Główny problem podczas dyskusji na temat właściwych zachowań kierujących na skrzyżowaniu o ruchu okrężnym jest taki, że może w niej uczestniczyć nawet dziesięciu rozmówców i każdy będzie mówił o innym rodzaju „ronda” - jak zatem mają się dogadać?
W Polsce historia „rond” sięga 1959 roku, kiedy to pojawił się pierwszy raz znak drogowy dotyczący ruchu okrężnego, odpowiednik dzisiejszego znaku C-12. Współcześnie skrzyżowania te miały na celu zminimalizowanie ilości miejsc przecinania się kierunków ruchu, tzw.: ”punków kolizyjnych”, zmuszenie kierujących do poruszania się z niewielkimi prędkościami oraz dopuszczenie do płynnego ruchu optymalnej ilości pojazdów w jednym czasie, co naturalnie miało zapewnić dużą przepustowość. Idea genialna w swojej prostocie i do tego bardzo skuteczna. W wyniku rozwoju cywilizacyjnego, a tym samym zwiększania ilości pojazdów na drogach okazało się, że pierwotny kształt współczesnych ”rond” przestał być wydajny, stąd inżynierowie zaczęli prześcigać się w coraz to nowszych technicznie rozwiązaniach - raz lepszych, innym razem lepszych mniej. Wspomniana ewaluacja doprowadziła do stanu jaki mamy dziś, tj., niezliczona ilość rodzajów skrzyżowań i wszystkie oznaczone w podobny, lub wręcz taki sam sposób - przy wykorzystaniu znaku C-12. Jedne przepisy i dziesiątki różnych rozwiązań - jak zatem poradzić sobie w tym gąszczu?
Obecnie główny problem podczas dyskusji na temat właściwych zachowań kierujących na skrzyżowaniu o ruchu okrężnym jest taki, że może w niej uczestniczyć nawet dziesięciu specjalistów i każdy będzie mówił o innym rodzaju „ronda” - jak zatem mają się dogadać? Co ma powiedzieć kierowca, który zbliża się do określonego obiektu inżynieryjnego i tam nagle jest zaskoczony przez myśl inżyniera, której dotychczas na swojej drodze nie spotkał?
- to jedno skrzyżowanie czy kilka?
- jadę prosto, w lewo czy może „trzecie w prawo”?
- „migać” czy „nie migać”?
- który pas zająć?
Te i inne pytania towarzyszą niemalże za każdym razem gdy pojedziemy do obcego miasta.
Niestety, tu rozczaruję, nie ma złotego środka, po zastosowaniu którego, rozwiązalibyśmy wszystkie przedstawione wyżej problemy. Niestety, najpierw budowaliśmy „ronda” - najróżniejsze w swojej konstrukcji a później „kombinujemy” jak do tego dostosować prawo…
Wzorując się na naszych sąsiadach, należało zachować się tak jak w Niemczech. Najpierw ustalono jak ma „rondo” wyglądać, jak należy się na nim zachować, jakie musi spełniać wymagania, etc., a później zaczęto wg tego budować, stąd ta jednorodność i stąd możliwość zaproponowania prawa dedykowanego takim skrzyżowaniom.
Dzisiejsza dyskusja dotycząca sygnalizowania jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej, bo ważniejsza od kierunkowskazu w tym przypadku będzie pozycja na drodze, właściwa obserwacja zachowań innych uczestników i umiejętność przewidywania zdarzeń. Sam kierunkowskaz, bywa że bardzo istotny, ale generalnie służy jedynie, albo aż do komunikowania się ze sobą. Każdy z nas, kierowców używa kierunkowskazu nawet tam gdzie przepisy o tym nie stanowią, gdyż ma poczucie pewnej odpowiedzialności oraz czuje potrzebę poinformowania innych o swoich zamiarach. Dlaczego zatem na „rondzie” miałoby być inaczej?
Może dobrze się stało, że takie wyroki Sądu się pojawiły, gdyż wszczęły dyskusję. Może należy odważyć się i dostosować prawo do potrzeb a nie potrzeby do prawa?
Mariusz Sztal
Kierownik Wydziału Szkoleń i BRD WORD Warszawa