnie wybranych miejscach. Pojazdy z plakietkami należą często do przedstawicieli handlowych czy właścicieli sklepów. Nie są niepełnosprawni. Kartę wyrabiają, żeby nie płacić za codzienne parkowanie pod swoim domem, sklepem czy zakładem (miesięczny abonament kosztuje 75 zł). Dzięki niej mogą również zostawiać auta na kopertach dla inwalidów pod urzędami czy marketami i bez żadnych konsekwencji lekceważyć wiele znaków drogowych - np. zakaz postoju – przeczytaliśmy.
Kto może wyrobić taką kartę? Ten, kto ma w gronie swoich najbliższych osobę nawet z lekkim stopniem niepełnosprawności ruchowej. Wystarczy, że opiekun (nie jest wymagana obecność osoby niepełnosprawnej) takiej osoby uda się (zaopatrzony w wymagane dokumenty) do właściwego wydziału komunikacji. Karta dotyczy czasu przewozu osoby niepełnosprawnej. W rzeczywistości nikt tej okresowości nie sprawdza. - Jeśli plakietka jest umieszczona w widocznym miejscu za szybą samochodu, strażnicy miejscy nie zajmują się jej weryfikacją - przyznaje Arkadiusz Bereszyński, rzecznik strażników miejskich. - Nie mają czasu, by czekać, aż kierowca wróci do pojazdu, i sprawdzić, czy rzeczywiście odwiózł właśnie kogoś na rehabilitację. Gazeta komentuje: tymczasem liczba naciągaczy rośnie. - Problem zaczął się w 2003 r., kiedy rada miasta uchwaliła, że parkowanie dla inwalidów wszędzie będzie za darmo. Teraz zaczyna przybierać kolosalne rozmiary - mówi Waldemar Winter, wicedyrektor wydziału uprawnień komunikacyjnych ratusza, który przyznaje plakietki. - Wydaliśmy już prawie 8 tys. kart. W 2008 r. o 300 więcej niż rok wcześniej, a od stycznia tego roku - prawie 400. Obecnie wydajemy ich około 100 miesięcznie, a to dopiero początek roku. Za chwilę okaże się, że całe 1,5 tys. miejsc postojowych w centrum Bydgoszczy zajmują niepełnosprawni.
Chciałby pan zaostrzyć przepisy? - zapytała dziennikarka osobę niepełnosprawną. - Innego wyjścia na razie nie widzę. Teraz plakietki mogą dostać również osoby, które mają np. niedowład dłoni czy jakiś inny lekki stopień niepełnosprawności. A mogą normalnie chodzić. Miejsc parkingowych dla niepełnosprawnych jest na tyle mało, że nadużywanie tego przywileju sprawia poważny kłopot naprawdę potrzebującym. Obawiam się jednak, że to długa droga, bo trzeba by również zmienić ustawę. Poza tym wielu niepełnosprawnych w stopniu lekkim może ten pomysł oburzyć, bo przyzwyczaili się do udogodnień.
Zasady w przyznawaniu kart dla inwalidów zmienić może Ministerstwo Infrastruktury. - W takiej sytuacji zweryfikowanie zapisów ustawy może być konieczne - powiedział Mikołaj Karpiński, rzecznik resortu. - Podejmiemy ten temat, najpierw jednak zasięgniemy informacji również z innych stron Polski.
Pomysł zaostrzenia przepisów też pewnie byłby skuteczny. Jednak każda próba rozwiązania tego problemu wymaga współpracy pomiędzy wieloma instytucjami: ratuszem, zarządem dróg, strażą miejską, ministerstwem i jeszcze samymi niepełnosprawnymi. A o taką współpracę, jak widać, trudno i stąd w ogóle narodził się ten problem. Mam jednak nadzieję, że inne miasta dołączą do Bydgoszczy i zgłoszą potrzebę reformy w ministerstwie. Ustalone dwanaście lat temu przepisy straciły widać aktualność, skoro ludzie ich masowo bezkarnie nadużywają – skomentowała problem Emilia Iwanciw z bydgoskiego oddziału “Gazety Wyborczej”.