Przegląd prasy

Kataklizm spod znaku „L”

27 kwietnia 2008

Łomżę paraliżują dwie plagi - jadące przez środek miasta tysiące tirów i trenujący między nimi kursanci szkół nauki jazdy z szeroko pojętego regionu – czytamy w “Gazecie Wyborczej”. Do skrętu w lewo z Legionowej - głównej arterii miasta stoi osiem samochodów. Siedem to "elki", dwie mają rejestrację łomżyńską, dwie z innych miast podlaskiego, trzy - spoza jego granic. Z Wyszkowa albo Piszu, a nawet z Warszawy. - Każdy kierowca kiedyś się uczył. Ale my musimy dbać przede wszystkim o mieszkańców naszego miasta. Dlatego proponujemy, żeby "elki" spoza Łomży nie jeździły po jej centrum w godzinach porannego i popołudniowego szczytu. Skoro można było zamknąć nocą nasze ulice dla tirów, to może trzeba poszukać podobnego rozwiązania z kursami nauki jazdy - postuluje Maciej Zajkowski, prezes lokalnej izby przemysłowo-handlowej. Gospodarczy samorząd grodu nad Narwią złożył właśnie u prezydenta miasta apel w tej sprawie. - To rzeczywiście horror, ale my nie możemy niczego zakazać - odpowiada wiceprezydent Łomży Marcin Sroczyński. Zatrzęsienie kursantów na ulicach Łomży wynika z dwóch powodów. Po pierwsze, lokalny Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego, w którym codziennie do egzaminu na prawo jazdy podchodzi od 200 do 250 osób, obsługuje bardzo duży region. Tu zdają kierowcy z powiatów zambrowskiego, kolneńskiego i należących już do innego województwa, ale wciąż bliskich, południowych Mazur. Po drugie, chociaż nie do końca potwierdzają to statystyki, panuje obiegowa opinia, że w Łomży zdaje się łatwo. Dlatego przyszli kierowcy przyjeżdżają tu czasem z bardzo daleka. - Nawet w tej chwili moi instruktorzy szkolą na jej ulicach. Bo i gdzie mają to robić? - przyznaje Maciej Gromadzki, właściciel szkoły jazdy Plus w odległym od miasta nad Narwią o 30 km Kolnie. Jego zdaniem pomysł izby jest nie do zrealizowania: - Egzaminy są w różnych godzinach, np. o godz. 16. A przed egzaminem, dajmy na to o godz. 15, zdający go chce jeszcze poćwiczyć. I co ja na to poradzę? Przecież WORD nie przestanie egzaminować w godzinach szczytu - pyta retorycznie. Jego kolega z branży Mirosław Jach, właściciel szkoły z samej Łomży, potwierdza, że kursanci spoza miasta paraliżują ruch na ulicach, a dodatkowo utrudniają naukę jego kursantom. - Ale ograniczenie dostępu szkołom spoza miasta byłoby niesprawiedliwe. Każdy ma prawo do pracy i nauki - podkreśla. Wiceprezydent Sroczyński przyznaje, że łomżyński magistrat dyskutował na temat nadmiaru "elek" wielokrotnie. Zawsze bezskutecznie. - Konstytucja gwarantuje swobodę działalności gospodarczej. Taki zakaz by ją łamał - mówi wiceprezydent. - Nie jest naszą intencją wydawanie jakichś zakazów. Ale może byłaby możliwa jakaś forma umowy dżentelmeńskiej - Maciej Zajkowski wierzy, że uda się znaleźć jakieś rozwiązanie. I rzeczywiście, władze miasta mają taki właśnie pomysł. Niedługo dostaną wyniki studium transportowego - będzie więc dokładnie wiadomo, kiedy natężenie ruchu na ulicach Łomży jest największe. - Wówczas za pośrednictwem WORD zwrócimy się do właścicieli szkół jazdy z apelem o ograniczenie aktywności w tym czasie - obiecuje prezydent miasta Jerzy Brzeziński.