Gdy czytam wypowiedzi osławionego – w znaczeniu podawanym przez słownik języka polskiego - instruktora jazdy przypomina mi się rozmowa kwalifikacyjna z kandydatką na sekretarkę. Owa kandydatka zapytana o największy sukces odpowiedziała „Wyszłam za mąż”. Zapewne ów instruktor zakrzyknąłby radośnie „Mam samochód”.
To przecież sukces porównywalny z wyjściem za mąż, a człowiekowi sukcesu „się należy”. Wszyscy powinni ustępować mu z drogi, pokornie stać i czekać aż przejedzie, nie pałętać po drogach do bardzo denerwuje człowieka sukcesu.
Nic dziwnego, że prawdziwy człowiek sukcesu reaguje oburzeniem na wszelkie próby ograniczania jego konstytucyjnych praw na rzecz biedapieszych, których na samochód nie stać.
Tyle tytułem wstępu. W jednej z grup na Facebooku administrator napominał by takie jak wyżej wpisy o konstytucyjnych prawach tagować #sarkazm co niniejszym czynię.
Wracając do naszej jakże smutnej rzeczywistości kraju lokującego się w czołówce niechlubnego rankingu zabijania pieszych na przejściach dla pieszych. Jak informuje policja w okresie od 1 stycznia do 1 grudnia 2019 roku na przejściach dla pieszych w całej Polsce doszło do 2864 wypadków w których zginęło 190 osób a 2790 zostało rannych.
Kto zabija pieszych na przejściu? Jeśli wierzyć mediom robią to samochody autonomiczne. Typowy komunikat o wypadku brzmi „samochód - tu podana marka - śmiertelnie potrącił pieszego. Są/nie ma (niepotrzebne skreślić) utrudnienia w ruchu. Kierowca był trzeźwy”. Marsjanin, gdyby przeczytał taki komunikat, zadałby zapewne pytanie po co badano trzeźwość wkładu białkowego, zwanego czasem kierowcą, skoro potrącającym był samochód.
Słowa mają znaczenie. Tak jesteśmy jako ludzie skonstruowani, że to co czytamy lub słyszymy, wpływa na nasze postrzeganie świata, w tym przypadku na przypisanie winy. Niezawodni Amerykanie nawet zbadali to zjawisko i ustalili, że skłonność do uznania winnym kierowcy – tak są kraje gdzie za wypadki odpowiedzialni są ludzie a nie samochody - lub pieszego zależy od tego jak wypadek został przedstawiony w mediach. I to zależy od użytych słów i skrótów myślowych.
Słowa mają znaczenie. Jeśli w takim samochodzie był jednak kierowca to nie trudno wyobrazić sobie jaką przeżył traumę. No i samochód musiał umyć. Trzeba więc zapytać kto był sprawcą takiego cierpienia i przykładnie go ukarać. Niestety rzadko jest to możliwe bo spryciarz uciekł na cmentarz, a człowiek cierpi.
Wprawdzie według wstępnych danych policjantów, którzy byli na miejscu, sprawcami w 2560 przypadkach byli kierowcy, a to prawie 90 procent zdarzeń, ale nie od dziś wiadomo, że policyjne statystyki są sfałszowane. Człowiek sukcesu ma samochód, jeździ nim to wie. A co taki policjant może wiedzieć?
Jaki jest prawdziwy sprawca? Ma obowiązkowo kaptur, jest ubrany ma czarno, zapatrzony w smartfon i pędzi z szybkością światła przez przejście na czerwonym świetle. Każdy człowiek sukcesu to powie. Zaiste sprawnych mamy staruszków bo dziwnym trafem połowa zabijanych na przejściach to osoby 65+. Nie tylko nie mają odblasków, ale potrafią jak ten 84-latek, potrafią nieść zapaloną latarkę. Nie da się takiego zobaczyć, bo tą latarką to na pewno oślepił biednego kierowcę.
Ludzie sukcesu za kółkiem to najbardziej uciemiężona grupa społeczna, ludzie specjalnej troski. Nie dość, że niedowidzą, niedosłyszą, nie są w stanie ocenić skutków poruszania się pojazdem mającym „martwe pole”, domyślić się dlaczego kierowca na sąsiednim pasie zatrzymał się przed przejściem dla pieszych to jeszcze są ofiarami hejtu w internecie. A przecież to niemoralne takie wyśmiewanie się ze słabości. Zazdrośnicy, potrafią hejtować nawet ciężko pracujących ludzi, którzy wiozą im ciepłe paczuszki a jakiś tam pan Stopek wchodzi na jezdnię i swoim odblaskowym ubrankiem ich oślepia.
A teraz jeszcze te chore pomysły by dać pierwszeństwo biedapieszym zanim jeszcze znajdą się na przejściu. Świat się kończy, społeczeństwo głupieje, za takim przepisem opowiada się już 53.10% a ludzi rozsądnych jest tylko 37.80%. Wiadomo przecież, że musi się to skończyć Armagedonem. Tak było gdy zakazano palenia tytoniu w restauracjach, wszystkie upadły z braku gości.
A teraz już na poważnie. Fakt, że pomysły i propozycje, do których nawiązuję mogły pojawić się w środowisku instruktorów jazdy dowodzi, że źle się dzieje w państwie duńskim. Nie jest to odosobniony przypadek bo obok nich pojawiają się opinie, że zachowań kierowców nie da się zmienić, czy stwierdzenia, że pieszy zabity na chodniku przez kierowcę cofającego dostawczaka powinien uważać.
Słowa są ważne. Zacznijmy od ich zmiany. Zacznijmy od zmiany przepisów.
Co w praktyce oznacza danie pieszym pierwszeństwa zanim jeszcze wejdą na przejście? Dla pieszych nic się nie zmieni jeśli idzie o obowiązki. Nadal będą zobowiązani do szczególnej ostrożności. I tu istotna uwaga. Dochowania tej szczególnej ostrożności nie można oceniać własną miarą – miarą kierowcy. Pieszy nie jest samobójcą, poza niewielką liczbą nie przekraczającą 5% popełniających błędy, zachowuje tę szczególną ostrożność. Rozgląda się w prawo i lewo, ale nie zawsze dobrze widzi, nie zawsze dobrze ocenia odległość lub prędkość pojazdu, nie mówiąc już o intencjach kierowcy. I ma do tego prawo bo pieszy może być stary, niepełnosprawny. Wystarczy zajrzeć do podręcznika medycyny.
Słowa – w tym podręczniku – mają znaczenie. Pieszy może być dzieckiem. Wystarczy zajrzeć do tzw. podstawy programowej by stwierdzić ze pojęcia takie jak prędkość czy odległość dzieci poznają na dalszych etapach nauczania. I nie zmieni tego bicie ich po głowie jak proponował pewien senator. Dzieci mają jeszcze nie wykształcone cechy psychofizyczne i zapewne dlatego nie mogą uzyskać prawa jazdy.
Co obowiązek udzielenia pierwszeństwa zmieni dla kierowców? Będą musieli się rozejrzeć tak jak piesi. Ruszyć głową. Każdy z nas widzi wyraźnie tylko w wąskim zakresie, w nieco szerszym, peryferyjnym widzi już słabo. Tak działa nasze oko. Można zakres powiększyć o 1-2 stopnie ćwicząc mięśnie oczu, ale niewielu to robi. Po takiej zmianie kierowca będzie musiał ruszyć głową by zobaczyć zbliżającego się pieszego. Zupełnie jak pieszy.
I z tych wszystkich poruszonych wyżej powodów piesi powinni mieć pierwszeństwo zanim wejdą na przejście.
Chodzi o to by prawo jazdy nie było licencją na zabijanie.
Prawo o ruchu drogowym jest niestety jedną z gorzej napisanych ustaw a przecież mamy przestrzegać jej zapisów wszyscy, na co dzień a na decyzję o ich zastosowaniu mamy chwilę. MI zapowiedziało nowelizację poprawiającą bezpieczeństwo pieszych. I chwała mu za to. Oby tylko nie zawiodła realizacja i zmiana nastąpiła zgodnie z przepisami o technice prawodawczej. Szczególnej uwadze polecam zapis: „Przepisy ustawy redaguje się tak, aby dokładnie i w sposób zrozumiały dla adresatów zawartych w nich norm wyrażały intencje prawodawcy”.
Elżbieta Wiśniewska (Warszawa)
Edit: Już po napisaniu tego tekstu pojawił się ministerialny projekt mówiący: „Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejścia dla pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność, zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszego znajdującego się w tym miejscu lub na nie wchodzącego, i ustąpić pierwszeństwa pieszemu wchodzącemu na to przejście albo znajdującemu się na tym przejściu.”
Zanim odpowiemy sobie na pytanie kim jest wchodzący na przejście proponuję małe ćwiczenie umysłowe:
- Czy 1 000 000 jest liczbą większą niż 7? Tak.
- A 999 999? Też.
To powtórzmy odejmowanie...
I 999 998 jest dużo większe od 7,999 997 - też. Po prostu jeżeli od liczby dużo większej od 7 odejmiemy 1 to nadal będzie dużo większa niż 7. I tak dalej…
Jaki to będzie piękny proces, gdy jeden zechce udowodnić, że wchodził a inny wręcz przeciwnie.