Europejscy kierowcy ratują się przed utratą prawa jazdy za wykroczenia drogowe, kupując w internecie punkty od innych. W niektórych krajach proceder odbywa się na ogromną skalę – czytamy w “Gazecie Wyborczej”. Zasada jest prosta. Jeśli kierowcę "złapała" na przekroczeniu prędkości kamera, a nie żywy policjant, na nagraniu nie widać, kto prowadził samochód. Właściciel może podać, że samochód prowadził kto inny. Wtedy punkty idą na konto tej drugiej osoby. Czasem punkty przejmują członkowie rodzin lub znajomi. We Francji w latach 2003-05, czyli w czasie, gdy na drogach pojawiła się duża liczba kamer, liczba wykroczeń drogowych popełnianych przez osoby powyżej 65 roku życia z niewyjaśnionych przyczyn skoczyła o 38 proc. Kierowcy poszli jednak dalej i dziś masowo handlują punktami w internecie. "To najnowszy trend. Wyczerpawszy punkty małżonka, mamy w podeszłym wieku lub starszego wujka. Kierowcy, którym grozi utrata prawa jazdy, mogą przywrócić sobie dziewictwo za pośrednictwem internetu, pod warunkiem że mają na to środki" - napisał niedawno dziennik "Le Parisien". We Francji czyste konto oznacza 12 punktów, najmniejsza kara za przekroczenie prędkości to utrata 1 punktu. Koszt zakupu punktu w internecie to od kilkuset euro za punkt w Paryżu do nawet 1,5 tys. punktów w mało uczęszczanych okolicach. Punkty sprzedaje m.in. Pierre-Yves, 45-letni biznesmen z Nantes w zachodniej Francji. - Nie mam wyrzutów sumienia. Oferuję moje punkty tylko osobom, które o niewiele przekroczyły prędkość. Zawsze proszę, by pokazano mi mandat. Nigdy nie sprzedałbym ich piratowi drogowemu - powiedział "Le Parisien". W internecie działają już nawet handlarze, którzy handlują nie tylko swoimi punktami. Proceder jest oczywiście nielegalny. Władze przeprowadzają okazjonalne kontrole, np. gdy okazuje się, że 84-latka jechała 200 km na godzinę w okolicach klubu nocnego w niedzielę o 5 rano. Nie mają jednak sposobu, by sprawdzać wszystkie przypadki. We Francji na podstawie nagrań z kamer wystawia się rocznie ponad 4 mln mandatów. Pomysł na sprzedawanie punktów przyszedł prawdopodobnie z Hiszpanii. Tam według portalu motoryzacyjnego Autopista.es sprzedaje się miesięcznie punkty za 30 mln euro. Na pomysł wpadli już także polscy kierowcy. Jeden z naszych czytelników na drodze, gdzie ograniczenie prędkości wynosiło 50 km/godz., jechał 130 km/godz. Groziło mu za to 10 pkt, co - w związku z tym, że nie było to jego pierwsze wykroczenie - skończyłoby się utratą prawa jazdy. - Babcia sama zaproponowała, by punkty poszły na jej konto, ja zapłacę tylko mandat - mówi. Babcia nie zażądała opłaty. - Chętnie zrobi to z miłości do najstarszego wnuczka - śmieje się nasz czytelnik.