(Fot.: PD@N 468-60)
Jak przypomina “Gazeta pl Bydgoszcz” kilka miesięcy wcześniej ośrodek egzaminowania w Bydgoszczy, ale także w innych miastach, były okupowane od świtu do zmroku. Dzisiaj nie ma kolejek. To tak europejsko, jednak jednocześnie to zapowiedź trudnych dni dla ośrodków i pracujących tam ludzi. Jeżeli już nie są realizowane, to są zapowiadane – zwolnienia. Jak tłumaczy Tadeusz Kondrusiewicz, dyrektor WORD w Bydgoszczy, każdego roku średnio egzaminowali 350 osób dziennie, liczba ta oczywiście spadała w wakacje, ale do 250. Dzisiaj ilość chętnych zmniejszyła się o połowę, niewiele ponad setka dziennie. - Nie ma tłumu, i to się raczej nie zmieni - mówi dziennikowi Kondrusiewicz. - Z tygodnia na tydzień obserwuję tendencję spadkową. Mamy taki sam problem jak inne ośrodki w kraju oraz szkoły ponadgimnazjalne. Młodych ludzi jest po prostu coraz mniej, głównie osiemnastolatków, którzy stanowili większą część naszych klientów. Dyrektor WORD nie kryje, że taka sytuacja oznacza ograniczenia w zatrudnianiu, a nawet zwolnienia. - Na razie likwiduję drugą zmianę, egzaminatorów wysyłam na zaległe urlopy wypoczynkowe. Nieuchronna jest także likwidacja etatów lub zatrudnienie ludzi na pół etatu. Nie mam innego wyjścia - tłumaczy.
A jak w bydgoskich szkołach jazdy? Oczywiście u nich też nie ma chętnych kandydatów na kierowców. - W 2012 r. w Bydgoszczy zarejestrowanych było 97 szkół, teraz jest ich już tylko 83, a wiem, że kolejne szykują się do zamknięcia - mówi Waldemar Winter, dyrektor wydziału uprawnień komunikacyjnych Urzędu Miasta. - I tak wiele z nich pracowało po kosztach i obniżało ceny, by tylko przyciągnąć chętnych. Obecnie już nawet niska cena nie pomaga, nie ma kogo uczyć - zauważa dyrektor. Jerzy Kociszewski, właściciel Szkoły Jazdy Modraczek, działającej od ponad 20 lat, potwierdza, że rynek się skurczył. - Już od dłuższego czasu muszę dokładać do interesu, o zarobku w najbliższym czasie nawet nie myślę. Może dopiero wtedy, kiedy przetrwamy ten kryzys - nie kryje Kociszewski.