Rozmowy

Roman Uździcki. Jestem zasmucony, a wręcz przerażony… czyli głos w sprawie tragedii w Szaflarach

30 września 2024

Roman Uździcki. Jestem zasmucony, a wręcz przerażony… czyli głos w sprawie tragedii w Szaflarach
Roman Uździcki - egzaminator nadzorujący, WORD Zielona Góra, pedagog, nauczyciel akademicki (fot. ze zbiorów prywatnych)

Jestem zasmucony, a wręcz przerażony… czyli jeszcze jeden głos w sprawie tragedii w Szaflarach

Historia medycyny nie zna takiego przypadku, ale życie ludzkie jest wartością nadrzędną

(Prof. Jerzy Dobraniecki - „Znachor” - Tadeusz Dołęga-Mostowicz)

Muszę przyznać, że z dużym zaciekawieniem oczekiwałem na DYSKUSJĘ PRZY RATUSZOWEJ w ostatni czwartek o godzinie 11.00, 26 września 2024 roku. Byłem wtedy na urlopie, a ponieważ temat był niezwykły, słuchałem i starałem się nie uronić ani słowa. Miałem też pewną nadzieję związaną z tą rozmową, ale po raz kolejny potwierdziła się stara prawda, że „nadzieja umiera ostatni”.

Krótka analiza zdarzenia - analiza sprzeczności. Przechodzi mi dreszcz po plecach kiedy słyszę „nie widziałem, nie słyszałem… To tak jak w kabarecie Olgi Lipińskiej : ”Nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem…”. Ale w ogóle nie jest śmiesznie… jest wręcz tragicznie.

Kiedy usłyszałem, że linią obrony Pana Edwarda jest brak zatwierdzonej organizacji ruchu na przejeździe kolejowym, że maszynista po raz drugi użył sygnału dźwiękowego, jak zobaczył, że pojazd wjeżdża na przejazd kolejowy, że nie widział jak nadjeżdżał pociąg, nie słyszał sygnałów dźwiękowych, nie mógł odpiąć pasów bezpieczeństwa, na 4 sekundy przed zderzeniem wydał polecenie opuszczenia pojazdu…. To włos mi się jeży (a jestem łysy)…

Panie Edwardzie… w mojej ocenie w trakcie egzaminu zasnął Pan jako egzaminator i jako człowiek i zlekceważył Pan wiele przesłanek by przejąć sterowanie pojazdem egzaminacyjnym a nawet nie dopuścić do wjazdu na przejazd kolejowy. A jak usłyszałem, że przerywając egzamin nie chciał Pan skrzywdzić osoby egzaminowanej…. To myślę, że coś tutaj jest popieprzone i wywrócone do góry nogami. Fakt - nie skrzywdził Pan osoby egzaminowanej i nawet ocenę negatywną ustalił Pan w sposób prawidłowy, ale niestety kosztem Jej życia. Czy taki wynik wpisał Pan do systemu?

Jak daleko możemy się posunąć? Chciałbym Pana zrozumieć i Panu wybaczyć, ale mi się chyba nie uda. Zawsze byłem zwolennikiem „nieomylności” egzaminatora. Wiem, że w zdecydowanej większości przypadków „wpierano” osobom egzaminowanym, że największą krzywdą dla nich to ocena negatywna z egzaminu. „Nie możecie nie zdać - wszak jesteście już przygotowani do samodzielnego kierowanie pojazdem” mawiają instruktorzy. Dopiero na egzaminie,  bez „poklepywania się po plecach” następuje zderzenie z motoryzacyjną rzeczywistością - ze ścianą. Te fajne, luźne teksty o wysokim poziomie umiejętności kandydatów na kierowców, to wszystko okazuje się bzdurą - ocena negatywna powinna ukazywać (i ukazuje) niedoskonałości, niedociągnięcia systemu szkolenia – szkoły, instruktora i umiejętności samej osoby egzaminowanej. Ale i to nie może stanowić linii obrony egzaminatora... Czy nas egzaminatorów powinno i czy obchodzi fakt, że osoba odbyła wszystkie godziny szkolenia, jaki i czy w ogóle był egzamin wewnętrzny, kto w tych jazdach uczestniczył? Nie starajmy naprawiać świata - wystarczy jak śpiewał W. Młynarski „róbmy swoje”…

Z pewnym zażenowaniem usłyszałem, że ma Pan „zdawalność ok. 50%” przy „zdawalności WORD 33%”. Dla mnie to stwierdzenie jest mentalną porażką, bo w czym jest gorszy egzaminator, który ma 20% zdawalność od tego, który ma zdawalność 50 %-wą. W jednym i drugim przypadku oznacza tylko to, że kryteria oceny u niektórych osób w danym WORD-zie są zachwiane. Dla mnie to informacja, że kryteria, które obrał Pan w ocenie kandydata na kierowcę są zbyt liberalne… i stąd może brak zdecydowania w podjęciu jedynie słusznej decyzji związanej z przerwaniem egzaminu i przejęciu kontroli nad kierowaniem pojazdem w omawianym przypadku? Potwierdza to fakt „bycia” instruktorem z ponad 40 letnim stażem. Jeżeli wtedy (w 2018 roku) miał Pan (jak sam Pan powiedział) 62 lata, to pytanie raczej powinno brzmieć - ile lat Pan egzaminuje? Chyba dość krótko, a zupełnie inną rolę wypełnia egzaminator a inną instruktor, chociaż obydwie role są nie do przecenienia.

Dziwi mnie również fakt rozważania jazdy egzaminacyjnej w „miejscu o wysokim stopniu zagrożenia”. Dla mnie (a egzaminuję ponad 30 lat) nie są znane takie pojęcie a nawet są dla mnie obce. To egzaminator decyduje o miejscu wykonania określonego zadania - egzaminowany powinien zaś wykazać się umiejętnością jego wykonania. Tutaj ocena może być tylko zero-jedynkowa. Dobrze lub źle. W ślad za tym następuje ocena - pozytywna bądź negatywna. Przerywam lub nie, ale nigdy nie dopuszczam do sytuacji gdzie jest zagrożone czyjeś zdrowie a tym bardziej  życie. Instrukcja jest, jaka jest. Nie jest doskonała i nigdy taka nie będzie. Zwykły egzaminator nie ma na nią wpływu – to tylko narzędzie pracy. Wszyscy jesteśmy niewolnikami tej samej instrukcji egzaminowania, jednakże sama instrukcja nie zwalnia nas z obowiązku myślenia i ze swobodnej oceny sytuacji i zagrożeń, które niejako czyhają na nas w trakcie oceniania egzaminowanego. Ze zdziwieniem słuchałem, że „przejazd przez torowisko” realizował Pan w czwartki, bo w tym dniu ruch drogowy w Nowym Targu był wzmożony i robił Pan to dla dobra osób zdających, żeby szybko, sprawnie, krótko i jak największą liczbę osób, bo przecież dla Pana i kolegów zaplanowano 14 osób do przeegzaminowania a jak domniemam „musiał Pan ich przerobić w 8 godzin”. Nie chcę nawet oceniać ilu „wypuścił Pan” niedostatecznie przeegzaminowanych osób z poczuciem poprawnie zrealizowanego programu egzaminacyjnego. Wielka szkoda, że 23 sierpnia 2018 roku był czwartkiem i podjął Pan decyzję, żeby tam jechać. Szkoda, że znów nie ten czas i nie to miejsce - ale tak mówi każdy winny czy też współwinny sprawca wypadku po czasie, którego nie da się cofnąć. W mojej ocenie zachował się Pan jako instruktor (którym powinien był Pan zostać) a nie jako rasowy egzaminator zdolny do podjęcia szybkich i prawidłowych decyzji. Wszak powinien był Pan wiedzieć, że (o czym niedawno pisałem i co mi ciągle dźwięczy w uszach) lepiej tłumaczyć się przed nadzorem niż przed prokuratorem.

Dlaczego tak się dzieje? Analiza przypadku w Szaflarach pozwala postawić tezę, że w przypadku tego typu zdarzeń nic nie jest proste. Dlatego chciałbym być następną osobą, która postawi wielowątkowe pytanie dlaczego egzaminator zachowuje się tak, jak się zachowuje? Dlaczego wielokrotnie tak trudno podjąć właściwą decyzję? Jak zapewnić bezpieczeństwo osobie egzaminowanej, sobie i innym uczestnikom ruchu drogowego? Dlaczego w zawodzie egzaminatora lub instruktora funkcjonują osoby, których w ogóle nie powinno tam być? Dlaczego tak trudno coś ustalić, ujednolicić i przyjąć jako prawo obowiązujące w danej społeczności? Dlaczego, dlaczego, dlaczego… Czy egzaminator w myśl obowiązującego prawa jadąc na przejazd kolejowy oddalony o 4 km od WORDu popełnił błąd? NIE! Ale coś tutaj jest bardzo nie w porządku.

Mój sprzeciwKiedy słuchałem tej dyskusji zastanawiało mnie kto tutaj jest sprawcą, a kto poszkodowanym. Nie do końca z wypowiedzi Pana Edwarda mogłem to wywnioskować. Jeszcze teraz, w czasie pisania tego artykułu w moim wnętrzu pobrzmiewają słowa o „świętej pamięci Pani Andżelice” i budzi się mój ogromny gniew i niezgoda na taki sposób przedstawiania faktów.

Rodzi się też pytanie dlaczego nie było w tym wszystkim pokory, dobrej refleksji , uderzenia się w pierś i słów „przepraszam, zawiniłem”? W zamian usłyszałem, że egzaminator nie mógł interweniować, bo czekał gdzie zatrzyma osoba egzaminowana a interweniując i przerywając ten egzamin skrzywdziłby osobę egzaminowaną”. Dla mnie to bzdura. Ktoś, kto nie może podjąć jedynie właściwej decyzji w takiej chwili i w takim miejscu nie może i nigdy nie powinien być egzaminatorem.

Jeżeli refleksją podsumowującą wypowiedź jest stwierdzenie, że zatrzymując pojazd egzaminator ocenił, że osoba egzaminowana poszłaby na skargę i to zaważyło o nie podjęciu decyzji o naciśnięciu na pedał hamulca do oporu (była niewielka prędkość, drugi bieg) to myślę, że w mniemaniu łagodnego egzaminatora na jego karierze powstałaby rysa, taki dyshonor i że do tego egzaminator nie chciał dopuścić. A przecież „ludzie mają prawo skarżyć, a my mamy prawo na te skargi odpowiadać (Leszek Gaj). Ileż to skarg jest zasadnych w takich przypadkach. Promil?

Podsumowanie. Panie Edwardzie, dla mnie to spotkanie on-line było próbą wybielenia się. „Tonący brzytwy się chwyta” to właściwe określenie dla argumentacji Pana Edwarda winnego (jak stwierdził w prawomocnym wyroku Sąd) tragedii w Szaflarach. I jak słusznie stwierdził jeden z słuchających tego wywiadu „wszyscy są winni tylko nie on”. Panie Edwardzie - żal mi Pana. Po czymś takim nie zasnąłbym  spokojnie i mam nadzieję, że Pan też tak nie śpi. Nie uspokaja mnie ani ton, ani sposób wypowiedzi a przede wszystkim Pana postawa. Powiedziałbym nawet, że mnie rozdrażnia (stąd ten mój głos w sprawie). Myślę, że po takim czasie (minęło ponad 6 lat), przechodząc przez kolejne szczeble prokuratorsko-sądowe sam Pan uwierzył w argumenty, które zaprezentował w audycji. Pan w nie wierzy, ja nie.

Pod jednym mogę się podpisać. Sam uznaję, że wiele rzeczy, niepowodzeń a nawet tragedii można byłoby uniknąć, gdyby nie oszczędność - pozorna oszczędność rzecz jasna. Mój kolega kiedyś powiedział, że „w którymś momencie kończy się oszczędność, a zaczyna się dziadostwo”. To, że w samochodach WORD w Nowym Targu nie było pedału sprzęgła to skandal. Sam wiem ile taki pedał pod nogą egzaminatora może zdziałać. Stąd mój wniosek do ministerstwa - dajcie szansę, zmieńcie prawo. Bezpieczeństwo ponad wszystko.

Ps. I jeszcze jedno pytanie na koniec. Jeżeli uważa Pan, że naciskając na hamulec i zatrzymując pojazd na przejeździe kolejowym Pani Andżelika „stała się osobą nieodpowiedzialną” to jak Pan nazwie siebie, który przed wjazdem na ten przejazd tego hamulca w ogóle nie użył?

Roman Uździcki